Polskie uczelnie na skraju zapaści. "Profesor biedniejszy od studenta"

Sytuacja finansowa polskich uczelni już jest zła, a wkrótce grozi im katastrofa. Naukowcy odchodzą, a bez nich nie będzie innowacji i nowoczesnej gospodarki - ostrzega prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

  • Już 2/3 polskich uczelni jest pod finansową "kreską"
  • Nie ma nowoczesnej gospodarki bez zaplecza naukowego
  • Najlepsi pracownicy opuszczają uczelnie by zarabiać gdzie indziej

Gwałtowny wzrost deficytu polskich uczelni

- Raport przygotowany przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich jasno pokazuje jak zła jest sytuacja finansowa polskich uczelni. Z pewnością w czasach kryzysu dużo gorzej żyje się wszystkim, jednak dobrze urządzonego społeczeństwa i nowoczesnej gospodarki nie sposób sobie wyobrazić bez dobrze funkcjonujących uczelni - to znaczy dobrze kształcących i prowadzących potrzebne badania naukowe, a zatem i dobrze finansowanych. Przewidywany wzrost przychodów uczelni w 2022 r. to 2,5 proc., w tym wzrost subwencji to raptem 0,5 proc. Tymczasem koszty operacyjne wzrosną o 13,4 proc. Przekładając to na konkretne sumy widzimy, że subwencja dla sektora nauki wzrasta o 72 mln zł, a koszty operacyjne (czyli opłacenie rachunków, utrzymanie funkcjonowania obiektów, pensje) - o 2,8 mld zł w stosunku do poprzedniego roku. W ubiegłym roku zadłużenie uczelni wyższych wynosiło ok. 400 mln zł., w tym wzrośnie do niemal 1,8 mld zł. czyli czterokrotnie! - mówi Interii prof. Stanisław Mazur.

Reklama

Naukowiec misją się nie nakarmi

- Subwencja z budżetu państwa w coraz mniejszym stopniu pokrywa nasze koszty. Warto zapytać na ile poważnie politycy traktują uczelnie jako ważny element rozwoju państwa. Przecież prowadzenie dobrych jakościowo badań pozwala tworzyć innowacyjne rozwiązania, a w efekcie nowoczesne miejsca pracy w konkurencyjnej gospodarce. Ministerstwo Edukacji i Nauki zaprezentowało niedawno "Politykę Naukową Państwa", które nazywa strategicznym dokumentem. Jest w nim mowa o inwestowaniu w badania, zwiększaniu atrakcyjności kariery naukowej - to wszystko tylko słowa, które nijak mają się do rzeczywistości. Uczelnie mają ogromny problem z kształceniem i prowadzeniem badań, a wśród pracowników narasta frustracja i presja płacowa. Mamy coraz więcej odejść, co boli zwłaszcza gdy dotyczy osób z potencjałem naukowym, ale z samego poczucia misji nikt się nie utrzyma. Osoby które chciałyby pracować na uczelni - rezygnują gdy poznają warunki finansowe. Odchodzą też pracownicy administracyjni - co roku 6-7 proc. - tłumaczy.

Profesor biedniejszy od studenta

- 75 proc. kosztów uczelni to płace - tu miejsca na oszczędności nie ma. Płaca minimalna to 3010 zł brutto. Asystent, który zaczyna karierę naukową, może liczyć na raptem 198 zł więcej. Minimalne wynagrodzenie adiunkta - czyli osoby z doktoratem - wyniesie 138 proc. (w 2018 roku było to 223 proc.). Pensja profesorska w roku 2018 nieco przekraczała trzykrotność wynagrodzenia minimalnego (3,05), dziś stanowi już jedynie niewiele ponad dwukrotność (2,13), a od stycznia spadnie do 1,89 wynagrodzenia minimalnego. Studenci na drugim czy trzecim roku często już pracują w międzynarodowych organizacjach czy firmach i zarabiają znacząco więcej od swych wykładowców! Odchodzą zarówno pracownicy naukowi, jak i administracyjni - zauważa prof. Stanisław Mazur.

Komisarze na uczelniach?

- W 2021 zadłużonych było 38 proc. polskich uczelni, dziś stratę generuje 67 proc., w przyszłym roku może to być nawet 83 proc. Zgodnie z ustawą muszą one wprowadzić program naprawczy, a ostatecznie minister może wprowadzić do nich zarząd komisaryczny. To byłaby katastrofa, nie wierzymy w taki scenariusz, ale to co widać wokół nie napawa optymizmem. Na początku roku UEK płacił za energię 2 mln zł., a dziś niemal 14 mln zł - podkreśla rozmówca Interii. 

Uczelnie apelują o dialog z rządem

- Nasz raport nie jest pierwszym dokumentem w którym bijemy na alarm, poprzedni trafił i do ministerstwa i do premiera, trwają rozmowy, ale nie widać by miały doprowadzić do jakiegoś rozwiązania. Rozumiemy ograniczenia, widać przecież że Polska wchodzi w stagflację, ale oczekujemy partnerskiego dialogu i choćby zarysu dróg wyjścia z tej sytuacji - podsumowuje. 

Rozmawiał Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »