Kto po pracownikach z Ukrainy? Firmy patrzą dalej na Wschód
- Jeżeli chcielibyśmy utrzymać aktualne tempo wzrostu gospodarczego do 2050 roku, Polska musi przyjąć około 5 mln imigrantów tylko po to, aby utrzymać obecny stan rozwoju - wylicza Mariusz Hoszowski, prezes firmy Smart Work.
Utrzymująca się na niskim poziomie stopa bezrobocia oraz coraz większe wymagania polskich pracowników spowodowały, że na rynku odnotowuje się deficyt pracowniczy w wielu gałęziach gospodarki. Do tej pory nowych mocy przerobowych pracodawcy szukali głównie na Ukrainie. Teraz coraz częściej mówi się też o osobach z Dalekiego Wschodu, czyli z Nepalu, Indii lub Bangladeszu.
Przykładowo z danych resortu pracy wynika, że Nepalczycy w 2017 r. złożyli 9732 wnioski o wydanie zezwolenia na pracę. Jeszcze sześć lat temu, w 2012 roku, zainteresowanie pracą w Polsce było zdecydowanie mniejsze. Nepalczyków chętnych pracować w polskich przedsiębiorstwach było zaledwie 509.
Jak mówi Mariusz Hoszowski, prezes firmy Smart Work, tego typu kadra pracownicza trafia do Polski już od dłuższego czasu, jednak dopiero od 2-3 lat zauważalny jest znaczący wzrost liczby wydawanych zezwoleń na pracę.
- Pracownicy z Dalekiego Wchodu przyjeżdżają do nas głównie z Nepalu, Indii i Bangladeszu oraz w mniejszym stopniu z Indonezji lub Filipin. Przyczynę ich zwiększającej się liczby upatruje się nie tylko w trudnej sytuacji ekonomicznej zaistniałej w ich rodzimych krajach, ale w samym spadku ilości pracowników z Europy Wschodniej skłonnych do przyjazdu do Polski. Co więcej, branże takie jak przetwórstwo mięsa i ryb w tej chwili oparte są głównie na pracownikach z Dalekiego Wschodu, gdyż ani Polacy, ani Ukraińcy nie chcą już podejmować pracy na stanowiskach produkcyjnych w tych sektorach, a bez dalekowschodnich pracowników branże te nie miałyby aktualnie możliwości funkcjonowania w Polsce - mówi prezes Smart Work.
Na wzrost zainteresowania poszukiwaniem pracowników na Dalekim Wschodzie zwraca uwagę również Paweł Kułaga z Greygoose Outsourcing i Foreign Personnel Service, firmy, która będzie szukała pracowników w Wietnamie, Indiach, Bangladeszu i na Filipinach.
- Zapotrzebowanie na pracowników z Azji jest duże. Do tej pory nikt w Polsce nie zajmował się rekrutacją z Azji na szeroką skalę ze względu na słabą znajomość tamtejszych realiów, skomplikowaną logistykę i wspomniane wyższe koszty. Ściągnięcie pracownika z Azji może być nawet 10 razy droższe niż pozyskanie osób z Ukrainy. Również czas oczekiwania na pracowników jest dłuższy. Pozyskujemy pracowników z Filipin w około dwa miesiące, ale w przypadku pozostałych krajów może to trwać nawet dwa razy dłużej - mówił w rozmowie z PulsHR.pl.
Pracownik z Dalekiego Wschodu, czyli kto? Z danych Smart Work wynika, że z Dalekiego Wschodu do pracy w Polsce głównie przyjeżdżają osoby niewykwalifikowane. Wyjątek stanowi branża budowlana, gdzie można spotkać wielu pracowników z doświadczeniem, wcześniej wyjeżdżających do Zatoki Perskiej i pracujących przy rozbudowie m.in. Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Autor: KDS
Więcej informacji na www.pulshr.pl