Rosja zarabia w Europie na nawozach. Pieniądze trafiają na wojnę
Europa zwiększa kupno tanich nawozów z Rosji, przede wszystkich azotowych. Liderem w imporcie jest Polska. W I kwartale sprowadzono ich do kraju niemal 6-krotnie więcej niż rok wcześniej - informuje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ). Producenci z Unii Europejskiej obawiają się bankructwa, a eksperci zwracają uwagę, że zarobione na nawozie pieniądze finansują rosyjską inwazję na Ukrainę.
Z danych Eurostatu wynika, że jedna trzecia importowanego do UE mocznika - najtańszej formy nawozu azotowego - pochodzi z Rosji. Według europejskiego urzędu statystycznego, od czerwca 2022 r. do czerwca 2023 r., w porównaniu z poprzednim okresem rozliczeniowym, UE sprowadziła z Moskwy dwa razy więcej tego nawozu. Największym odbiorcą jest nasz kraj. “Według danych celnych, import rosyjskiego mocznika do Polski w 2023 r. wzrósł do prawie 120 mln dolarów, w porównaniu z nieco ponad 84 mln dolarów w 2021 r.” - informuje "Financial Times".
W 2022 r., w szczytowym momencie kryzysu energetycznego, duża część europejskiej produkcji nawozów została wstrzymana, ponieważ inwazja Moskwy na Ukrainę ograniczyła dostawy rosyjskiego gazu i zwiększyła koszty produkcji. Krótko po agresji Moskwy na Kijów, zostało wyłączone prawie 70 proc. mocy produkcyjnych amoniaku - przypomina agencja Bloomberg.
Teraz producenci nawozów znów mierzą się z problemami. Nie są nimi koszty produkcji, tylko tanie nawozy z Rosji. - W tej chwili jesteśmy zalewani nawozami z Rosji, które są znacznie tańsze od naszych nawozów. Z prostego powodu: płacą grosze za gaz ziemny w porównaniu z nami, europejskimi producentami – powiedział "Financial Times" Petr Cingr, prezes SKW Stickstoffwerke Piesteritz, największego producenta amoniaku w Niemczech.
Sytuacja na rynku nawozów odbija się na kondycji największego, polskiego producenta - Grupy Azoty. Spółka poniosła już 1,2 mld zł straty i zaproponowała wprowadzenie 30-procentowego cła na nawozy mineralne importowane z Rosji i Białorusi. - Przywrócenie zdjętych 2 lata temu ceł miałoby poprawić konkurencyjność krajowej produkcji. Na to musiałyby się jednak zgodzić wszystkie kraje UE - zwrócił uwagę prezes Grupy Azoty "Puławy" Hubert Kamola. Podkreślił, że jeśli chodzi o eksport nawozów z Moskwy do krajów Unii Europejskiej, to nierzadko są to wzrosty wynoszące kilkaset procent.
Jak wynika z danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ), w I kwartale br. import nawozów z Rosji do Polski wyniósł 355 tys. ton i był niemal 6-krotnie większy niż rok wcześniej. - Odnotowany w I kwartale br. wolumen importu z Rosji na poziomie 355 tys. ton był najwyższy od 4 lat – informował dr Arkadiusz Zalewski z IERiGŻ. Potwierdził, że w strukturze importu tych produktów z Rosji, przeważały nawozy azotowe (240 tys. ton).
O szybkie decyzje apelują zagraniczni producenci. - Jeśli politycy nie będą działać, zdolność produkcyjna Europy zniknie – ostrzegł prezes SKW Stickstoffwerke Piesteritz. Rynek Starego Kontynentu opuszczają duzi gracze. BASF, największa na świecie grupa chemiczna, zmniejszyła swoje operacje w Europie, w tym handel nawozami, a zamiast tego przekierowała nowe inwestycje do Chin i Stanów Zjednoczonych. - Prędzej czy później wszyscy, najprawdopodobniej łącznie z nami, pójdą w ich ślady – ostrzegł "FT" Petr Cingr.
Spadek produkcji w Europie, będzie uzależniał kraje członkowskie od importu z innych, głównie niedemokratycznych krajów, takich jak Rosja i Białoruś. A same nawozy mogą zostać wykorzystane przez Rosję jako karta przetargowa w rozgrywkach politycznych. Eksperci zwracają też uwagę, że zarobione na nawozach pieniądze napędzają machinę wojenną Moskwy.