Drugi skok na Otwarte Fundusze Emerytalne
Jest już pewne, że Ministerstwo Finansów chce zatkać dziurę w ZUS pieniędzmi zgromadzonymi przez Polaków w funduszach emerytalnych. Premierowi Tuskowi i ministrowi Rostowskiemu wydaje się, że są to bezpańskie pieniądze, o które nikt nie będzie walczył. Trzeba mieć nadzieję, że Polacy zablokują te działania, gdyż są one groźne dla naszej przyszłości.
Prawie 270 miliardów złotych odłożone przez Polaków w Otwartych Funduszach Emerytalnych to nasze prawdziwe pieniądze. Nie są bezpańskie. Należą do około 16 milionów konkretnych osób, mających na swoich kontach w OFE średnio po przeszło 16 tys zł . Gdy któryś z członków OFE umrze, oszczędności dziedziczy rodzina.
Zagłosuj w internetowym referendum w sprawie OFE
Co ważne, te pieniądze nie leżą na półkach, tylko są systematycznie pomnażane przez finansowych ekspertów. Bez tych kapitałów sytuacja na naszej giełdzie wyglądałaby dużo gorzej (ulokowanych tam jest prawie 100 mld zł z OFE). Dzięki pieniądzom przyszłych emerytów wiele firm może się rozwijać, tworząc nowe miejsca pracy. A co najważniejsze, gdy klient OFE osiągnie wiek emerytalny, dzięki odłożonym pieniądzom będzie miał szansę na wyższe świadczenia, bez potrzeby ściągania dodatkowych pieniędzy od innych pracujących Polaków.
Polska gospodarka zwalnia. Być może w I kwartale tego roku po raz pierwszy od wielu lat nawet skurczyła się. W takich czasach strumień podatków do budżetu (a więc i składek do ZUS) płynie znacznie wolniej i rząd powinien ograniczać wydatki, by nie powiększać deficytu. Nasz rząd nie chce jednak prowadzić żadnych poważnych reform, bo grozi to niezadowoleniem społecznym. Dziś o przyszłym dobrobycie gospodarczym decydują słupki poparcia w sondażach.
Dlatego zamiast walczyć z marnotrawstwem publicznych pieniędzy i kosztownymi przywilejami różnych grup zawodowych, rząd zdecydował się sięgnąć po oszczędności Polaków zgromadzone w funduszach emerytalnych.
Plan jest dość prosty i wyglądający niewinnie. Po prostu pod hasłem zwiększenia bezpieczeństwa pieniędzy przyszłych emerytów będą one wcześniej przekazywane do ZUS. Minister Rostowski planuje, by oszczędności każdego klienta OFE na minimum 10 lat przed osiągnięciem przez niego wieku emerytalnego były przelewane do wspólnego kotła, jakim jest ZUS. Co ważne, te pieniądze nie będą tam przechowywane w jakichś bezpiecznych, gwarantujących zyski instrumentach finansowych. One pójdą natychmiast na wypłatę świadczeń dla obecnych emerytów. Prawdziwym właścicielom tych pieniędzy pozostaną tylko zapisy księgowe. W ten sposób rząd nie będzie musiał pożyczać dodatkowych pieniędzy na wypłatę bieżących emerytur.
Projekt resortu finansów oznacza też jeszcze jedną niezwykle ważną zmianę w systemie emerytalnym. Decyduje praktycznie o tym, że to ZUS będzie wypłacać wszystkie emerytury. Zarówno te pochodzące z pieniędzy pozyskanych ze składek od pracujących, jak i te z wkładów zgromadzonych w OFE. Tymczasem gdy w 1999 r. powstawały fundusze emerytalne, rząd przewidywał powołanie zakładów emerytalnych, które miały wypłacać świadczenia z kapitałów zgromadzonych w OFE. Niestety przez lata żaden rząd nie rozwiązał tego problemem a obecny chce powierzyć tę misję ZUS. To poprawi znacząco stan jego finansów.
Dla emerytów i finansów państwa najkorzystniej by było, gdyby świadczenia wypłacano z prawdziwych odłożonych pieniędzy a nie ze zbieranych składek. W czasach kryzysu może się okazać się, że tych składek będzie za mało i emerytury zostaną przycięte. To nie jakiś nieprawdopodobny scenariusz. Warto przypomnieć, że taką operacje przeprowadzono niedawno w Grecji, a w poprzedniej fali kryzysu na Łotwie. W Polsce natomiast coraz częściej mówi się o konieczności pogorszenia zasad waloryzacji nawet tych papierowych środków zapisanych na kontach w ZUS.
