Rozmowy na nowy rok 2022

Ludwik Kotecki, kandydat do RPP: NBP przespał optymalny moment na reakcję

Inflacja w 2022 roku może być dwucyfrowa, a niedawno uchwalony budżet powinien zostać urealniony choćby właśnie z tego powodu. O tym jak finanse państwa tracą przejrzystość oraz o kosztownych błędach w polityce pieniężnej mówi Interii Ludwik Kotecki, były wiceminister finansów i główny ekonomista Ministerstwa Finansów, a teraz kandydat Senatu do Rady Polityki Pieniężnej.

Jacek Ramotowski, Interia: - Mamy ledwo uchwalony budżet na 2022 rok.

Ludwik Kotecki, kandydat Senatu do Rady Polityki Pieniężnej: Oparty na założeniach makroekonomicznych, które są nierealistyczne.

To jedyna wada tego budżetu?

- Nie. Budżet jest w coraz mniejszym stopniu budżetem państwa, gdyż wydatki, które kiedyś były finansowane w ramach budżetu państwa znajdują się poza budżetem. I poza jakąkolwiek kontrolą parlamentu. Są wyprowadzane, wypychane z budżetu do nowych jednostek, do funduszy, które nie są objęte ustawą budżetową, a przede wszystkim do tzw. funduszu przeciwdziałania COVID-19 przy Banku Gospodarstwa Krajowego. Nie jest to już fundusz przeciwdziałania skutkom pandemii, ale realizuje zadania państwa zupełnie niezwiązane z pandemią, a co więcej - zarezerwowane dla innych jednostek, które podlegają regułom budżetu państwa i ustawy o finansach publicznych.

Reklama

Nie wiadomo co się dzieje z tymi pieniędzmi?

- Nie znamy planów finansowych funduszu, nie wiemy na co są i na co mają być te środki wydawane. Zgodnie z ustawą o finansach publicznych wydatki i dochody państwa powinny być przejrzyste, jawne, możliwe do zweryfikowania. Fundusz w BGK się rozrasta, a budżet się kurczy, a analiza budżetu państwa dostarcza coraz mniej informacji dla ekonomistów i zwykłych obywateli. Do tego dochodzą np. wydatki niewygasające, które zgodnie z ustawą powinny być wydane do 31 marca następnego roku, a rząd od dwóch lat wprowadził nową świecką tradycję, że wydatki niewygasające są możliwe do wydawania nawet do 30 listopada. To powoduje, że nie są sprawozdawane parlamentowi, bo sprawozdanie z wykonania budżetu sporządzane jest do maja. A to oznacza, że część wydatków budżetu w ogóle i nigdzie nie jest sprawozdawana, nie jest przejrzysta i nie wiemy co się dzieje z tymi pieniędzmi.

To powód, dla którego większość sejmowa niedawno uchwaliła nieprzejrzysty budżet?

- Jeżeli chodzi o przejrzystość, ważniejsze jest to czego w nim nie ma, a powinno być. Inny problem z budżetem zaś to jego skonstruowanie na podstawie nierealistycznych wskaźników  makroekonomicznych. Choć prace nad nim były prowadzone w lipcu, sierpniu, wrześniu, kiedy skala wzrostu inflacji była mniej ewidentna, jednak już wtedy jej wysokość została założona w budżecie nadmiernie optymistycznie, jako wskaźnik, który miał kształtować wydatki i dochody budżetowe. Sejm uchwalił ostatnio budżet z inflacją średnioroczną na poziomie 3,3 proc. Ekonomiści już mówią o tym, że inflacja średnioroczna będzie powyżej 7 proc., a w poszczególnych miesiącach prawdopodobnie będziemy widzieć poziomy powyżej 10 proc.

Inflacja w 2022 r. przekroczy 10 proc.?

- Niestety, tak. Nie widzę powodu, dla którego inflacja miałaby się szybko zacząć obniżać. Oczywiście zadziała efekt statystyczny, czyli wysokiej bazy z 2021 roku. Będzie on powodować, że w 2022 roku wzrost cen nie będzie taki wysoki, ale zacznie to działać dopiero pod koniec 2022 roku. Natomiast w połowie roku, a szczególnie po wycofaniu tarczy antyinflacyjnej możemy mieć takie wysokie wzrosty cen. Średnioroczna inflacja będzie znacznie powyżej 7 proc., co zresztą przyznał w końcu prezes NBP, czyli będzie ponad dwukrotnie większa niż założona w budżecie. W mojej opinii wzrost gospodarczy będzie w roku 2021 prawdopodobnie trochę wyższy niż zakładał minister finansów, ale niższy w 2022 roku. Minister finansów konstruując budżet nie przewidywał także podwyżek stóp procentowych, które miały miejsce w październiku, listopadzie i grudniu i które będziemy pewnie widzieć w 2022 r. W budżecie na 2022 rok założona jest średnia stopa referencyjna na poziomie 0,4 proc., a już w Nowy Rok wchodzimy z wysokością 1,75 proc.

Co to znaczy dla budżetu?

- Założenia makroekonomiczne kształtują dochody i część wydatków, która jest indeksowana bezpośrednio lub pośrednio wskaźnikami makroekonomicznymi. Mamy więc poważny problem wynikający z tego, że budżet jest oparty na nierealistycznych wskaźnikach makroekonomicznych i z tego punktu widzenia może pocieszające jest to - oczywiście ironizując - że budżet ma coraz mniejsze znaczenie. Do budżetu prawdopodobnie na początku 2022 roku poprawki wprowadzi Senat, po czy wróci on do Sejmu. Senackie poprawki prawdopodobnie zostaną odrzucone przez większość sejmową, gdyż zwykle są blokowo odrzucane. Moim zdaniem już na wcześniejszym etapie budżet powinien być urealniony, kiedy okazywało się, że takie wskaźniki jak inflacja, stopy procentowe, kurs walutowy będą się kształtować inaczej, niż wydawało się to ministrowi finansów. Do tego należałoby urealnić budżet uwzględniając skutki zapowiedzianych działań, które mają nas chronić przed inflacją.

Dzięki inflacji budżet będzie miał większe dochody niż zaplanowano?  

- Prawdopodobnie dochody nominalnie będą wyższe niż to jest zapisane w budżecie, natomiast pozostawienie wydatków nominalnie na poziomie obecnym oznacza, że będą one realnie dużo niższe. To znaczy, że będzie brakować środków na część zadań finansowanych z budżetu, bo choć nominalnie będzie się wszystko zgadzać, to za te same pieniądze będzie można znacznie mniej kupić z powodu wzrostu cen. Z tego powodu powinno nastąpić urealnienie wydatków i dochodów.

O ile wyższe mogą być dochody budżetu, jeśli średnioroczna inflacja wyniesie 7 proc.?

- Już punkt wyjścia, czyli rok 2021 jest inny, wyższy, bo inflacja jest wyższa już od kilku miesięcy. Można zatem przyjąć, że dochody budżetu mogą być wyższe o ok. 4-5 proc., choć nie wszystkie dochody można łatwo urealnić wyższą inflacją. Niektóre dochody planowane w budżecie są zaniżone, a one nie zależą od inflacji. Takim przykładem są dochody ze sprzedaży uprawnień do emisji dwutlenku węgla w ramach systemu ETS. To są ogromne pieniądze, w 2021 roku było to ponad 20 mld zł, a rząd założył pierwotnie w projekcie budżetu na 2022 rok dochody na poziomie 5 mld zł, a potem PiS w Sejmie podniósł je do ponad 8 mld zł. A trzeba pamiętać przy tym, że ceny tych uprawnień poszybowały w górę. Tu także trzeba byłoby urealnić dochody. Przypuszczam, że rząd chce w ten sposób, nierealistycznie prognozując dochody, pokazać, podobnie jak w 2021 roku, że tak świetnie gospodaruje, iż ma więcej dochodów. Będzie je miał, ale tylko dzięki inflacji. To iluzja pieniądza. Biorąc pod uwagę wszystko o czym mówiliśmy, budżet państwa powinien zostać znowelizowany w pierwszych miesiącach 2022 roku. Na autopoprawkę już za późno.

Co będzie się działo z deficytem i długiem?

- Deficyt i dług nie kształtują się na niepokojącym poziomie, choć tu także brakuje przejrzystości. Deficyt sektora finansów publicznych zaprojektowany jest poniżej 3 proc. PKB, a dług publiczny poniżej 55 proc. PKB, ale to co naprawdę kryje się za tymi liczbami niestety jest bardzo nieprzejrzyste. Nie możemy jeszcze mówić o zagrożeniu, natomiast pamiętamy zapewnienia ekonomistów rządowych, że nie powinniśmy się przejmować deficytem i długiem ponieważ stopy procentowe są na tak niskim poziomie, że grzechem byłoby się nie zadłużać. Wszystko to już zostało zweryfikowane negatywnie. Stopy nie są już na tak niskim poziomie, dalej rosną, rentowności obligacji 10-letnich mamy na poziomie 3,7 proc., a jeszcze na początku 2021 roku było to niewiele ponad 1 proc. I będą one dalej rosły. Oznacza to, że także rolowanie długu, który został zaciągnięty w przeszłości będzie po prostu coraz droższe. To będzie obciążało budżety w przyszłości. Nie można mówić, że to jest zagrożeniem już w tej chwili, natomiast w przyszłości będzie stanowić obciążenie wydatków budżetu państwa i na pewno jest nauczką na przyszłość, że nie można zadłużać się polegając na przekonaniu, że stopy procentowe będą wiecznie niskie. W okresie boomu gospodarczego powinniśmy się byli skupić na skumulowaniu rezerw na gorsze czasy zamiast się zadłużać. A nawet w okresie najlepszej koniunktury w ciągu ostatnich lat nie mieliśmy nadwyżki w budżecie.

Dlaczego mamy tak wysoką inflację?

- Inflacja w Polsce już przed pandemią, na przełomie 2019 i 2020 roku była alarmująco wysoka i prawdopodobnie, gdyby nie pandemia, już wtedy stałaby się poważnym problemem. Pandemia spowodowała zamrożenie gospodarki, więc inflacja obniżyła się, ale wcale nie tak mocno jak w wielu innych krajach, gdzie była deflacja. W momencie pandemii stopy procentowe zostały dramatycznie obniżone. Pewne obniżenie stóp było potrzebne, ale prawdopodobnie nastąpiło przestrzelenie w dół. Bo w takich sytuacjach jak pandemia ludzie nie myślą o kredytach, nawet o tanich kredytach. Trzy obniżki w marcu, kwietniu i szczególnie w maju 2020 roku nie miały większego sensu. Jednak dużo poważniejszym błędem było to, co się działo w ciągu roku 2021. Inflacja rosła, widać było to wyraźnie z miesiąca na miesiąc, nasze rówieśnicze kraje jak Czechy i Węgry zaczęły już w czerwcu podnosić stopy, natomiast prezes naszego banku centralnego mówił, że to jest tymczasowe, że "szkolnym błędem" byłoby podnoszenie stóp w takiej sytuacji, i że inflacja sama ustąpi. Ta retoryka ustąpiła, zamiast inflacji, w październiku, a w listopadzie prezes NBP zmienił zdanie co do tego, czy inflacja jest, czy nie jest "przejściowa" o 180 stopni. Oczywiście teraz NBP już wie, że inflacja nie jest "przejściowa" i przez najbliższe dwa lata nie wróci do celu inflacyjnego.

Inflacja będzie wyższa i zostanie z nami dłużej?

- Mamy bardzo duży problem na następne dwa lata, a im dłużej inflacja z nami będzie, tym trudniej będzie z nią walczyć i tym będzie to bardziej kosztowne. Będzie to coraz bardziej odzwierciedlone w oczekiwaniach inflacyjnych ludzi i przedsiębiorców, którzy będą wkalkulowywać w swoje decyzje, że inflacja nie wynosi np. 2,5 proc. tylko 6, 7 a może nawet 10 proc. i w ten sposób będą kształtować ceny swoich towarów i usług. Przekonanie ludzi, że państwo, władze monetarne, będą w stanie odwrócić tę sytuację i powrócić do inflacji 2,5 proc. będzie coraz trudniejsze i kosztowne. Stopy procentowe będą docelowo wyższe niż gdyby podwyżki zaczęły się np. w czerwcu, jak robili to Czesi czy Węgrzy. Inflację można było ograniczać zawczasu, a nie - tak jak teraz - gonić ją.

NBP się spóźnił?

- Mieliśmy bardzo wyraźne sygnały płynące z gospodarki, także sygnały płynące ze wzrostu inflacji bazowej, czyli oczyszczonej z cen najbardziej zmiennych. NBP powinien był widzieć, że ona jest wysoka i rośnie. NBP robi trzy razy do roku projekcję inflacyjną i powinien widzieć też, że każda kolejna projekcja się nie sprawdzała, nawet już po miesiącu od jej opublikowania, jak było to z wiosenną projekcją. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się działo, natomiast NBP ewidentnie przespał optymalny moment na reakcję. Zareagował może nawet z półrocznym opóźnieniem w stosunku do tego kiedy powinien był reagować, zwłaszcza że już w II kwartale 2021 roku polska gospodarka powróciła do poziomu aktywności sprzed pandemii, a wzrost PKB w 2021 roku przekroczy prawdopodobnie 5 proc. więc nie mieliśmy problemu zagrożenia dla wzrostu gospodarczego czy zatrudnienia. Nadmiar taniego pieniądza i presja popytowa, oprócz czynników zewnętrznych, takich jak ceny energii spowodowały, że ceny zaczęły rosnąć bardzo szybko.

Podwyżki stóp powinny być teraz szybsze, czy nadal posuwać się za wzrostem cen w żółwim tempie?

- Były prezes NBP Marek Belka nazwał kiedyś politykę pieniężną sztuką. Rada Polityki Pieniężnej musi teraz wyważyć wszystkie racje, nie tylko problem spłaty coraz droższych kredytów, ale też kwestie stabilności banków. Jednak musimy się liczyć z tym, że RPP będzie dalej podnosić stopy procentowe, choć nie wiadomo do jakiego pułapu, gdyż nie wiemy, co dalej będzie się działo z cenami, z kursem walutowym, z gospodarką.

- Do tego dochodzą niejednoznaczne działania rządu. Z jednej strony mają stanowić osłonę gospodarstw domowych o niższych dochodach przed inflacją, co jest podstawową rolą państwa, szczególnie gdy jest to osłona przed skutkami błędów szeroko rozumianej polityki gospodarczej, ale z drugiej strony część tych działań będzie jeszcze bardziej pobudzać inflację. Może ją także pobudzać wejście w życie Polskiego Ładu, bo spowoduje wzrost kosztów u przedsiębiorców, którzy będą płacić wyższe podatki i składki, a u części gospodarstw domowych spowoduje niewielki wzrost dochodów wskutek trochę niższych podatków, które zostaną wydane na konsumpcję.

- Można oczekiwać, że ludzie nie będą oszczędzać tych pieniędzy tylko je szybko wydadzą, szczególnie, że wiedzą już jak wysoka jest inflacja, i że im szybciej wydadzą te pieniądze, tym mniej stracą, gdyż oszczędzanie w warunkach bardzo wysokiej inflacji oznacza, że każdego dnia tracimy część naszych oszczędności i dochodów. To spowoduje, że pojawi się dodatkowy popyt i dodatkowa presja na wzrost cen. Obawiam się, że wskaźnik inflacji, przejściowo zahamowany przez działania antyinflacyjne potem, gdy tylko zostaną one wycofane, może bardzo mocno podskoczyć i będziemy obserwować poziomy, których nikt dziś nie zakłada, czyli inflacja może być dwucyfrowa. Wiem, to mało optymistyczne na Nowy Rok.

Rozmawiał Jacek Ramotowski  

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »