Prezes PFR: Rosja wojnę gospodarczą przegra. "Ale to będzie rozłożone w czasie"
- Rosja krok po kroku traci swój potencjał ekonomiczny i mając skalę gospodarki 10-krotnie niższą niż europejska i 20-krotnie niższą niż kraje NATO, nie jest w stanie tej gospodarczej wojny wygrać. Przegra ją, ale to będzie rozłożone w czasie - powiedział Interii Paweł Borys, prezes PFR.
Czy Ukraina przetrwa gospodarczo? - pytany o to Paweł Borys podkreślił, że "Rosja prowadzi wojnę nie tylko pod względem militarnym ale też gospodarczą wymierzoną w Ukrainę jak i w resztę Europy".
- Ukraina jest dewastowana w sposób potężny, bo to są straty fizyczne, w infrastrukturze, padają też firmy. Spodziewany spadek PKB wynosi około 40 proc. Do tego trzeba doliczyć potężny deficyt budżetowy - przez cały czas wypłacane są renty i emerytury. Kraj przeszedł na gospodarkę wojenną - powiedział Interii Biznes prezes PFR.
Jak dodał: - Jednak dzięki jedności Zachodu i potężnemu wsparciu przede wszystkim USA, które zasiliło kraj miliardami dolarów, ale też Wielkiej Brytanii - pamiętajmy, Polska też jednym z liderów wsparcia - Ukraina została ustabilizowana gospodarczo, nie grozi jej upadek.
- Pod względem fiskalnym, niewypłacalności - wierzyciele zachowują się stabilnie. Do tego uzyskała wsparcie, aby mogła możliwie stabilnie przejść przez okres wojny. Dzięki tej pomocy Ukraina koncentruje się na tym, żeby pokonać Rosję i obronić swoją niepodległość - zauważył rozmówca Interii.
Pytany o wpływ sankcji na rosyjską gospodarkę, prezes PFR podkreślił, że one działają a "skala recesji w rosyjskiej gospodarce wyniesie około 10 proc.". - PKB Rosji to półtora biliona dolarów, czyli straty wyniosą 150 miliardów dolarów. Przypominam, całe PKB Ukrainy to około 150 mld dolarów. Więc te straty w sensie nominalnym są większe po stronie Rosji niż Ukrainy - powiedział.
- W mojej ocenie Putin przygotowywał się do tej wojny kilkanaście lat - wskazał. I wymienił m.in. budowanie funduszu rezerwowego, odchodzenie od dolara, spadek zadłużenia do jednego z najniższych na świecie. - Zrobiono to aby Rosja nie straciła dostępu do kredytów. Przechodzenie rezerw walutowych na chińskiego juana i na złoto. A od kilku lat bardzo mocno odbudowywanie kilku branż zwłaszcza w przetwórstwie rolniczym aby być niezależnym żywnościowo. Kilka lat temu Rosja importowała zboże, teraz je eksportuje - zauważył Paweł Borys.
- Widać, że Putin latami przygotowywał się do tej wojny i choćbyśmy chcieli, żeby sankcje były dewastujące i Rosja zbankrutowała, żeby nie było jej stać na prowadzenie tej wojny, to niestety Putina stać, znajduje inne kierunki sprzedaży ropy, wciąż sprzedaje gaz do Europy. Jednak krok po kroku traci swój potencjał ekonomiczny i mając skalę gospodarki 10-krotnie niższą niż europejska i 20-krotnie niższa niż kraje NATO, Rosja nie jest w stanie tej gospodarczej wojny wygrać. Przegra ją, ale to będzie rozłożone w czasie. Każdy dzień osłabiania potencjału gospodarczego Rosji, to jest zwiększenie naszego bezpieczeństwa jako kraju - dodał.
Ropa, nie gaz, to główne źródło - przypomniał Paweł Borys - przychodów budżetowych Rosji (około 30 proc. wpływów).
- Decyzja, żeby wprowadzić maksymalny limit cen dla Rosji jest bardzo mądra. Podjęły ją kraje G7. Mówi: potrzebujemy tej ropy, nie jesteśmy w pełni przestawić się z dnia na dzień, a odcięcie się od niej wywołuje spekulacje na wzrost cen paliw. Dopuszczamy, że ropa rosyjska będzie na rynku, ale po niskim koszcie, który uniemożliwi Rosji zarabianie na niej. Z jednej strony gospodarki krajów NATO mają niższe ceny paliw, a z drugiej Rosja traci duże pieniądze. Widzimy, że dobrze zachowywana jest jedność Europy, mimo bardzo labilnej postawy Niemiec i Francji. Krok po kroku działania ukierunkowane są na to, żeby Rosja ponosiła olbrzymie koszty tej wojny - tłumaczy Paweł Borys.
- Moim zdaniem UE wprowadziła złą politykę energetyczną, która pozwoliła też na szantaż (energetyczny prowadzony przez Rosję - red.). Po pierwsze w ostatnich 15 latach zliberalizowano rynek energii w Europie licząc, że doprowadzi to do konkurencji między firmami energetycznymi. Chodziło też o to, aby w większym zakresie ceny energii były ustanawiane na giełdach, w oparciu o mechanizmy rynkowe i o kontrakty. To spowodowało, że tak jak zawsze energetyka działała na kontraktach długoterminowych i stabilnych cenach, teraz mamy sytuację, że dwa tygodnie temu kontrakt na ceny prądu za rok w Niemczech wyniósł ponad 1000 euro, żeby 4 dni później kosztować 400 euro. To jest chora sytuacja. Tak samo dotyczy to cen CO2. KE sama zakładała stabilność tych cen, rozłożono je na lata. Po czym nagle jeszcze podczas pandemii te ceny wzrosły 3-krotnie, znacznie wyżej niż planowano wcześniej. Więc wymagana jest korekta - powiedział Paweł Borys.
A drugi problem - kontynuował prezes PFR - to jest to, że Niemcy w pełni uzależnili się od gazu z Rosji. - Pozwala to łatwo wywoływać spekulację, bo Rosja kontroluje magazyny gazu w Niemczech jak i cały przesył. A system energetyczny żeby się zbalansować potrzebuje gazu, który jest bardzo drogi. Oznacza to bardzo wysoką cenę prądu. Niemcy na szczęście zaczęły inwestować w terminale LNG. Wcześniej wstrzymały te inwestycje. Moim zdaniem są to ostatnie miesiące i kwartały, kiedy Rosja jest w stanie ten szantaż prowadzić. Czyli UE potrzebuje szybko skorygować politykę energetyczną, którą do tej pory prowadziła. Powinna też ograniczyć mechanizmy spekulacyjne i rynkowe i w większym stopniu pozwolić na funkcjonowanie pakietów osłonowych, maksymalnych cen i obniżek VAT. Z drugiej strony jak najszybciej powinniśmy inwestować w infrastrukturę, która umożliwi uniezależnienie się od rosyjskiego gazu. Myślę, że przetrwamy tą zimę. Ograniczmy zużycie energii ale nie panikujmy.
Rozmawiał Bartosz Bednarz
Oprac. Ewa Wysocka