Kiedy Polska wejdzie do strefy euro?

Bilans akcesji do UE: Ciągle jesteśmy na 50.-60. miejscu

Bilans akcesji do UE jest dodatni, ale mamy jednak nadal problemy: złe prawo, przerost biurokracji, zbyt małą wolność gospodarczą czy emigrację; jesteśmy poza strefą euro - i jeśli nic z tym nie zrobimy, to zaczniemy się cofać - przestrzega w rozmowie z PAP szef BCC Marek Goliszewski.

"Bilans akcesji Polski do UE jest z pewnością dodatni mimo mankamentów, z którymi się stykamy" - powiedział Goliszewski PAP, pytany o bilans integracji dla polskiej przedsiębiorczości, w związku ze zbliżającą się 10. rocznicą wejścia Polski do Unii.

- Środki europejskie pomogły nam przezwyciężyć kryzys i rozwijać to, co powinno być rozwinięte w cywilizowanym państwie. Po wejściu do UE, a generalnie po 1989 roku, znaleźliśmy się w sytuacji najlepszej od stuleci - podkreślił.

Jak argumentował, w dużym stopniu dzięki środkom europejskim zbudowaliśmy drogi i autostrady, choć - ocenił - mogłoby być ich więcej, gdybyśmy mieli lepszą ustawę o zamówieniach publicznych, prawo budowlane, bardziej efektywnie wydatkowali pieniądze, m.in. poprzez mniejszą biurokrację. "Ale i tak się poprawiło, i to widać to tak w dużych miastach, jak w i mniejszych. Powstały baseny, stadiony, zrewitalizowano parki, szkoły" - wymieniał.

Reklama

Zdaniem Goliszewskiego proporcjonalnie najwięcej na akcesji zyskali polscy rolnicy. - Tak bardzo obawiali się UE - wykupienia polskiej ziemi, zalania przez konkurencję z Niemiec etc. Nic takiego się nie stało. Pieniądze, które mają, pozwalają im egzystować na poziomie czasami znacznie lepszym - wbrew obiegowym opiniom - niż średnio uposażonym mieszkańcom miast - mówił szef BCC.

Do plusów akcesji Goliszewski zaliczył też: wzrost PKB i dochodów, wyższy poziom życia, swobodę podróżowania po Europie dzięki układowi z Schengen. "Polska znalazła się w gronie krajów rozwiniętych" - podsumował.

Ale jest - jak podkreślił szef BCC - też sporo mankamentów. "Nie nauczyliśmy się tworzyć dobrego prawa. Tworzymy bardzo dużo, w ostatnim sześcioleciu uchwaliliśmy 800 ustaw, których w większości nikt nie czyta i nie przestrzega. Prawo jest ciągle dziurawe i różnie interpretowane przez urzędników, niestety, często na niekorzyść obywateli. W Krakowie mogę dostać nagrodę za to, za co w Warszawie mnie ukarzą" - krytykował.

Ponadto - kontynuował - w ostatnich sześciu latach biurokracja się rozrosła - przybyło ponad 60 tys. urzędników. - Co niestety oznacza kolejne kłody rzucane pod nogi przedsiębiorców. Na własne życzenie pętamy sobie nogi w wyścigu do tego, by osiągnąć taki poziom życia, jaki mają rozwinięte kraje europejskie - nawet Hiszpania czy Włochy - mówił.

Złe prawo i rozrost biurokracji - konkludował Goliszewski - przyczyniają się do tego, że pod względem wolności gospodarczej ciągle jesteśmy na 50.-60. miejscu w świecie, czyli daleko za średnią europejską.

Przyznał zarazem, że obecnie większość polskiego prawa tworzy się w oparciu o dyrektywy europejskie, a Unia ma tendencje do przerostu biurokracji. Jednak - podkreślił - "projekt wspólnej Europy jest jedyną szansą na to, żeby państwa leżące w Europie i skupione w UE mogły stawić czoła potędze konkurencyjnej USA, Brazylii, Chin czy Indii".

Za mankament Goliszewski uznał też to, że Polska ciągle pozostaje poza strefą euro. "Deficyt sektora finansów publicznych w strefie euro nigdy, nawet w czasie największych perturbacji, nie był wyższy niż w Polsce. Strefa euro konsoliduje się, docelowo przekształci się w nową unię gospodarczą i polityczną. Jeżeli zatem nie przyjmiemy euro, będziemy Europejczykami drugiej kategorii. Ponadto już dziś 80 proc. transakcji w naszym kraju zawieranych jest w oparciu o euro. Tolerujemy więc taką fikcję, jednocześnie narażając się na ataki spekulacyjne na złotego" - wskazał.

Szef BCC zwrócił też uwagę na emigrację młodych. - Z problemem emigracji trzeba coś zrobić. Trzeba tę falę powstrzymać, ale nie przepisami, zakazami, tylko poprzez stworzenie w Polsce godnych warunków pracy i życia - powiedział.

Jeśli chodzi o innowacyjność polskiej gospodarki, Goliszewski podkreślił, że "Polacy zostali sklasyfikowani przez Eurostat i agencję ratingową Gallus jako najbardziej przedsiębiorczy i pracowity - po Koreańczykach - naród na świecie". - Niestety, nie zostaliśmy uznani za najbardziej wydajny naród na świecie, a to jest związane właśnie z nowymi technologiami i innowacjami - wyjaśnił.

Nasze zapóźnienie pod tym względem to - według niego - wynik tego, że innowacje kosztują, a nasze państwo nie stworzyło odpowiednich zachęt, jak np. odpisy inwestycyjne. - Owszem istnieje prawo, które pozwala je realizować, ale jest ułomne i spółki prawa handlowego z niego nie korzystają - dodał. Poza tym - zaznaczył - innowacyjności nie sprzyja polityka kredytowa banków. "Oznacza to, że nowe pomysły, wynalazki trzeba finansować ze środków własnych.

A przecież polskie firmy nie są najsilniejsze. Bogatych spółek prawa handlowego mamy ponad 100 tys., ale de facto przedsiębiorstw mamy zarejestrowanych ponad 3 mln - a mali i średni przedsiębiorcy nie mają pieniędzy na innowacje - zaznaczył.

Podkreślił, że na naukę przeznaczamy proporcjonalnie 4-5 razy mniej niż Niemcy, Holendrzy czy Belgowie. - Pozostaje więc nadzieja, że najbliższa transza funduszy europejskich w dużym stopniu zostanie skierowana na nowe technologie, produkty innowacyjne - i zobaczymy, co z tego wyjdzie" - zaznaczył. Bez postępu w tych wszystkich dziedzinach - podsumował Goliszewski - daleko nie zajedziemy", a wręcz - przestrzegał - "niestety zaczniemy się cofać".

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »