Agnieszka Haponik, LeasingTeam: Setki tysięcy miejsc pracy dla Ukraińców

- Wiele polskich branż korzystało z pracy obywateli Ukrainy, głównie mężczyzn. Gdy wybuchła wojna spodziewaliśmy się bardzo dużego odpływu pracowników - dziś szacujemy go na 4-5 proc., ale widzimy że chętnych przybywa - ocenia Agnieszka Haponik, dyrektor rozwoju biznesu i marketingu w firmie LeasingTeam. - Nasz rynek pracy jest żądny osób, które chcą pracować. Wprawdzie GUS mówi o 150 tys. wolnych etatów, ale my szacujemy ich liczbę nawet na 500-600 tys., a sezon wakacyjny dopiero przed nami - dodaje.

- Pracodawcy mogą szukać brakujących pracowników w innych krajach, już szukamy dla naszych klientów pracowników w Mołdawii czy Gruzji. Wchodzą też w grę pracownicy z innych kontynentów - Azji, Afryki, nawet Ameryki Płd. Warto jednak pamiętać że przyjazd tych ludzi to kwestia nawet 5 miesięcy, trzeba więc o tym pomyśleć z dużym wyprzedzeniem. Zdarzają się już jednak sytuacje gdy pracownicy rezygnują z uzgodnionego już przyjazdu, bo boją się że blisko Polski trwa wojna. Oczywiście są też polscy pracownicy, ci jednak nie są zainteresowani pracą za pieniądze jakie są im oferowane, a firm po pandemii nie stać na bardziej hojne oferty. Mamy też w ostatnich latach wiele świadczeń socjalnych, stąd sporo osób po prostu woli z nich korzystać niż pracować - to nagminny problem - podkreśla Haponik.

Reklama

- Nasz rynek pracy jest żądny osób, które chcą pracować. Wprawdzie GUS mówi o 150 tys. wolnych etatów, ale my szacujemy ich liczbę nawet na 500-600 tys., a sezon wakacyjny dopiero przed nami. Praca kobiet z Ukrainy może być wybawieniem np. dla branży medycznej, hotelarskiej czy gastronomicznej - dwie ostatnie straciły mnóstwo pracowników podczas pandemii. Polska gospodarka bardzo potrzebuje ludzi i nikt tu nikomu nie zabierze pracy - przekonuje ekspertka.

- Polscy pracodawcy chętnie pomagają pracownicom z Ukrainy, mówię o organizowaniu przyzakładowych punktów opieki dla dzieci, bezpłatnych kursach języka polskiego, sponsorowaniu zakwaterowania, to wszystko jest coraz częstsze, ale wszystko zależy od możliwości danej firmy. Bywa też że same Ukrainki zrzeszają się w grupy i pracują na zmiany, dzieląc się opieką nad dziećmi - dodaje Haponik.

- Oczywiście jest ryzyko że najcenniejsi pracownicy nie pozostaną w Polsce, pojadą dalej. Przeprowadziliśmy jednak setki rozmów z których wynika, że zdecydowana większość uchodźców chce właśnie u nas przeczekać wojnę i wrócić do ojczyzny. Nie jadą dalej także z powodu braku bariery językowej w Polsce - uważa Agnieszka Haponik. - Warto dodać że wprawdzie 2-3 lata temu wynagrodzenia Ukraińców były niższe od zarobków Polaków, ale to się zmieniło, nikt z nich nie chce już pracować po 200 godzin miesięcznie za najniższą płacę krajową. Dziś wynagrodzenia się zrównały. Ale ostatecznie i tak wszystko zależy od wpływu wojny na naszą gospodarkę. Na razie pracodawcy nie zmieniają swoich planów - dodaje.

Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »