Krzysztof Berenda: Panie prezesie, według ostatnich danych Głównego Urzędu Statystycznego o wynagrodzeniach w ciągu roku, nasze pensje wzrosły o ponad 3 proc. Pan jako przedsiębiorca potwierdza, że te wynagrodzenia rosną?
Wojciech Warski: Rosną, ale rosną za pracę przede wszystkim kwalifikowaną. Natomiast cały czas mieliśmy, mamy i najprawdopodobniej będziemy mieli problem w sferze pracy niskokwalifikowanej lub niewykwalifikowanej. A rosną dlatego, że praca kwalifikowana staje się, co zresztą jest trendem ogólnoeuropejskim, po prostu towarem rzadkim.
W Polsce zjawisko samokształcenia nie jest obce co dwudziestemu pracownikowi, a w Europie tylko co dziesiątemu
Mieliśmy za sobą pięć lat ciężkich, pięć lat kryzysowych, to już jest ten okres, kiedy przedsiębiorcy chcą dawać podwyżki? Już myślą o tym, żeby mocniej, lepiej wynagradzać pracowników?
Okres lepszego wynagradzania pracowników trwa mimo kryzysu. Powiedziałbym, że cały czas jak sięgnę pamięcią. Tyle tylko, że rzeczywiście w tej chwili ta presja, zwłaszcza na przykład w tym obszarze, w którym jestem najbardziej kompetentny - to znaczy informatycznym - jest wyraźnie silniejsza. Po prostu bardzo wielu informatyków, zwłaszcza młodych, którzy powinni zasilać nasze zasoby, nazwijmy to krajowe, informatyzuje i pracuje dla pracodawców zachodnich. Powiedziałbym starzy informatycy, nie zawsze mają ochotę kształcić się w kolejnych systemach windowsowych lub innych systemach tworzenia oprogramowania. A generalnie rzecz biorąc popyt na tego typu usługi rośnie eksponencjalnie.
A jak rozmawia pan na przykład w ramach Business Center Club z kolegami, już pan czuje, że oni też są w innych branżach gotowi dawać podwyżki?
To zależy od branży. Tutaj musielibyśmy troszeczkę odnieść się do pewnej teorii wynagradzania, mianowicie o tej chęci podwyższania płac mówimy przede wszystkim wtedy, kiedy pracodawca wie, że pracownik ma wyższe kwalifikacje i jest sprawniejszy, bardziej doświadczony, czyli krótko mówiąc rośnie jego wydajność w pracy.
To tak najbardziej praktycznie. Jeżeli ja bym był u pana pracownikiem, chciał przyjść do pana po podwyżkę, jakich argumentów powinienem użyć, jak mogę pana przekonać?
Tylko jednym - czym wyróżniłem się w stosunku do tzw. średniej, może nie krajowej, ale przynajmniej firmowej. Czy zrobiłem coś więcej niż mam sztywno zapisane w jakiejś umowie o pracę lub umowie, kontrakcie firma - firma. Czy moje możliwości rozszerzałem na koszt firmy i pod przymusem, czy też zrobiłem to w ramach samokształcenia, bo chcę być mądrzejszy i lepiej opłacany. To są argumenty.
Ale lepiej podpierać się przeszłością, pokazując - szefie zrobiłem przez ostatni rok to i to, czy mówić, że w przyszłym roku chciałbym zrobić to, to i to. Który argument lepiej działa, przyszłościowy czy przeszłościowy?
W Polsce zjawisko samokształcenia nie jest obce co dwudziestemu pracownikowi, a w Europie tylko co dziesiątemu
Wyłącznie przeszłościowy. Obietnice są dobre, ale tylko wtedy, kiedy pracodawca ma nóż na gardle... Kiedy tak naprawdę musi się zgodzić na warunki pracownika; z jakiś tam powodów. Niestety jest pewien problem z polskimi pracownikami, potwierdzany zresztą naukowo. Nasze społeczeństwo, nasi pracownicy tak podchodzą troszkę en bloc do zjawiska, mają bardzo niewielką skłonność do samokształcenia się z własnej inicjatywy. Owszem, jak ich firma wyśle na tzw. dokształt, to bardzo chętnie jadą, bo jest przy okazji impreza, zabawa i generalnie urozmaicenie. Natomiast po to, żeby mozolnie śledzić i zaliczać kolejne testy, choćby przez internet i zupełnie z własnej inicjatywy, to już niechętnie. W Polsce zjawisko samokształcenia nie jest obce co dwudziestemu pracownikowi, a w Europie tylko co dziesiątemu. Czyli ta zdolność do kształcenia się ustawicznego jest w Polsce dwukrotnie mniejsza niż w Europie Zachodniej.