Lira coraz słabsza. Turcji grozi bankructwo
Turecka waluta jest w agonii. Za dolara płaci się ponad 14,60 liry - dwa razy więcej niż na początku roku. W czwartek Bank Turcji prawdopodobnie znów obniży stopy procentowe, choć inflacja przekroczyła już 21 proc.
Jeszcze na początku września za amerykańskiego dolara płacono mniej niż 8,30 liry, a dziś kurs przekracza 14,60. Nasz złoty też jest w tej chwili bardzo osłabiony, ale ma wyjątkową okazję, by dobrze wypaść na tle waluty tureckiej. Dziesięć lat temu za lirę trzeba było płacić prawie 2 złote, a cztery lata temu - złotówkę. Dziś kosztuje 28 groszy.
Lirę regularnie osłabia prezydent kraju Recep Erdogan, który w ostatnich miesiącach wymusił na banku centralnym obniżkę stóp procentowych z 19 do 15 proc. Co więcej, Erdogan zapowiada, że stopy nadal będą spadać.
Misją prezydenta jest przekształcenie gospodarki Turcji w taką, która prosperuje dzięki lokalnej produkcji i eksportowi. - Tańsze pieniądze zwiększą produkcję, stworzą miejsca pracy i spowolnią inflację konsumencką, która obecnie jest czterokrotnie wyższa od oficjalnego celu wynoszącego 5 proc. A waluta w końcu się umocni - uspokaja rodaków Recep Erdogan.
W ostatnich dniach prezydent na twitterze chwalił się najnowszymi danymi. - W listopadzie nasz eksport wzrósł o 33,44 proc. w skali roku, do 21,5 miliarda dolarów. W bilansie całorocznym eksport sięgnął 221 miliardów dolarów. Będziemy pracować ciężej, produkować więcej i rosnąć nadal - napisał polityk.
Problem w tym, że cel inflacyjny tureckiego banku centralnego na poziomie 5 proc. obowiązuje od 2012 roku. W tym czasie ani razu nie udało się go osiągnąć. Ostatnie wywiązanie się władz monetarnych z postawionego zadania miało miejsce w 2010 roku, gdy inflacja sięgnęła 6,4 proc., zaś cel wynosił 6,5 proc.
Niezwykle oryginalny pogląd prezydenta Erdogana, że dynamikę wzrostu cen można poskromić obniżkami stóp procentowych jest nazywany "wojną o gospodarczą niepodległość". - Próbuje się nam narzucić politykę wysokich stóp procentowych. Jest to model, który niszczy produkcję krajową i utrwala inflację strukturalną poprzez zwiększanie kosztów produkcji. Nie chcemy tej spirali - oświadczył Erdogan. Prezydent dodał, że jego kraj nie będzie za wszelką cenę próbował przyciągać zagranicznego kapitału, bo ten wystawiłby turecką gospodarkę na łaskę "gorących pieniędzy" lub inwestycji, które można szybko wycofać.
- W powszechnej opinii światowych inwestorów polityka gospodarcza prezydenta Erdogana to kompletny "niewypał", a kraj może zbankrutować w 2022 roku - przewiduje Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.
W listopadzie inflacja w Turcji wzrosła z 19,9 proc. do 21,3 proc. Wynik jest wyższy od oczekiwań analityków, którzy spodziewali się "jedynie" 20,7 proc. Tylko w skali jednego miesiąca ceny poszły w górę o 3,5 proc., a to więcej niż całoroczny cel inflacyjny w większości rozwiniętych gospodarek.
Co gorsza, inflację producencką w Turcji wyliczono w listopadzie aż na 54,6 proc. wobec 46,3 proc. w październiku, co związane było głównie z droższymi surowcami i słabszą lirą. Trudno oczekiwać, aby tak duża inflacja u producentów nie odbiła się potem na cenach płaconych przez konsumentów.
Ofiarami "wojny o gospodarczą niepodległość" prowadzonej przez Recepa Erdogana są przede wszystkim wysocy funkcjonariusze tureckiego banku centralnego. W marcu prezydent zdymisjonował prezesa Banku Turcji, który dwa dni wcześniej przeprowadził poważną podwyżkę stóp procentowych. Jesienią ten sam los spotkał trzech następnych wysokich urzędników banku centralnego. Recep Erdogan dekretem zwolnił ich z pracy, bo nie chcieli zgodzić się na dalsze obniżanie stóp procentowych.
Nowym ministrem skarbu i finansów został Nureddin Nebati, który przez ostatnie trzy lata był wiceministrem. Zdaniem komentatorów, cytowanych przez agencję Bloomberga, Nebati jest bliskim współpracownikiem Berata Albayraka, ministra finansów w latach 2018-20, a prywatnie zięcia prezydenta Erdogana.
- Naszym priorytetem nie będą wysokie stopy procentowe. Chcemy zwiększyć inwestycje, produkcję i eksport, całkowicie wyeliminować chroniczne problemy, takie jak deficyt na rachunku obrotów bieżących czy zadłużenie zagraniczne, a także podwyższyć poziom zatrudnienia i płac - oświadczył nowy minister.
Jacek Brzeski