Plony były dobre, a i tak żywności w sklepach może brakować
Rząd nie rozumie, jak produkuje się żywność i znów mówi, że czeka na nasze propozycje - wyślemy więc je kolejny raz - zapowiada Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.
- Rząd powinien chronić cały łańcuch produkcji żywności
- Plany rekompensowania wzrostu cen energii bez producentów żywności
- Producenci żywności chcą oszczędzać energię. Barierą są... przepisy
- Polskie rolnictwo ma zbiory na dobrym poziomie, gdy np. na południu Europy plony są niższe w tym roku nawet o 30 proc., to bardzo duże spadki, ale produkcja żywności to nie tylko samo jej zebranie, ale także przetworzenie, cały łańcuch produkcji, który zaczyna się na polu, a kończy na sklepowej półce. To najwyraźniej nie jest oczywiste dla tych, którzy decydują o funkcjonowaniu przemysłu spożywczego i całej gospodarki żywnościowej. Przykład CO2 pokazał, że coś, co dla rządzących nie miało kompletnie żadnego związku z produkcją żywności, okazało się problemem na miarę potężnego kryzysu - to pokazuje, jak wrażliwa jest produkcja żywności, jak niedobór nawet jednego składnika może w krótkim czasie spowodować niedobory na półkach. Wciąż apelujemy do rządzących - premiera, ministra Kowalczyka, minister Moskwy - by traktowali gospodarkę żywnościową jako cały łańcuch powiązanych branż i podmiotów. Wystarczy że wypadnie jedno ogniwo i łańcuch się rozrywa. Jeśli np. zakłady przetwórcze będą miały energię, a zabraknie jej hurtowniom, chłodniom, logistyce czy sklepom, to nasze produkty utkną w magazynach i nie trafią do konsumentów.
- Kolejny przykład: na wzrostach cen surowców bardzo cierpi produkcja opakowań. Trudno sobie wyobrazić bez nich dystrybucję żywności - nie chodzi przecież tylko o estetykę, ale nade wszystko - o ochronę produktu. Jeszcze dwa lata temu firmy nie gromadziły żadnych zapasów opakowań, królowała zasada "just in time". Dziś jeśli nie masz opakowań na kolejnych 3-6 miesięcy, to nie wiesz, czy w ogóle będziesz mógł produkować. Do tego mamy potężny wzrost kosztów energii - chyba już nikt nie może zaprzeczyć, że ma to ogromny wpływ na ceny żywności i w ogóle na inflację. Nic tu nie pomogą zaklęcia prezesa tego czy innego dużego banku - w końcu część firm nie będzie już mogła tak podnieść cen, żeby pokryć koszty i stanie przed wyborem: produkować ze stratą albo zamknąć działalność. Stagflacja oznacza że nawet przy spadku popytu nie ma możliwości obniżenia ceny - tak już się dzieje. Efektem musi być upadek firm, zwolnienia i mniejsza oferta dla klientów.
- My wciąż nie wiemy przecież, czy energia w ogóle będzie, nawet po horrendalnych cenach. Trzeba się liczyć z wprowadzeniem takich stopni zasilenia, które nie będą wystarczały do prowadzenia hodowli zwierząt czy uprawy warzyw pod szkłem, może się to skończyć niedoborami na rynku. Już dziś bardzo nerwowo reagujemy przecież na zaledwie hipotetyczne braki np. cukru. Dlatego już od wiosny, jako wiele organizacji, apelujemy do rządu i składamy własne propozycje, by uniknąć wyłączenia zakładów przetwórczych. Taki krok to dramat i dla rolników, czyli dostawców, i dla dobrostanu zwierząt, ale nie tylko. Mało kto pamięta, że wiele zakładów przetwórczych ma przyzakładowe oczyszczalnie ścieków, z których korzystają okoliczne gminy. Mało kto wie, że szybkie wyłączenie instalacji chłodniczej grozi skażeniem środowiska i wybuchem. To wszystko opisaliśmy - zakład po zakładzie, branża po branży - i przekazaliśmy do ministerstw rolnictwa i klimatu. Algorytmy w rządowych rozporządzeniach być może pasują do producenta mebli, ale nie do przetwórstwa żywności. Policzyliśmy to - gdyby wprowadzić wysokie stopnie zasilania, to większe zakłady przetwarzające żywność staną, a mniejsze nie dadzą rady zapewnić zaopatrzenia.
- Rząd przyjął plan wsparcia zakładów, których produkcja jest energochłonna i które ponoszą koszty wzrostu cen gazu czy prądu - nie ma w nim nawet wzmianki o produkcji żywności! Będzie za to wsparcie dla przemysłu ceramicznego, a ja mam wrażenie, że społeczeństwo oburzy się raczej na brak żywności niż ceramiki. Mówimy rządzącym, że produkcję żywności trzeba włączyć do tego planu - odpowiadają, że.... czekają na nasze propozycje. Dobrze, wyślemy je raz jeszcze.
- Sami też proponujemy sposoby oszczędzania energii - w niektórych firmach nawet o 20 proc. - przez obniżenie temperatury w części pomieszczeń np. magazynach, oczywiście bez uszczerbku dla pracowników. Nie możemy tego jednak zrobić sami, bo mamy Kodeks pracy. Proponujemy więc zawieszenie na jakiś czas niektórych przepisów. Dla budżetu państwa nie ma tu żadnych kosztów, oczywiście chcemy to skonsultować jeszcze ze związkami zawodowymi.
- Pomysł, by pod pretekstem wysokich marż, dyktowanych przez firmy energetyczne, które funkcjonują w warunkach państwowego oligopolu, opodatkować wszystkich, którzy jakoś sobie radzą, jest kuriozalny. Po wybuchu wojny w Ukrainie przybyło nam w Polsce ok. 3 mln konsumentów, szybko wzrósł więc popyt na żywność. Jeśli jakaś firma przetwórcza zarobiła na tym więcej niż w ubiegłych latach - czy trzeba jej to koniecznie zabierać, czy raczej zostawić, by miała z czego finansować trudniejszy okres, jaki nadchodzi? Jednoczesne zapowiedzi, że komuś się zabierze i że będzie program, w którym mu się da, nie mają sensu. Już trzy lata temu, gdy nie było tak dużej inflacji, apelowaliśmy do premiera o wstrzymanie wszelkich działań, które mogą podnieść koszty produkcji. Niestety - mieliśmy rację.
Rozmawiał Wojciech Szeląg