Kiedy Polska wejdzie do strefy euro?

Rostowski: Wyjście z kryzysu to ERM2 i strefa euro

Kluczowym elementem polskiej strategii wyjścia z kryzysu jest wejście najpierw do ERM2, a potem do strefy euro - mówi w rozmowie z "Dziennikiem" minister finansów Jacek Rostowski. Minister podkreśla, że celem jest przystąpienie do ERM2 w pierwszej połowie roku.

- Kraj słaby nie powinien chcieć przystąpić do ERM2. Z kolei w interesie innych nie jest, by do korytarza wpuszczać państwo, które z tego powodu będzie miało kłopoty - dodaje.

Rostowski podkreśla, że w dążeniu Polski do ERM2 nie chodzi o ratowanie waluty, ale o to, iż jest ona "poważnym kandydatem do strefy euro". Dodaje, że jedynym problemem jest zmiana w konstytucji. Według Rostowskiego, nie zgadzając się na te zmianę, PiS osłabia złotego.

Na pytanie, kiedy rząd podejdzie do zmiany ustawy zasadniczej minister odpowiada, że będzie to zależało od sytuacji politycznej. Dodaje, że jest możliwe, by Polska weszła do ERM2 bez tej zmiany, ale z przekonaniem, że może ją szybko zmienić.

Reklama

*

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział w niedzielę w Brukseli na marginesie szczytu antykryzysowego, że Polska nie zwraca się o złagodzenie kryteriów wejścia do strefy euro w czasach kryzysu.

Odrzucił też zaproponowany przez Węgry w niedzielę rano plan specjalnej pomocy dla dotkniętego kryzysem finansowym i gospodarczym regionu Europy Środkowej i Wschodniej w wysokości 160-190 mld euro, przekonując, że nie należy dzielić Europy na wschodnią i zachodnią.

Pytany przez dziennikarzy, czy Polska apeluje o złagodzenie kryteriów wejścia do eurolandu, Rostowski powiedział: "Nie, nie apelujemy. Uważamy, że polska gospodarka jest na tyle silna, że może do strefy euro wejść bez żadnego łagodzenia warunków".

- Oczywiście, gdyby takie złagodzenie miało mieć miejsce, to będziemy się z tego cieszyli - dodał minister w kuluarach nadzwyczajnego, antykryzysowego szczytu UE.

Rostowski przyłączył się do wyrażanej przez czeskie przewodnictwo i inne nowe kraje krytyki węgierskiego planu prawie 200 mld euro pomocy dla państw regionu.

Uzasadniając potrzebę takiego planu, węgierski premier Ferenc Gyurcsany tłumaczył, że nowe kraje bardzo ucierpiały z powodu kryzysu finansowego, a ich banki są ofiarami odpływu kapitału do banków-matek w zachodniej Europie.

- Nie możemy pozwolić sobie, by nowa żelazna kurtyna podzieliła Europę na dwie części - mówił węgierski premier.

- W sprawie ogólnego programu, który by popierał region Europy Środkowo-Wschodniej, entuzjazmu nie było - powiedział Rostowski po zwołanym z inicjatywy premiera Donalda Tuska spotkaniu dziewięciu liderów państw Europy Wschodniej i Środkowej. Protestował przeciw "podziałom kontynentu" i mówieniu o tym, że "najbardziej zagrożone są niby kraje na Wschodzie".

- Są kraje należące do strefy euro w Europie Zachodniej, które są w dużo gorszej kondycji gospodarczej niż kraje nienależące do euro w Europie Wschodniej - powiedział Rostowski dziennikarzom.

Także premier sprawujących unijne przewodnictwo Czech Mirek Topolanek wyraził się sceptycznie o węgierskim planie. "Nie sądzę, że Europa Wschodnia jest specjalnym regionem, nie sądzę, że trzeba oddzielać kilka krajów w łonie UE, popieram pomoc dla wszystkich, którzy jej potrzebują" - powiedział.

Stanowczy sprzeciw wyraził też premier Estonii Andrus Ansip: "Nie uważam, że należy blokowo pomagać wszystkim krajom Europy Wschodniej, których sytuacja jest bardzo różna" - powiedział. Estonia - podkreślił - nie ma kłopotów z płynnością, w przeciwieństwie np. do Łotwy.

Rostowski przekonywał, że na miniszczycie liderów nowych krajów UE, który odbył się w polskiej ambasadzie, panowała "duża zgodność", iż nie należy dzielić UE na wschodnią i zachodnią.

- Miniszczyt potwierdził, że wszystkie nowe kraje Europy popierają najgłębsze zasady UE: wolnego handlu, wolnego przepływu kapitału, świadczenia usług i wolnego przepływu pracowników - relacjonował. Zapewnił, że nowe kraje będą "zwalczały protekcjonizm tak w UE, jak i między UE a innymi blokami gospodarczymi".

- Nie może być tak, że kraj pomaga swojemu systemowi bankowemu, mówiąc, że te pieniądze, które są częścią pomocy, nie mogą wypłynąć poza granice kraju - powiedział. Ujawnił, że mówił o tym premier Węgier, a Donald Tusk i zaproszony na miniszczyt przewodniczący KE Jose Barroso się z nim zgodzili.

Dla Rostowskiego niezwykle ważne jest też, by również w czasach kryzysu "wszyscy trzymali się odpowiedzialnej i rozsądnej polityki fiskalnej". "Stabilność polityki fiskalnej jest kluczowa" - podkreślił.

Na "miniszczycie" krajów regionu nie było mowy o euroobligacjach. Zdaniem Rostowskiego temat ten nie pojawi się też na szczycie całej UE. "Myślę, że euroobligacje (zostały) załatwione (...) w Hamburgu. (...) To zagrożenie powoli odchodzi" - ocenił. Tłumaczył, że Niemcy nie odniosły się "z entuzjazmem" do pomysłu wprowadzenia euroobligacji.

- W sprawach unijnych zawsze jest bardzo ważne, aby zabrać głos na początku debaty. Dlatego bardzo nietrafiona była krytyka, że to (euroobligacje) to nie jest coś, co się na pewno stanie. (...) Bo kiedy dochodzi do tego etapu, to jest już za późno. Polska zabrała głos wcześnie w tej debacie, nie tak jak przy klimacie - dodał minister.

(PAP)

PAP/Dziennik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »