Marczuk: W pierwszym okresie do PPK powinna przystąpić połowa pracowników
- Według ostrożnych szacunków, w pierwszym półtorarocznym okresie działania PPK przystąpi do nich połowa uprawnionych, później liczba uczestników będzie wzrastać - ocenia wiceprezes PFR Bartosz Marczuk.
Jak zapewnił, PPK to nie "drugie OFE" i obywatele nie muszą obawiać się o swoje oszczędności. Będą to prywatne pieniądze, którymi będzie można dowolnie dysponować - podkreślił.
Ustawa o PPK - zakładająca dobrowolne odkładanie oszczędności przy udziale pracownika, pracodawcy i państwa - weszła w życie 1 stycznia 2019 r. z półrocznym vacatio legis. Największe firmy, zatrudniające powyżej 250 osób, zaczną stosować przepisy ustawy od 1 lipca 2019 r. Później, co pół roku, aż do stycznia 2021, do programu będą przystępować coraz mniejsze firmy.
- Zakładamy, dość konserwatywnie, że ok. połowa Polaków w tych pierwszych czterech falach zdecyduje się na oszczędzanie w PPK. To i tak będzie ogromny skok jakościowy, bo to będzie około 6 mln Polaków, którzy dodatkowo będą oszczędzać - powiedział wiceprezes PFR podczas środowej konferencji prasowej w Katowicach.
Marczuk ocenił, że jeżeli do początku 2021 r. uda się osiągnąć 50-procentowy udział uprawnionych w PPK, to będzie to "dość spory sukces". - Jak będzie więcej, to oczywiście będzie cieszyć, ale myślę, że jak czas będzie upływał, to więcej ludzi będzie się przekonywać do tego, żeby do PPK wejść - powiedział.
Marczuk wskazał, że na Śląsku jest ponad 700 firm, które wejdą do PPK już 1 lipca. Dlatego ważne jest - dodał - by tłumaczyć pracodawcom, na czym polega ten program. Wiceprezes mówił, że PPK to atrakcyjna forma oszczędzania "na stare lata", ze względu na udział pracodawcy i państwa. Jak opisywał, jeśli dana osoba zarabia 4 tys. zł brutto i wpłaca do PPK 2 proc. pensji do PPK, czyli 80 zł. Drugie 80 zł otrzyma od pracodawcy i państwa.
- Wiem o tym, i rezonują do nas te obawy, że wielu ludzi myśli sobie, że PPK to może być drugie OFE - że ktoś przyjdzie, znacjonalizuje te pieniądze, że państwo, kolokwialnie mówiąc, położy na nim swoją łapę - mówił Marczuk i zapewnił, że PPK to całkowicie inny projekt niż OFE.
- To nie jest składka ubezpieczeniowa, składka którą płacimy obowiązkowo, to są nasze prywatne, indywidualne pieniądze i możemy w każdej chwili je wypłacić. Możemy też decydować, w jaki sposób po 60. roku życia dysponować tymi pieniędzmi - zaznaczył.
Prezes spółki PFR Portal PPK Robert Zapotoczny, która będzie wdrażać projekt podkreślił, że PPK nie są "eksperymentem", lecz rozwiązaniem opartym o rozwiązania, które sprawdziły się m.in. w Wielkiej Brytanii czy Nowej Zelandii. - Tam, gdzie partycypuje pracodawca, państwo i pracownik, efekty związane z oszczędnościami są najwyższe - podkreślił prezes. Wyraził nadzieję, że PPK przyczyną się do budowania dużych oszczędności i wkrótce staną się powszechne.
Wojewoda śląski Jarosław Wieczorek ocenił, że PPK przyczyni się do bezpieczeństwa finansowego Polaków. - To pewnego rodzaju synergia i współpraca pomiędzy trzema największymi podmiotami, jakie funkcjonują w polskiej gospodarce - pracodawcami, pracownikami i państwem polskim, które jest swego rodzaju integratorem, pomysłodawcą, ale również wspiera finansowo ten produkt, jakim są PPK - zaznaczył.
Pracownicze Programy Kapitałowe mają dotyczyć ok. 11,5 mln pracowników i mają zapewnić dodatkowe oszczędności dla przyszłych emerytów, po ukończeniu przez nich 60. roku życia.
Ustawa zakłada utworzenie prywatnego, dobrowolnego systemu gromadzenia oszczędności emerytalnych. W program ma być zaangażowane państwo, pracodawcy i pracownicy.
Dotyczy osób, które są zatrudnione na podstawie umowy o pracę. Wpłata podstawowa finansowana przez uczestnika PPK może wynosić od 2 do 4 proc. wynagrodzenia. Z kolei pracodawca dopłacałby składkę od 1,5 proc. do 4 proc. wynagrodzenia. W efekcie maksymalna wpłata na PPK w przypadku jednego pracownika mogłaby wynosić 8 proc. Obowiązywałaby coroczna dopłata z budżetu w wysokości 240 zł, a ponadto państwo dawałoby dodatkową "opłatę powitalną" w wysokości 200 zł.