Mikołaj Zając, prezes Conperio: Praca zdalna wchodzi do Kodeksu pracy. Są problemy
Kontrola trzeźwości pracownika była dotąd często tylko teoretyczna. Proponowane dziś zmiany w Kodeksie pracy wydają się usuwać ten problem, ale tworzą kolejne fikcje, zwłaszcza dotyczące pracy zdalnej - uważa Mikołaj Zając, ekspert rynku pracy, prezes firmy Conperio.
- Kontrola trzeźwości pracownika możliwa była już wcześniej, ale wymagała zaangażowania instytucji zewnętrznych np. policji. Trudno sobie wyobrazić by pracodawca wzywał funkcjonariuszy w każdej wątpliwej sytuacji. W efekcie stawał przed wyborem: albo dopuszcza osobę do pracy ryzykując konflikt z przepisami bhp, albo sprawdza jego trzeźwość sam, co grozi konfliktem z przepisami o ochronie danych osobowych. Proponowane dziś zmiany w Kodeksie Pracy wydają się usuwać ten problem - mówi Zając.
- Mam nadzieję że pracodawca będzie miał możliwość niedopuszczenia do pracy osoby, która nie chce poddać się kontroli. Gdyby było inaczej, byłaby to poważna luka w przepisach. Dziś za ewentualny wypadek odpowiada pracodawca. To nielogiczne - pracodawca odpowiada za skutki, ale nie ma realnej możliwości kontroli pracownika, a sam pracownik odpowiedzialności nie ponosi. Kłopoty mamy także z kontrolą zwolnień L4 - bywa że pracownik, który formalnie przebywa na zwolnieniu lekarskim, jest tak pijany że nie może podpisać się pod protokołem kontroli, formalnie więc nie sposób jej przeprowadzić. Owszem, zakazu picia alkoholu na zwolnieniu wprost nie ma, ale nie znam żadnej terapii, która alkohol zaleca. A obowiązkiem pracownika jest podjąć wszelkie działania by jak najszybciej być znów zdolnym do pracy - podkreśla rozmówca Interii.
- Przy okazji podjęto próbę uregulowania zasad pracy zdalnej, ale moim zdaniem jo sfera wciąż o kilka długości przed przepisami. Pracownik będzie mógł skontrolować pracownika w jego domu, ale pracownik musi być o kontroli uprzedzony i musi się na nią zgodzić. Trzeba by zatem bardzo się postarać by zostać "przyłapanym" na spożywaniu alkoholu podczas pracy w domu. Kontrola nie ma dotyczyć tylko trzeźwości - chodzi przede wszystkim o sprawdzenie przestrzegania zasad bhp i ochrony danych osobowych. Podejście ustawodawcy do pracy zdalnej jest zbyt "liniowe". Twórcy przepisów nie lubią jej, bo mają z nią problem. Pracować można przecież nie tylko w firmie czy w domu, ale także w kawiarni czy w pociągu. Trudno też wyznaczyć dokładny czas pracy. Pojawił się już termin workation - pracodawca wynajmuje pracownikowi miejsce np. na Kanarach, określa zadanie i daje miesiąc na jego realizację. W tym przypadku trudne byłoby już rozliczenie podróży służbowej czy delegacji wg standardowych zasad. To wszystko musi opierać się na porozumieniu pracodawcy i pracownika. A co z danymi osobowymi i ich ochroną - jak zagwarantować że na ekran laptopa pracownika nie spojrzała opiekunka jego dziecka? Albo pasażer, który siedzi obok nas w samolocie? - pyta Zając.
- Do wymogów pracy zdalnej dorosnąć muszą zarówno pracownik, jak i pracodawca. W Polsce wciąż mamy do czynienia z nachalnym micromanagementem - pracownik ma spędzić każdą opłaconą sekundę przed ekranem komputera w wyznaczonym miejscu. To nie jest efektywne. Ale rozliczanie pracy zawsze było problemem... - podkreśla rozmówca Interii.
- Problemem pozostaje kolizja różnych ustaw. W mocy pozostają przepisy, które pozwalają nam odmówić wpuszczenia do domu osób, których nie chcemy w nim widzieć. Tak już jest w przypadku kontroli zwolnień L4. Proponowane zmiany w Kodeksie Pracy nie mówią jednak o żadnych konsekwencjach wobec pracownika, który odmówi poddania się kontroli - mówi Zając.
Wojciech Szeląg