Wszystko możliwe w wyścigu o fotel prezydencki we Francji
Kandydatem partii socjalistycznej w wyborach prezydenckich we Francji został Benoit Hamon - zwolennik ochrony środowiska, powszechnego dochodu podstawowego oraz 32-godzinnego tygodnia pracy.
Moim zdaniem francuska Partia Socjalistyczna podąża ścieżką partii PASOK w Grecji, którą charakteryzuje polityczna marginalizacja, kryzys ideologiczny i opozycja do rosnącej w siłę radykalnej partii lewicowej.
Jest bardzo prawdopodobne, że zwolennicy pokonanego Manuela Vallsa, byłego premiera, dołączą w nadchodzących tygodniach do obozu Emmanuela Macrona. Nie byłoby to pozytywne dla Macrona, ponieważ oznaczałoby, że będzie on przedstawiany jako spadkobierca polityki Hollande'a i socjalista, a tymczasem opisuje on siebie jako kandydat zarówno spoza lewicy jak i prawicy.
Wynik wyborów jest w tej chwili wysoce niepewny. Czeka nas z pewnością zmiana ideologiczna. Obecnie nikt nie jest nawet w stanie przewidzieć, kto będzie rywalizować z Le Pen w drugiej turze wyborów w maju.
Wszyscy kandydaci występują też "przeciwko systemowi", choć są jego częścią od lat, a nawet dekad!
Co do agendy ekonomicznej, we Francji mamy de facto do czynienia z trzema radykalnie lewicowymi obozami: Mélenchon i Front de Gauche, którzy mają między 12% a 15% poparcia w sondażach; Hamon i partia Socjalistyczna, którzy prawdopodobnie zajmą 5. pozycję w pierwszej rundzie wyborów prezydenckich oraz Le Pen i Front Narodowy, którzy są faworytami w sondażach. Obozy te są popierane przez znaczną cześć francuskiego społeczeństwa (biedniejsze warstwy i klasa średnia), która jest przeciwko wolnemu handlowi, uważając go za główny czynnik zwiększający nierówność. W rzeczywistości udział w ogólnym bogactwie najbogatszego 1% społeczeństwa stopniowo spada od 1920 roku - od 28% do około 8% obecnie.
Należy także wyróżnić dwie partie liberalne, które wspierają proces globalizacji: François Fillon i Les Républicains, reprezentujący działania w stylu Thatcher oraz Emmanuel Macron i En Marche, których program ekonomiczny zostanie opublikowany w marcu, ale jest bardzo prawdopodobne, że nie będzie on tak ambitny jak oczekiwano. Na przykład, zapewne nie będzie on dotykać kwestii liczby godzin pracy w tygodniu, choć Macron był krytykiem 35-godzinowego tygodnia, gdy był ministrem.
Obie partie muszą stawić czoło temu samemu wyzwaniu: będzie im trudno zdobyć głosy Francuzów mieszkających na wsi. Fillon cieszy się największym poparciem wśród osób starszych mieszkających w miastach oraz burżuazji. Macron to z kolei faworyt pokolenia Erasmusów: młodych wyborców mieszkających w miastach, którzy korzystają z globalizacji. Jeśli kandydaci chcą liczyć się w walce o zwycięstwo, muszą poszerzyć swój elektorat - a oznacza to skierowanie się ku mieszkańcom francuskiej wsi. Na tym polu wielką przewagę posiada Le Pen.
Coraz więcej inwestorów zagranicznych wlicza w ceny wygraną Le Pen w wyborach prezydenckich, co obrazuje spread francuskich obligacji, który wzrósł o 32 punkty bazowe od sierpnia. Niektórzy mogą nazwać mnie naiwnym, ale uważam, że ten scenariusz nie jest możliwy podczas wyborów prezydenckich w 2017. Le Pen nie posiada wystarczającego poparcia, aby przekroczyć próg 50%. Front Republikanów (wszyscy oprócz Le Pen) jest słabszy niż w 2002, ale lewicowi wyborcy mogliby zagłosować nawet na prawicowego kandydata, byleby tylko uniknąć prezydencji Le Pen.
Podsumowując, w drugiej rundzie wyborów prezydenckich może dojść do wydarzenia typu "czarny łabędź", czyli oczekiwanego przez wiele osób pojedynku Le Pen z reprezentującym radykalną lewicę Mélenchonem.
Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku
Polecamy: PIT 2016