Nie chcą pracować na czarno

Przez lata pracowali za granicą na czarno. Nie dlatego, że chcieli, lecz z konieczności. 56 - letni Mirek ze Śląska oraz 26 - letni Grzegorz z Dolnego Śląska pracują teraz w pełni legalnie, są ubezpieczeni i nie muszą bać się w razie choroby, wiedzą że kiedyś doczekają się emerytury.

Wielu Polaków nadal pracuje za granicą nielegalnie. Zdarza się, że nie mają innej możliwości, ale często także z niewiedzy. Nie wiedzą, że tą samą pracę mogą wykonywać legalnie. Mirek i Grzegorz nie czekali aż ktoś za nich "zalegalizuje" im życie.

Na czarno w Austrii

Mirek odkąd skończył w Polsce elektryczną szkołę zawodową postanowił związać swoje życie z emigracją. Jako cel pierwszego wyjazdu obrał stolicę nad Dunajem.

- W Austrii przepracowałem w sumie około 30 lat, na czarno - przyznaje się pan Mirek. - Wtedy na Zachodzie, takim jak my, nielegalnym przybyszom ze Wschodu było bardzo ciężko - Nękały mnie i kuzyna ciągłe kontrole, wiele razy trzeba było zmieniać paszport, dosłownie chować się przed Policją budowlaną. Mój pierwszy wyjazd za granicę był dla mnie czymś niesamowitym. Pamiętam, że wybrałem się wtedy z kuzynem, tak samo zresztą wystraszonym jak ja i kaleczącym język niemiecki, Fiatem 126P do Wiednia. Noc spędziliśmy w samochodzie i czekaliśmy do rana, żeby przekroczyć granicę. Myśleliśmy, że może być zamknięta. Z perspektywy czasu wydaje mi się to bardzo śmieszne i co najmniej głupie. Ale tak było, w domu zostawiłem młodą żonę i płaczące dziecko, trzeba było spłacać kredyt, więc strach schowałem głęboko do torby podróżnej i wyruszyłem na podbój stolicy Austrii.

Reklama

Nie potrzebowali elektryków

Mirek pracował u różnych pracodawców, lecz jako wykształcony elektryk rzadko mógł się popisać swoim wyuczonym fachem. Austriacy potrzebowali raczej szpachlarzy, malarzy, tynkarzy i innych złotych rączek gotowych za niewiele szylingów zakasać rękawy do pracy.

- Nie zawsze miałem pracę - stwierdza Mirek. Miejscem, gdzie wszyscy się spotykaliśmy (emigranci z Polski) był polski Kościół. Austriacy i Polacy naklejali na znajdującą się tam tablicę ogłoszenia z ofertami zatrudnienia. Czasem po prostu trzeba było stać godzinę, dwie, trzy, cztery, a nawet cały dzień, żeby jakiś Austriak zaprosił kogoś "na robotę". Wyglądało to tak, że podjeżdżał taki jegomość samochodem, pokazywał na placach stawkę, rzucał hasło i wsiadałeś lub nie.

Mirek przeważnie mieszkał u swoich pracodawców, nie były to komfortowe warunki ale znośne. Najważniejsze, że można było nieźle zarobić, zwłaszcza że w Polsce dolary, marki i szylingi miały wtedy relatywnie wysoki przelicznik.

- Kiedy człowiek jest młody i musi kuć całymi dniami w betonie nie zastanawia się nad tym jakie skutki zdrowotne przyniesie to gdy będzie miał 50 lat - opowiada Mirek. - Tak samo jest gdy śpi na styropianie, mało je i ciągle pracuje. Dopiero gdy na plecy wchodzi garb i wszystko zaczyna boleć, człowiek zdaje sobie sprawę jak sam się zniszczył. Ta praca nie miała przyszłości.

Czas na zamiany

Jeszcze pięć lat temu w Niemczech i Austrii na czarno pracowała większość Polaków. Z wyjazdów za granicę panu Mirkowi udało się wybudować dom i pojechać na kilka zagranicznych wycieczek.

Mirek również zdecydował się na szukanie legalnego zatrudnienia. Teraz jako doświadczony elektryk w szwajcarskiej firmie zatrudniającej wykwalifikowanych, wyuczonych elektryków zarabia 30 franków/h. Z własnej kieszeni musi jednak pokryć koszty zakwaterowania i wyżywienia. Dodatkowo opłaca również koszty opieki zdrowotnej.

- Myślę, że zatrudnienie się na biało było najlepszą decyzją w moim życiu. Nie wiem czy doczekam emerytury, ale praca na biało daje mi nadzieję na spokojną starość.

Wyjechał gdy miał 18 lat

- Za granicę wyjechałem kiedy skończyłem 18 lat. Wtedy w Polsce nie mogłem przebić magicznej stawki 3 zł za godzinę. Jako świeżo upieczony maturzysta rozwoziłem butelki z piwem po okolicznych spelunach. Marzyłem o wyjeździe za granicę i udało się. Zatrudnienie znalazłem za pośrednictwem znajomego. Początkowo pracowałem dorywczo w ogrodach, później zatrudniłem się u Niemki przy remontowaniu starego domu. Nie powiem, wiele się tam nauczyłem. Ale zarobki nie były imponujące. Z ledwością udało mi się wynegocjować wtedy 400 euro, nie za tydzień, za miesiąc - wspomina Grzegorz.

Kiedy Grzegorz dowiedział się, że istnieje możliwość zatrudnienia u niemieckiego pracodawcy wyrobił sobie uprawnienia elektryczne i dziś pracuje w niemieckiej firmie jako elektryk.

- Jestem zadowolony z pracy, jaką mi zaoferowano. Z warunków płacowych, zakwaterowania, współpracy z firmą. Cieszę, że nie muszę pracować na czarno i dopraszać o wynagrodzenie. Wystarczyło zdobyć zawód aby zyskać wiele przywilejów.

Polski elektryk w Niemczech zarabia średnio 9 - 10 euro na godzinę. Firmy z własnej kieszeni płacą za zakwaterowanie, pozostaje jedynie pokrycie kosztów wyżywienia. Osoby legalnie zatrudnione w Niemczech mają pełne prawa socjalne, dostęp do świetnej opieki zdrowotnej i zapewnione wysokie świadczenia emerytalne.

Justyna Wrzochul-Stawinoga

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »