Rynki w cieniu polityki
Rynki są niezwykle wrażliwe na politykę. Wybory, sojusze, strategie, wojny, sankcje - wszystko to czynniki kluczowe dla gospodarki, w tym również dla sektorów powiązanych z surowcami.
Pieniądze lubią spokój - to stare powiedzenie wyraża całą prawdę o biznesie. Bezpieczeństwo, brak zagrożeń, poczucie stabilności gwarantują doskonałe warunki dla rozwoju rynków. Niestety, nawet w przewidywalnych regionach świata zdarzają się sytuacje, które zaburzają ten porządek.
Europa Zachodnia bogaci się od zakończenia II wojny światowej, czyli od ponad 70 lat. Przez ten czas kraje zachodnioeuropejskie zdążyły zapewnić sobie stabilizację ekonomiczną. Z kolei region Europy Środkowo-Wschodniej mógł zacząć budować swoją pozycję dopiero po upadku komunizmu. Istnieje wyraźny związek między zasobnością krajów a czasem trwania pokoju w danym regionie.
Zrównoważona polityka jest kluczowym elementem gwarantującym rozwój gospodarczy. W ostatnich latach wiele zawirowań rynkowych wywołały kryzysy polityczne. Brexit, wejście Rosji na wschodnią Ukrainę, aneksja Krymu, wybory na prezydenta Stanów Zjednoczonych, czy siłowanie się największych mocarstw przekładały się na wzrost nerwowości i zmienności na rynkach.
Obecnie światowa gospodarka jest w dobrej kondycji. MFW pozytywnie wypowiada się również na temat jej perspektyw. Jednak w ostatnim odczycie obniżył prognozy globalnego PKB na 2018 i 2019 rok o 0,2 pkt. proc. w porównaniu z prognozami kwietniowymi. Aktualne szacunki zakładają dynamikę globalnego rocznego PKB na poziomie 3,7 proc. w latach 2018-2020 i 3,6 proc. w latach 2021-2022.
Fundusz wśród ryzyk wskazał m.in. na zagrożenie narastającej wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi a innymi krajami, w tym Chinami, która może negatywnie przełożyć się na światową gospodarkę. Stany Zjednoczone nałożyły cła na import z Chin, którego wartość wynosi 250 mld USD, zapowiadając, że od przyszłego roku obejmą opłatami wszystkie chińskie towary. Chiny z kolei odpowiedziały tym samym, jeśli chodzi m.in. o towary rolne z USA.
Podczas szczytu G-20 Trump spotkał się z chińskim przywódcą, Xi Jinpingiem. Rozmowy przyniosły odwilż - Trump i Xi Jinping zdecydowali, że na 90 dni zawieszą nakładanie nowych ceł. Strony mają też powrócić do negocjacji w sprawach handlu i ogólnych relacji gospodarczych, w tym ochrony amerykańskiej własności intelektualnej w Chinach. Chiny miały z kolei obiecać wznowienie zakupów amerykańskich produktów rolnych. Rynki pozytywnie zareagowały na te informacje. Światowe indeksy rosły, począwszy od azjatyckich poprzez amerykańskie aż po europejskie.
Polityka łączy się ściśle z polityką gospodarczą. Ten czynnik jest szczególnie istotny dla rynku surowcowego. Poszczególne surowce, kluczowe dla gospodarki światowej, jak choćby ropa czy gaz, są dostępne w określonych częściach świata. Są więc elementem rozgrywek politycznych. Z drugiej strony - decyzje polityczne wpływają na ceny surowców.
Na ostatnim posiedzeniu, na początku grudnia, państwa OPEC i Rosja zdecydowały, że w pierwszej połowie 2019 roku zmniejszą wydobycie ropy o 1,2 mln baryłek dziennie. Więcej, niż spodziewał się rynek - wcześniejsze wypowiedzi przedstawicieli kartelu sugerowały, że cięcie może wynieść 1 mln baryłek. Po decyzji OPEC ceny ropy wzrosły.
Decyzja o ograniczeniu produkcji może być odczytywana jako element sporu między Donaldem Trumpem a Władimirem Putinem. Trump publicznie informował przed posiedzeniem OPEC, że liczy na utrzymanie wydobycia ropy na obecnym poziomie, bo świat "nie potrzebuje wyższych cen ropy". Przed samym posiedzeniem minister energii Arabii Saudyjskiej, nieformalnego lidera OPEC, dał Rosji decydujący głos w tej sprawie. Ostatecznie stanęło na tym, że państwa OPEC obniżą wydobycie o 0,8 mln baryłek, a Rosja i jej sojusznicy tylko o 0,4 mln baryłek.
Drożejąca ropa zapewnia większe wpływy do budżetu Rosji, umacniając tym samym pozycję tego kraju. Dążenia Stanów Zjednoczonych mogą być ukierunkowane na osłabienie pozycji gospodarczej Rosji, która jako znaczący eksporter ropy i gazu biednieje wraz ze spadkiem ceny surowców energetycznych.
Ale i Stany Zjednoczone są dużym producentem ropy. Drogi surowiec zwiększa opłacalność wydobycia, a tym samym pozytywnie wpływa na amerykańskie inwestycje i zatrudnienie w tym sektorze oraz w branżach, które pracują na rzecz przemysłu wydobywczego. Z drugiej jednak strony USA konsumują bardzo dużo ropy. Wysokie ceny szkodzą kierowcom i konsumentom. Z punktu widzenia Białego Domu, idealna cena powinna być na tyle wysoka, by nie powodowała problemów z produkcją ropy i jednocześnie na tyle niska, by nie była uciążliwa dla konsumentów.
Do tego dochodzi kwestia irańska. Donald Trump anulował porozumienie z 2015 r., w ramach którego Iran zrezygnował z programu nuklearnego w zamian za zniesienie sankcji. Trump wprowadził na początku listopada m.in. sankcje na zakup irańskiej ropy naftowej, argumentując to szkodliwymi działaniami Iranu w regionie. Restrykcje obejmują także kraje i firmy handlujące z Teheranem. Oznacza to ograniczenie podaży ropy na rynku pociągające za sobą wzrost ceny surowca. Czasową zgodę na zwolnienie z sankcji otrzymało tylko osiem krajów. Prezydent mówił, że sankcje dotyczące ropy z Iranu chce wprowadzać stopniowo, by uniknąć wstrząsów na rynkach energii i globalnego wzrostu cen ropy.
Rozgrywki między Rosją w USA dotyczą również rynku gazu. Amerykańscy politycy podkreślali wielokrotnie, że Stany Zjednoczone są przeciwne budowie gazociągu Nord Stream2 z Rosji do Niemiec, prowadzonego po dnie Bałtyku i omijającego Ukrainę oraz Polskę. Rosji zarzuca się, że chce poprzez swą ostatnią inwestycję zmonopolizować europejski rynek, a przy okazji podzielić i osłabić Europę i jeszcze bardziej pogrążyć Ukrainę.
Tymczasem Stany Zjednoczone w wyniku rewolucji łupkowej wyrosły na gigantycznego eksportera gazu. Amerykański gaz skroplony, transportowany statkami, sprzedawany jest do innych regionów świata, w tym również do Europy. W Europie powstają kolejne terminale skroplonego gazu ziemnego, umożliwiające odbiór dostaw zza Oceanu.
Póki co, ze względu na wyższe ceny surowca, Amerykanie chętniej sprzedają go do Azji czy Ameryki Południowej. Jednak myślą o budowaniu europejskiego rynku zbytu ze względu na rosnące zapotrzebowanie na surowiec w tym regionie świata. Tym bardziej że wiele państw europejskich stara się zmniejszyć swoją zależność od węgla i energii jądrowej. Tu jednak swojej pozycji nie chce stracić Rosja. Stąd siłowanie się dwóch gigantów.
W złożonej sytuacji jest Polska, która zużywa rocznie ok. 17 mld m sześc. gazu. Na podstawie tzw. kontraktu jamalskiego importujemy z Rosji około 10 mld m sześc. błękitnego paliwa. Wydobycie własne wynosi ok. 4-4,5 mld m sześc. rocznie.
Decyzją polityków kilka lat temu podjęto działania, które mają uniezależnić Polskę od gazu rosyjskiego po 2022 r., kiedy to przestanie obowiązywać umowa z Gazpromem. Złożyło się na to wiele czynników, w tym cenowe (wraz ze spadkiem cen surowca Gazprom nawet nie rozważał możliwości renegocjacji kontraktowej ceny gazu, w efekcie Polska płaciła za surowiec więcej niż kraje zachodniej Europy). Dlatego w Świnoujściu wybudowano terminal na gaz skroplony, który umożliwia odbiór dostaw LNG drogą morską. Docierają tu statki m.in. z Kataru i z USA. W trakcie budowy jest też połączenie krajowego systemu przesyłowego ze złożami gazowymi na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. Mowa o gazociągu Baltic Pipe, który ma zostać uruchomiony pod koniec 2022 r. Będzie on przebiegał przez terytorium Danii, a następnie zostanie poprowadzony po dnie Morza Bałtyckiego.
Budowa alternatywnych rozwiązań, będąca częścią politycznego planu polskich władz, ma doprowadzić do większej niezależności energetycznej Polski, zwiększyć konkurencję na rodzimym rynku i umożliwić negocjację cen z dostawcami.
Ale również w przypadku innych surowców polityka odgrywa istotną rolę. I nie chodzi wyłącznie o sytuacje kryzysowe, zawirowania czy rozgrywki między mocarstwami, ale też o długoterminowe cele polityczne poszczególnych państw lub ich grup.
Przyjrzyjmy się choćby miedzi. Eksperci rynkowi szacują, że popyt na czerwony metal będzie rósł, a wraz z nim cena surowca. Obecnie światowa gospodarka rozwija się w dobrym tempie, co sprzyja zapotrzebowaniu na miedź. Póki co nie widać spowolnienia, co zapewnia producentom spokojną przyszłość. Stale rośnie zapotrzebowanie ze strony Chin, które są największym konsumentem miedzi. W efekcie dostawcy metalu muszą myśleć o przyspieszaniu przy realizacji projektów inwestycyjnych, by zapewnić odpowiednią podaż.
Ale wzrost rynku miedzi jest też stymulowany decyzjami politycznymi poszczególnych krajów, w tym dotyczącymi ochrony klimatu i środowiska. Coraz więcej państw odchodzi od energetyki opartej na węglu, idąc w kierunku gospodarki niskoemisyjnej. Nowa strategia klimatyczna Unii Europejskiej zakłada, że w 2050 r. miałaby ona osiągnąć neutralność, jeśli chodzi o emisję dwutlenku węgla.
Drogą do tego celu jest wspieranie inwestycji w energetykę odnawialną i rozwój elektromobilności. Te dwa sektory nie mają szans obyć się bez miedzi, która świetnie przewodzi ciepło i prąd. Miedź jest kluczowa w fotowoltaice. Jest niezbędna do pobierania, magazynowania i dystrybucji energii ze słońca. Łączy moduły fotowoltaiczne z siecią, jest też stosowana w silnikach elektrycznych nachylających panele w stronę słońca. Ilość miedzi w elektrowni fotowoltaicznej o mocy 1 MW wynosi średnio 4 tony.
Ale również energetyka wiatrowa bazuje na miedzi. Wykorzystuje się ją do produkcji generatorów, systemów uziemień i przyłączy kablowych. Dla przykładu morska energetyka wiatrowa wymaga użycia około 6 ton miedzi na 1 MW energii.
Kolejnym pozytywnym czynnikiem jest rozwój elektromobilności. Nawet najprostszy model auta zawiera około 1 km przewodów, głównie do przesyłania danych, sygnałów sterujących czy zasilania elektrycznego. W małych samochodach jest ok. 15 kg miedzi, w dużych, bardziej luksusowych, do 28 kg. Natomiast w samochodach elektrycznych - nawet 100 kg. Szacunki rynkowe mówią, że w związku z rozwojem elektromobilności do 2027 r. zapotrzebowanie na miedź wzrośnie o 1,7 mln ton.
dt