Pracownicze Plany Kapitałowe pomogą Polakom oszczędzać. Czy to się opłaci?
Po wielomiesięcznych rządowych zapowiedziach, analizach i konsultacjach - naprawdę solidnych - na początku października Sejm uchwalił ustawę o Pracowniczych Planach Kapitałowych. Rewolucja w systemie emerytalnym i finansach państwa? I tak, i nie - pisze Adam Sofuł w magazynie gospodarczym "Nowy Przemysł".
Jak większość rządowych działań w ostatnich kilkunastu miesiącach ustawa o PPK jest elementem Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (patrz: Program Budowy Kapitału). Twórcy strategii wyszli z popieranego przez wielu ekonomistów założenia, że dalszy tak szybki rozwój gospodarki będzie niemożliwy, a przynajmniej bardzo trudny, bez rodzimego kapitału. Skąd go wziąć? Ano właśnie m.in. z PPK.
"Odkładanie na przyszłe emerytury" w wielu krajach należy do podstawowych źródeł finansowania rozwoju gospodarki. To olbrzymie (na emerytury oszczędza większość pracujących, liczy się zatem efekt skali), długoterminowe oszczędności. Dzięki temu mogą posłużyć finansowaniu większych, bardziej złożonych i czasochłonnych projektów.
A u nas? Regularnie oszczędza w perspektywie dłuższej niż 10 lat zaledwie 2 proc. Polaków: stopa oszczędności wynosi u nas 18 proc., podczas gdy w sąsiednich Czechach 26 proc.; na Zachodzie standardem jest 30 proc.
Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że ponad 70 proc. z nas nie zabezpiecza się na przyszłość i nie gromadzi dodatkowych środków z myślą o zakończeniu aktywności zawodowej, a to oznacza perspektywę jeśli nie ubóstwa, to znacznego pogorszenia standardu życia.
W ciągu najbliższych dekad stopa zastąpienia (stosunek świadczenia emerytalnego do ostatniego wynagrodzenia) może spaść do 30 proc... Nie każdy potrafi sobie wyobrazić życie na starość za 1/3 wypłaty...
Pracownicze Programy Kapitałowe mają być odpowiedzią na oba te wyzwania. Skoro Polacy nie chcą oszczędzać sami z siebie, to należy ich do tego zmotywować, a może nawet troszkę "przechytrzyć". Jeśli plan się powiedzie, krajowe i - co ważne - długoterminowe oszczędności będą rosły w tempie kilkunastu miliardów rocznie. Pojawi się zatem więcej pieniędzy na inwestycje i rozwój. Z drugiej strony: dzięki zgromadzonym oszczędnościom, przyszli emeryci podwyższą nieco swe świadczenia. Plan idealny? Powiedzmy, że niezły.
Na oszczędności emerytalne składać się będą pracownicy i pracodawcy. Składka podstawowa to 2 proc. wynagrodzenia dla pracownika i 1,5 proc. dla pracodawcy. Można ją będzie jednak zwiększyć w obu przypadkach do 4 proc. W efekcie maksymalna wpłata na PPK w przypadku jednego pracownika mogłaby wynosić 8 proc. Dla najmniej zarabiających pracowników (poniżej 1,2 płacy minimalnej), dla których pomniejszenie wypłaty nawet o kilkadziesiąt złotych może być problemem, składka może wynosić 0,5 proc.
Wizja nieco wyższej emerytury ma skłonić pracownika do zgody na nieco mniejszą wypłatę "na rękę", a pracodawcę - do zaakceptowania wzrostu kosztów działalności. W niektórych przypadkach, przy marży 2-3 proc., taki wzrost kosztów - plus dodatkowe obciążenia administracyjne związane z prowadzeniem PPK - sprawi firmom spory problem. (...)
I tu wkracza państwo z instrumentami motywacyjnymi. Dla pracowników zachętą do oszczędzania ma być 200 zł składki powitalnej i dodatkowo 240 zł rocznie. A dla pracodawców? Utworzenie PPK będzie obowiązkowe - jedyną korzyścią, jaką mogą z tego odnieść, jest potraktowanie PPK jako benefitu. W obecnej sytuacji na rynku pracy, przy braku pracowników, podniesienie składki płaconej przez firmę do maksymalnej wysokości mogłoby być argumentem w czasie rekrutacji.
Każdy pracownik stanie się automatycznie członkiem PPK, będzie mógł się jednak z niego wypisać. Eksperci chwalą to rozwiązanie, wskazując, że kraje, które zdecydowały się na automatyczny zapis przy wprowadzaniu swoich odmian programów kapitałowych, zyskały znacznie wyższy stopień uczestnictwa. (...)
Ekonomiści sam pomysł oceniają dobrze - może nie jest idealny, ale co do zasady (bo o szczegółach zawsze można dyskutować) nikt jeszcze lepszego nie wymyślił. Połączenie dobrowolności uczestnictwa z automatycznym zapisem daje szanse na wysokie uczestnictwo w programie, a to zadecyduje, czy projekt pod nazwą PPK zakończy się sukcesem. Tylko efekt skali da zauważalny w danych makro wzrost oszczędności, a jednocześnie zauważalnie może zmniejszyć obciążenia państwa w przyszłości (chociażby z tytułu socjalnych dopłat do głodowych emerytur).
- Pracownicze Plany Kapitałowe są pierwszym programem oszczędnościowym skierowanym do 11,5 mln obywateli, który ma szanse stać się prawdziwie powszechnym, dzięki wpłatom zarówno po stronie pracodawcy, pracownika, jak i budżetu państwa - reklamowała program minister finansów Teresa Czerwińska.
Ponieważ jednak udział w PPK będzie dobrowolny, można przyjąć, że część osób postara się zeń wypisać. Resort finansów przy szacowaniu skutków finansowych ustawy (kosztów dopłat, ale wzrostu oszczędności) przyjął, że tę formę oszczędzania wybierze 75 proc. uprawnionych. To by oznaczało, że za rok na rynek od PPK wpłynie 6 mld zł, za dwa lata 12 mld zł, a od 2021 r. dopłynie 15 mld zł rocznie. Może jednak tyle osób do PPK nie przystąpić.
- Każdy wynik powyżej 50 proc. będzie sukcesem, mówimy bowiem o 6 mln osób - podkreśla prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys. W pierwszym roku wydatki z budżetu z tytułu dopłat wyniosą 0,66 mld zł, w drugim 1,42 mld zł, w trzecim - 3,79 mld zł potem ustabilizują się one na poziomie 3,61-3,62 mld zł rocznie.
Jakie będą skutki ustawy? "W wyniku wdrożenia ustawy (PPK) zakłada się, że całkowite aktywa emerytalne polskich gospodarstw domowych wzrosną z poziomu 172,6 mld zł na koniec 2016 r. do poziomu co najmniej 339,7 mld zł po okresie 11 lat w 2027 roku - przy założeniu, że aktywa OFE, IKE i IKZE nie są powiększane o nowe składki, a składki na PPK opłacane są w minimalnej wysokości, tj. 3,5 proc. wynagrodzenia. W przypadku gdyby składki na PPK opłacane były w maksymalnej wysokości 8 proc. wynagrodzenia, to całkowite aktywa emerytalne polskich gospodarstw domowych wzrosną do poziomu 496 mld zł w 2027 r." - czytamy w ocenie skutków regulacji projektu ustawy.
Zasilenie uzyskałaby również polska giełda, można bowiem założyć, że co najmniej kilka miliardów z owych 15 mld rocznie trafiałoby właśnie na warszawski parkiet. Polski Fundusz Rozwoju przewiduje, że PPK przyspieszą wzrost PKB o 0,3-0,4 proc. rocznie. Ma być to efektem wzrostu oszczędności i skierowania dużego strumienia pieniędzy na rynek kapitałowy. A zatem same plusy? Niekoniecznie.
Obawy można wiązać już z uczestnictwem w programie. Przypomnijmy, że lekcja OFE wciąż boli wielu - otwarte fundusze też miały być (fakt, obowiązkowym dla większości) wehikułem oszczędnościowym. Ostatecznie połowa środków została przez poprzedni rząd z OFE zabrana na zmniejszenie długu publicznego - środki te pojawiły się tylko jako zapisy na indywidualnych kontach w ZUS.
Sami autorzy projektu PPK przyznają, że kryzys zaufania związany z OFE jest największym zagrożeniem dla powodzenia programu. Dlatego w ustawie o PPK znalazł się jednoznaczny zapis, że środki tam zgromadzone mają charakter prywatny (w domyśle: nikt ich nie może zabrać).
Nie zmienia to faktu, że przyszłość OFE wciąż jest nieznana - były plany, by kolejne 25 proc. zgromadzonych tam środków trafiło na Fundusz Rezerwy Demograficznej, a pozostała część na indywidualne konta emerytalne w OFE przekształconych w TFI. Im bliżej kolejnych wyborów, tym ten plan ma mniejsze szanse na realizację, a nierozstrzygnięcie tej sprawy nie zwiększa zaufania do systemu emerytalnego.
Inną obawą pozostaje wykorzystanie zgromadzonych oszczędności. Na szczęście rząd zrezygnował z pomysłu, że pieniędzmi z PPK będzie zarządzał jedynie państwowy fundusz emerytalny, co stwarzało zagrożenie, że będzie on inwestował w polityczne, a niekoniecznie najbardziej zyskownie dla przyszłych emerytów przedsięwzięcia...
W ostatecznej wersji ustawy państwowy Fundusz PFR TFI stanie się tylko jednym z wielu; ryzyko spada do minimum - PFR TFI będzie konkurował o klienta z komercyjnymi funduszami i choć być może chętniej niż inni będzie inwestował w państwowe przedsięwzięcia infrastrukturalne, to raczej nie ma mowy o inwestycjach czysto politycznych.
Budżetowe koszty dopłat nie wyglądają oszałamiająco. 3,6 mld zł to nie jest kwota, która spędziłaby sen z powiek ministra finansów. Wejdzie ona jednak w pulę wydatków sztywnych budżetu - dopłaty muszą być wypłacane tak, jak emerytury. Tu się nie da nic przesunąć z działu do działu lub odsunąć płatności na następny rok. Od połowy 2021 r. do systemu wejdą też pracownicy sfery budżetowej - ok. 2 mln zatrudnionych jest tu płatnikiem składek - i państwo będzie tu też, pośrednio lub bezpośrednio, pracodawcą. Tego obciążenia w budżecie jeszcze nie uwzględniono.
PPK ze względu na skalę nie jest programem łatwym - rząd zapowiada zresztą okresowe przeglądy jego działania. Ale w zgodnej opinii ekspertów stał się projektem, który ma obecnie największe szanse pobudzić oszczędności Polaków i zapewnić im bardziej godziwe życie na emeryturze.
Z tego punktu widzenia to rewolucja. Ale w sferze twardych, ekonomicznych faktów program PPK nie rozwiąże problemów ani systemu emerytalnego, ani finansów publicznych. Być może jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym. Trzeba myśleć dalej...
Adam Sofuł (Nowy Przemysł)
Więcej informacji na www.pulshr.pl