Tak więc samo wypłacanie przez państwo emerytur z OFE jest niekorzystne dla obywateli, a co dopiero mówić o sytuacji, gdy pieniądze trafiają tam na 10 lat przed rozpoczęciem tych wypłat. Zamiast realnych oszczędności emeryci będą dysponować wyłącznie obietnicami, bo tym są zapisy na kontach w ZUS. Im gorzej będzie rozwijać się nasza gospodarka, tym realizacja tych obietnic będzie trudniejsza.
W ostatnim czasie w mediach można było przeczytać wiele analiz i komentarzy bardzo niekorzystnie oceniających OFE. Wypomina się im wysokie płace zarządów, pobieranie wysokich prowizji, przy jednoczesnym często dość prymitywnym sposobie zarządzania powierzonymi oszczędnościami. Jak dodać do tego totalny brak umiejętności komunikacji ze społeczeństwem, jasnym się staje, dlaczego fundusze nie cieszą się zaufaniem społecznym. Dla tego ważne jest, że krytykując rządowy plan zatkania dziury w ZUS oszczędnościami, bronimy swoich pieniędzy a nie OFE w obecnej postaci. Ta walka idzie o uchronienie prawdziwych kapitałów, które mają nam zagwarantować emerytury na starość a gospodarce warunki rozwoju. Nie można się zgodzić, by wpadły one do ZUS, czyli wspólnego kotła, którym "opiekują się" politycy.
OFE na pewno wymagają zmian. Ponieważ same nie chcą obniżać opłat, powinien ich do tego zmusić Sejm. Może też uda się zmniejszyć jeszcze ich liczbę, co też ograniczy koszty ich działania i zwiększy nasze przyszłe emerytury. Bez względu na to co stanie się z OFE, ważne by tą małą częścią naszych składek, która do nich trafia (kilkanaście procent tego co płacimy do ZUS), zarządzały niezależne od rządu instytucje, objęte państwowym nadzorem i mające rządowe gwarancje.
Czytaj raport specjalny: Zamach na emerytury z OFE
Jednym z najczęstszych oskarżeń wobec funduszy emerytalnych jest to, że składki przekazywane im powodują bardzo szybki przyrost długu publicznego. Ponoć te 11 mld zł, które trafią w tym roku do OFE, to główna choroba naszych finansów publicznych. Nie wiadomo, dlaczego tym czynnikiem chorobotwórczym nie jest KRUS, który kosztuje podatników około 15 miliardów złotych rocznie. Nie wiadomo, dlaczego rządu nie martwi te parę miliardów, które dopłacamy do emerytur górniczych. Premier i minister Rostowski nie chcą też reformować karty nauczyciela czy rozrośniętej administracji.
Po co podejmować jakieś niepopularne decyzje, skoro wystarczy ustalić, że wszystkiemu winne są OFE i rozpocząć atak na nie. Jesteśmy właśnie świadkami tej dość dobrze przygotowanej kampanii PR prowadzonej przez rząd. Należy się spodziewać w najbliższych tygodniach eskalacji różnych oskarżeń, a potem oficjalnego już przedstawiania projektu zamknięcia dziury w ZUS naszymi oszczędnościami.
Co dziwne okradani klienci OFE nie mogą liczyć na polityków nawet tych z opozycji. Dziś w polskim parlamencie nie ma żadnej partii, która chciałaby bronić oszczędności emerytalnych przed zamachem ze strony rządu. Dlatego jedyne co pozostaje to protest społeczny, tak jak w przypadku ACTA.
Sprawa jest na tyle poważna, że to co widzimy, to już drugi atak rządu Donalda Tuska na fundusze emerytalne. Pierwszy przed rokiem zmniejszył o przeszło dwie trzecie składki płacone do OFE.
Obecny zamach jest poważniejszy, dotyczy już bowiem pieniędzy zgromadzonych w funduszach. Jeżeli i to uda się rządowi, można być pewnym, że czeka nas trzeci, ostatni akt dramatu. Jakoś tak w Polsce się dzieje, że łatwiej ograbić wszystkich Polaków niż którąś z uprzywilejowanych grup.
Dlatego podstawowym celem powinno być konstytucyjne zagwarantowanie nienaruszalności środków odłożonych na emerytury. Nie może być wątpliwości, że są to prywatne oszczędności Polaków, choć dysponować nimi można w ograniczonym zakresie. Podstawą powinna być ich ochrona przed zakusami polityków. Państwo mogłoby mieć co najwyżej wpływ ma wysokość płaconej składki, która powinna być skorelowana z sytuacją gospodarczą państwa. Normą jest, że w czasach kryzysu oszczędza się mniej. Natomiast przycina się wówczas nieuzasadnione wydatki, a takich mamy ciągle jeszcze zbyt dużo.
Paweł Jabłoński
"Rzeczpospolita"