Dolar spada, bo... spada

Kurs dolara wobec wspólnej waluty spada bez przerwy od dziewięciu tygodni. Wczoraj stracił prawie 1 centa i za euro trzeba było zapłacić ponad 1,275 USD. Znacząca deprecjacja dolara podbija ceny surowców, które stają się tańsze dla odbiorców z krajów, których walutą narodową nie jest dolar.

Przez ostatnie dwa miesiące kurs dolara spadł wobec euro o blisko 12%, zaś w ciągu dwóch lat o połowę. Jego wartość obniża się także wobec innych walut. Indeks, który ją mierzy względem koszyka sześciu światowych walut - Dollar Index - wyniósł wczoraj 85,6 pkt, czyli najmniej od końca 1996 r. Główne powody niechęci inwestorów względem dolara to obawy o rosnący deficyt obrotów bieżących, który pomimo silnej deprecjacji dolara systematycznie zwiększa się i wynosi ok. 5% PKB, a także przekonanie o utrzymaniu w USA niskich stóp procentowych przez dłuższy czas, przez co amerykańskie papiery skarbowe są mniej atrakcyjne dla inwestorów niż w innych krajach. Jednocześnie napływające dane dotyczące aktywności amerykańskiej gospodarki są w przeważającej części dobre, czasem wręcz znakomite. Dlatego część obserwatorów jest zdziwiona tak dużą skalą zniżki dolara. W tym kontekście nie można odmówić trafności wypowiedzi Marca Chandlera, głównego stratega walutowego banku HSBC w Nowym Jorku. Agencji Reutera powiedział: Myślę, że ruch (spadkowy dolara - przyp. red.) zaczyna sam się napędzać. Dolar spada, bo spada.

Reklama

Sprzeczne sygnały

Razem ze zbliżaniem się kursu euro do poziomu 1,3 dolara na rynku pojawia się coraz więcej głosów o negatywnym wpływie umocnienia wspólnej waluty na koniunkturę gospodarczą w krajach strefy euro. W dalszym ciągu oczekują one na wyraźne ożywienie gospodarcze. Ograniczenie atrakcyjności europejskiego eksportu może znów odsunąć je w czasie. Stąd spekulacje, że Europejski Bank Centralny będzie zmuszony wpłynąć na rynek, by zbić kurs euro, albo skupując dolary, albo obniżając stopy procentowe. Zwraca się przy tym uwagę, że 60% obrotów handlowych odbywa się w ramach Unii Europejskiej, co ogranicza w pewnym stopniu negatywny wpływ mocnego euro.

Z wypowiedzi, jakie napływają w ostatnim czasie, trudno określić prawdopodobieństwo takiego kroku. Minister finansów Belgii Didier Reynders powiedział, że wzrost kursu euro nie jest problemem i tłumaczył: Możemy mieć silne euro i silną gospodarkę. Obecną cenę euro nazwał "relatywnie rozsądną", choć dodał, że zbyt szybkie zmiany kursu wywołałyby większe zaniepokojenie.

Równocześnie analitycy zauważają, że im więcej europejskich oficjeli i przedstawicieli biznesu wskazuje poziom 1,3 USD za euro jako kluczowy, tym bardziej rynek jest skłonny do sprawdzenia, co się stanie, jeśli rzeczywiście zostanie on osiągnięty.

Amerykanie się nie martwią

Natomiast po stronie amerykańskiej nie widać oznak zaniepokojenia spadkiem wartości dolara. Jest to odbierane jako zjawisko sprzyjające przyspieszeniu gospodarczemu. Pojawiają się głosy, że spodziewana dalsza znacząca deprecjacja dolara odstraszy inwestorów od amerykańskich aktywów i zaczną się pozbywać zarówno tamtejszych akcji, jak i obligacji. Na razie te obawy w odniesieniu do akcji kompensują oczekiwania na wzrost zysków przedsiębiorstw. Poza tym w rękach zagranicznych jest tylko mniej więcej 1/10 wszystkich akcji, zaś w ostatnich miesiącach wzrost giełdy napędza napływ nowych środków do funduszy inwestycyjnych.

Poważniej sytuacja wygląda w wypadku obligacji. Rekordowy deficyt budżetowy powoduje, że podaż w tym roku będzie duża. W rękach zagranicznych graczy, głównie azjatyckich, pozostaje ok. 1/3 papierów skarbowych, co utrzymuje zagrożenie pojawieniem się dodatkowej podaży z tej strony. Jednak obniżka kursu dolara wobec światowych walut skłania władze azjatyckich krajów, głównie japońskie (w zeszłym roku wydały na ten cel 20 bln jenów, czyli prawie 190 mld USD) do interwencji walutowych, mających na celu osłabienie krajowego pieniądza i obronę konkurencyjnej pozycji eksportu. Uzyskane z jego sprzedaży dolary przeznaczane są na zakup amerykańskich obligacji, co chroni ich rentowność przed większym wzrostem.

Taka sytuacja zadowala amerykańskie władze. Analitycy podkreślają, że najlepszą rzeczą, jaką administracja prezydenta Busha może zrobić, to dopuścić do dalszego spadku dolara. W takim duchu utrzymywane są ostatnie wypowiedzi. Prezydent Bush wskazywał, że to rynek, a nie rządy, powinny ustalać kurs walutowy. Członek Zarządu Rezerwy Federalnej Ben S. Bernanke podkreślał, że głębokość i integracja światowych rynków finansowych oznacza, iż ryzyko kryzysu dolara jest "małe - nie zerowe - ale małe". Wydaje się, że najważniejsze w tej chwili jest to, aby deprecjacja dolara odbywała się w sposób uporządkowany, a wśród posiadaczy tej waluty nie doszło do panicznych reakcji.

Surowce idą w górę

Taniejący dolar napędza zwyżkę cen surowców, których ceny wyrażane są w amerykańskiej walucie. Popyt na nie dodatkowo stymulują oznaki przyspieszenia światowej gospodarki. Indeks CRB - Metale, obrazujący zmiany cen tej grupy towarów przez ostatnie pięć dni, nie spadł ani razu. Od lat niewidziane ceny mają złoto i srebro. W górę idzie nikiel, platyna, miedź. Jeśli jednak ceny towarów wyrazić w innej walucie, widać, że zwyżka ma trochę pozorny charakter. Na przykład cena miedzi w dolarach jest najwyższa od 1997 r., ale w euro wynosiła ostatni raz tyle mniej więcej na wiosnę 2002 r.

W sumie jednak jest to zjawisko korzystne dla światowej gospodarki, gdyż wzrost cen surowców przy obniżce kursu dolara ogranicza presję inflacyjną. Dzięki temu możliwe jest utrzymywanie stóp procentowych na niskim poziomie pomimo oczekiwania na przyspieszenie gospodarcze.

Nick Parsons, strateg walutowy Commerzbanku
Dolar traci dotąd na wartości w spokojny sposób. Jeśli jednak wobec euro zostanie przełamany techniczny poziom 1,28, zniżka z łatwością przyspieszy. Gdyby wpłynęło to na rynek akcji lub obligacji, zmieniłoby się nastawienie władz amerykańskich wobec spadającego dolara.

Peter Clay, strateg walutowy ABN Amro
Słabość dolara jest dokładnie tym, co Fed i amerykańska administracja sobie życzą. Chcą, aby ten trend trwał.

Hans Redeker, główny strateg BNP Paribas
Społeczność inwestorów jest przekonana, że w Europie proces reformowania gospodarki będzie trwał. To tłumaczy, dlaczego rynki akcji rosną w sytuacji wzrostu wartości euro.

Kurs euro w dolarach
Po przełamaniu bariery 1,22 USD euro dotarło do kolejnego oporu. Wyznaczają go szczyty z drugiej połowy 1996 r. Przy tak silnym trendzie nie wydaje się, by mogły one zatrzymać zwyżkę kursu wspólnej waluty. Najbardziej prawdopodobnym wariantem jest test poziomu 1,3 USD.
Z utworzonej w połowie 2003 r. trzymiesięcznej formacji flagi wynika, że euro może przełamać barierę 1,3 USD. Zasada mówi, że flaga powiewa w połowie masztu. W tym wypadku jest nim fala wzrostowa rozpoczęta w 2002 r. Wyniosła ona kurs euro 37% w górę. Odmierzając taki sam ruch od punktu wybicia z formacji, otrzymujemy okolice 1,5 USD za wspólną walutę jako docelowy zasięg wzrostu.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: kurs dolara | ceny surowców | waluty | dolar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »