W Anglii na winobraniu

Przeciętnej osobie akurat z tymi owcami ten kraj się nie kojarzy. Jednak plantacji winogron jest tam całkiem sporo. I jak łatwo się domyślić pracuje na nich wielu Polaków. Tak jak bohaterka tego tekstu, która tę pracę chwali. Z jednego zasadniczego powodu, a mianowicie dobrych zarobków.

  Pani Anna pochodzi z Pomorza. To młoda kobieta, która w tym roku ukończyła studia dziennie. Aby zarobić, od pięciu już lat latem jeździ pracować do Wielkiej Brytanii. Ma tam grono znajomych i kuzynkę. Na początku u nich nocowała, oni też załatwiali jej pracę. Choć akurat tutaj specjalnie namęczyć się nie musieli. Jeśli ktoś bowiem chce pracować, to tak zwane zwykłe, czyli fizyczne, zajęcie znajdzie bez problemu. Pani Anna pracowała jako pomoc kuchenna w restauracji oraz sprzątaczka. Natomiast trzy ostatnie lata spędziła na plantacji winogron. Pracuje tam od początku do końca września, choć wie, że zdarzały się sezony, gdy te owoce zbierano i w październiku.

Reklama

To może robić każdy    

Ta, do której ona jeździ, znajduje się na peryferiach Grays. To nieduże miasto położone około trzydzieści kilometrów na wschód od Londynu. Tamtejsza plantacja jest duża, należy do Brytyjczyków. W sezonie zatrudniają oni około pięćdziesiąt osób. To generalnie mieszkańcy Europy Wschodniej, wśród nich nie brakuje Polaków.  


Praca wymaga wysiłku. Na plantacji są sześć dni w tygodniu po 8-12 godzin. Wolne przypada w różne dni tygodnia, w niedzielę część ekipy także pracuje, bo przecież winogrona nie poczekają. Za to jest to zajęcie proste. Tną kiście sekatorem i wkładają do dziesięciolitrowych wiader. Następnie przesypują to do skrzyń, znajdujących się na przyczepie, ciągniętej przez mały motocykl. Gdy skrzynki są już pełne, obsługujący maszynę panowie jadą do pobliskiej hali i tam składają skrzynki, zabierając puste. Słowem, jest to zajęcie, które wykonywać może każdy. I koniecznie zadać należy pytanie, ile można tam zarobić?  

Na wspólny rachunek   

 - Nie ma jednej stawki typu tyle i tyle pensów za kilogram - mówi pani Anna. - To zależy przede wszystkim od tego, jakie są zbiory w danym sezonie. Wiadomo, że Anglia to nie Grecja czy Włochy, gdzie latem ciągle świeci słońce. W Anglii pada często, ale nawet i tam są lata mniej, czy raczej bardziej deszczowe. Więc gdy winogron jest mniej, to stawki za ich zbiór są wyższe. Poza tym liczone są ilości tych owoców, które trafiają do magazynu. A to zależy jak szybko są tam zwożone pełne skrzynki, a przede wszystkim od tego, jak szybko pracują zbieracze.        

- Właścicielom plantacji nie chce się liczyć, ile kto indywidualnie w danym dniu zerwał winogron - opowiada pani Anna. - To zresztą logiczne z ich punktu widzenia. Przecież to zajmuje sporo czasu. A tak policzą w sumie ile ton zebrano każdego dnia i podzielą przez liczbę pracowników. Akurat to muszą przeliczać codziennie. Zdarza się bowiem, że ktoś rezygnuje z pracy i na drugi dzień już nie przychodzi, więc go nie liczą.  Czasem też dochodzi ktoś inny. Podkreśla, że nie jest to zbyt lubiany przez pracowników system. Ci lepsi, bardziej wytrzymali zrywając winogrona wyłącznie na własne konto zarobiliby więcej. Choć ma to ten plus, że jeśli ktoś ma akurat gorszy dzień, to inni "go pociągną."       

Mówiąc już o konkretnych sumach, to co roku zarabiała około tysiąca funtów na rękę. Dla niej to naprawdę duże pieniądze. Tym bardziej, że właściciele zainwestowali w budynki socjalne, w których obok plantacji mieszkają pracownicy. Nie muszą za pobyt nic płacić. Pozostaje więc jedynie jedzenie we własnym zakresie. Krótko mówiąc, zrywając angielskie winogrona można przywieźć do domu całkiem sympatyczną sumkę.

Damian Szymczak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »