Tadeusz Kościński, minister finansów: Ja nie podwyższam podatków, ja je uszczelniam
- Wysoka konsumpcja spowoduje, że nasza gospodarka szybciej wróci na tory szybkiego wzrostu, a jak będzie rosła, to zaczną się też inwestycje prywatne. Wyższa kwota wolna od podatku też dałaby efekt rozkręcenia gospodarki. Nie wykluczamy tego - mówi Interii w cyklu "Rozmowy na Nowy Rok" Tadeusz Kościński, minister finansów, funduszy i polityki regionalnej.
Paweł Czuryło, Interia: Dzwonił pan do prezesa NBP z życzeniami noworocznymi i żeby przy okazji podziękować za interwencję na rynku walutowym oraz osłabienie złotego? Dzięki temu dostatnie pan do budżetu więcej pieniędzy z zysku NBP.
Tadeusz Kościński, minister finansów, funduszy i polityki regionalnej: - Nie wiem czy dostanę więcej pieniędzy. Wszystko zależy od tego, jaki zysk zanotował NBP za 2020 r i jak zdecyduje się go podzielić. Nie jest zadaniem ministra finansów komentowanie działań niezależnego banku centralnego.
To może choć w imieniu eksporterów pan podziękuje? Jak podkreśla NBP, słabszy złoty zwiększa ich konkurencyjność. Czy faktycznie aprecjacja złotego była za szybka i przez to szkodliwa, na co zwracała uwagę część członków RPP?
- Ja jestem od polityki fiskalnej, nie monetarnej.
To w takim razie pytanie łączące politykę monetarną i fiskalną. Gospodarka wymaga niższych stóp procentowych?
- Większość krajów na świecie musi wykorzystywać dziś raczej politykę fiskalną do sterowania gospodarką, bo polityka monetarna dochodzi do swoich naturalnych granic. Zerowe bądź ujemne stopy procentowe niosą pewne ryzyko dla systemu finansowego. Ludzie wtedy mogą wyciągać pieniądze z banków i trzymać je w domach, przez co te pieniądze nie pracują w gospodarce. Gdy stopy są przykładowo na poziomie 5 proc., to skłonność do pozostawiania pieniędzy na rachunkach bankowych jest większa i te pieniądze pozostają w systemie działając pozytywnie na gospodarkę.
Pana zastępca Sebastian Skuza zdradził, że ubiegłoroczny deficyt był zbliżony do 90 mld zł. Ile może wynieść?
- Czekamy na dokładne dane dotyczące wpływów podatkowych, ale deficyt budżetowy w 2020 r. może wynieść mniej niż 90 mld zł. Spodziewamy się dobrych wpływów podatkowych za grudzień 2020 r., mamy dość dużą nadwyżkę w stosunku do tego co prognozowaliśmy. Wcześniej przewidywałem, że deficyt wyniesie około 100 mld zł wobec 109 mld zł zapisanych w budżecie 2020 po nowelizacji. Później wiceminister Skuza informował, że deficyt może wynieść około 90 mld zł. Ale rozmawialiśmy niedawno i prognozujemy, że to będzie nawet poniżej 90 mld zł.
Skoro wykonanie budżetu było lepsze od prognoz to czy spadek PKB za 2020 r. był też niższy? Paweł Borys, szef PFR wskazywał w rozmowie z Interią, że polska gospodarka mogła się skurczyć o mniej niż 3 proc.
- Tak. To wskazuje, że spadek PKB będzie dużo mniejszy niż ostrożnie prognozowane przez nas w budżecie 4,6 proc. Rynek wskazywał, że to może być około 3,5 proc., ale wydaje się, że spadek PKB w ubiegłym roku może być nawet niższy niż 3 proc. Widzimy to m.in. po wpływach podatkowych, które są całkiem dobre, w tym te z VAT. Jest lepiej niż się spodziewaliśmy.
A deficyt sektora finansów publicznych za 2020 r. ile może wynieść ?
- Na etapie nowelizacji ustawy budżetowej, ostrożnie prognozowaliśmy deficyt sektora finansów publicznych na poziomie ok. 12 proc. PKB. Aktualnie szacujemy, że nie przekroczy on 10 proc. PKB.
Ile z wydatków 2021 r. zostało już sfinansowanych deficytem 2020 r.?
- Ustawa o finansach publicznych zawiera instrument w postaci tzw. wydatków niewygasających. Są to wydatki, które będą zrealizowane w 2021 r., ale obciążą budżet w roku 2020. Jest to kwota 11,6 mld zł przyjęta w rozporządzeniu Rady Ministrów. Oprócz tego w nowelizacji budżetu na 2020 przewidziano wpłatę 26,5 mld zł do Funduszu Solidarnościowego na realizację jego zadań czyli m.in. na wypłatę 13. i 14. emerytury oraz 12 mld zł wpłaty do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych jako bufor ograniczający ryzyka systemowe.
Jeśli nawet deficyt budżetu ostatecznie będzie poniżej 90 mld zł to i tak może być pan określany ministrem największego deficytu i wzrostu podatków.
- No tak, pewnie będę wymieniany jako ten minister, który w styczniu miał zbilansowany budżet, a w grudniu, faktycznie, pewnie poniżej 90 mld zł. Żeby być fair trzeba jednak od razu dodać, że ten deficyt to cena, jaką płacimy za ratowanie gospodarki w pandemii.
- Co do podatków to fakty są inne od często spotykanej narracji. Podatki głównie obniżam. Za moich czasów nie było ustawy, która podatki podwyższa. Oczywiście uszczelniamy system podatkowy, ale to nie jest tożsame z podwyżkami. Dotyczy to m.in. ulgi abolicyjnej, objęcia CIT-em spółek komandytowych czy podatku od sprzedaży detalicznej. Nie zgadzam się z tymi, którzy zarzucają nam, że w ten sposób ratujemy finanse publiczne. Finanse publiczne nie potrzebują takiego ratunku. Podatek handlowy został uchwalony w 2016 r. Jego pobór był odroczony. Teraz go wdrożyliśmy, bo to tak naprawdę ostatni moment kiedy możemy to zrobić - mamy małe polskie sklepy, mamy konkurencję na rynku. Gdybyśmy poczekali 3-4 lata, to małych polskich sklepów mogłoby już nie być, a duże sieci mogłyby dowolnie kreować ceny, inaczej niż teraz. Podatek od sprzedaży wszedł od 1 stycznia 2021 r. i dzięki konkurencji, wielkie sieci nie mogą dowolnie podnosić cen, bo Polacy - wrażliwi na ceny - zaczęli by robić zakupy w mniejszych sklepach.
To może w ramach poprawy sytuacji podatników warto wreszcie odmrozić po kilkunastu latach progi podatkowe i zwiększyć kwotę wolną? To byłoby najprostsze i najbardziej sprawiedliwe. Zamrożenie progów oznacza, że w Polsce nie opłaca się ciężko pracować.
- Patrzymy na każdy wariant, to nie jest wykluczone, ale też nie mogę powiedzieć "Tak, to nastąpi". Cały czas naszą strategią jest chęć zostawienia jak największej kwoty pieniędzy w kieszeniach obywateli, żeby mogli je wydawać. Wysoka konsumpcja spowoduje, że nasza gospodarka szybciej wróci na tory szybkiego wzrostu, a jak będzie rosła, to zaczną się też inwestycje prywatne. Wyższa kwota wolna od podatku też dałaby efekt rozkręcenia gospodarki. Nie wykluczamy tego.
W kontekście inwestycji - w ostatnich Rozmowach Na Nowy Rok w Interii zarówno prezes PKO BP jak i BNP Paribas Bank Polska zwracali uwagę, że podatek bankowy stał się dziś podatkiem od kredytów, a przecież pan chce - jak pan to powiedział - rozkręcać gospodarkę. Możliwe są tu jakieś zmiany, np. zwolnienie z podatku nowych kredytów, albo tych inwestycyjnych?
- Rozmawiamy z sektorem finansowym, ale banki muszą też docenić, że uruchomiona przez nas pomoc antykryzysowa uratowała ich klientów, a zatem także banki. Mało się o tym mówi, ale taki był efekt. Wiem jak to działa, bo pracowałem w banku. Pewnie nie zostanie wypłacone 100 proc. premii za poprzedni rok, banki zawiązały dużo więcej rezerw niż potrzebują. Gdy sytuacja się poprawi to je rozwiążą i te premie wrócą. Banki muszą patrzeć długoterminowo, a nie z roku na rok.
A pana jako byłego bankowca i ministra finansów nie martwi gorsza sytuacja sektora bankowego, spadająca rentowność?
- Patrzę na to co się dzieje z szerszej perspektywy, rentowność banków spadła, to normalne w sytuacji dużego spadku stóp procentowych. Ale kondycja całego sektora jest dobra. Mam nadzieję, że w tym roku gospodarka przyśpieszy, co pozytywnie wpłynie także na wyniki banków.
Wpływ na kondycję banków mogą mieć też sprawy frankowe. Pan popiera propozycję KNF dotyczącą rozwiązania problemu kredytów walutowych?
- Jest ona ciekawa. Wszystko co jest ugodowe i ma znamiona "win-win", warto rozważyć.
Prezesi banków odetchnęli z ulgą po decyzji BFG w sprawie Idea Banku. A pan?
- Tak, jak najbardziej. To trudna, ale dobra decyzja dla całego sektora finansowego i klientów Idea Banku. Alternatywą była upadłość banku i straty tych osób, które miały w banku ponad 100 tys. euro. Gdyby Idea Bank upadł, przez następne pięć lat banki musiałyby uzupełniać fundusze BFG. Oczywiście stracił na tym główny właściciel, inni akcjonariusze i obligatariusze, czyli ci którzy zawsze ponoszą ryzyko. Ubolewam nad tym, ale na tym polega biznes.
Niezależnie od całej historii wokół kondycji Idea Banku nie dziwi pana, a przedstawiciel MF jest w KNF, że doświadczony bankowiec Jerzy Pruski przez długi czas nie dostaje zgody na bycie pełnoprawnym prezesem Idea Banku?
- Są na pewno powody ku temu. Sam byłem członkiem komisji, wiem jak nadzór wnikliwie bada każdą kwestię, więc konkretne powody muszą być. Mam zaufanie do nadzoru.
Ma pan już następcę wiceministra Piotra Nowaka, który odpowiadał za zarządzanie długiem?
- A potrzebuję? Coś się złego dzieje?
Ktoś mógłby powiedzieć, że nie, bo znaczna część potrzeb pożyczkowych na ten rok została już zaspokojona, a rentowność polskich 10-letnich obligacji jest prawie tak niska jak amerykańskich (śmiech).
- Wszystko dobrze działa, zadania są realizowane. Mamy bardzo dobrą ekipę. Proszę być spokojnym.
Rozmawiał Paweł Czuryło
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze