Złoty pod presją - lato może być gorące
Lato może być gorące dla złotego. Poza lokalnymi czynnikami osłabić go mogą podwyżka stóp w USA i ewentualny Brexit - spodziewają się analitycy.
W połowie czerwca amerykańska Rezerwa Federalna zdecyduje o wysokości stóp procentowych i zaprezentuje nowe prognozy makroekonomiczne. Wielu ekonomistów spodziewa się drugiej - po dokonanej pół roku temu - podwyżki, o czym można wnioskować z wypowiedzi członków FOMC. W ostateczności zmiana powinna nastąpić najdalej pod koniec lipca. Z drugiej strony 23 czerwca Brytyjczycy zadecydują w referendum, czy chcą pozostać w Unii. Jeśli powiedzą "nie", nastąpi odpływ kapitału z polskiego rynku i dalsze osłabienie złotego. Podobnie podziała podwyżka stóp za oceanem.
- Pierwsza podwyżka stóp w Ameryce była w grudniu, po okresie 10 lat Amerykanie zmienili cykl. Prawdopodobnie w tym roku będą jeszcze kolejne podwyżki w Stanach, czy w czerwcu, czy w kolejnych miesiącach, to się okaże, ale to jest to, co sygnalizuje Fed, i to jest to, czego się spodziewają rynki - mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Kamil Stolarski, analityk Haitong Bank. - Konsensus jest taki, że do końca roku będziemy mieli 2-3 podwyżki w Stanach i ja się wpisuję w ten konsensus.
Od połowy grudnia stopa funduszy federalnych w USA wynosi od 0,25 do 0,50 proc., o 25 punktów bazowych więcej niż przed pierwszą od niemal dekady podwyżką. Choć Fed zapowiadał kolejne ruchy, przez ostatnie pół roku raczej łagodził ton wypowiedzi. Ostatnio jednak zarówno Janet Yellen, jak i inni członkowie Komitetu Otwartego Rynku sugerowali gotowość do kolejnych zmian, zwłaszcza że dane z amerykańskiej gospodarki są pozytywne - w I kw. PKB USA wzrosło według drugiego odczytu o 0,8 proc. w ujęciu zannualizowanym (według pierwotnie podanych danych wzrost wyniósł 0,5 proc.)
- Sytuacja w Stanach zawsze wpływa na sytuację rynków wschodzących i podwyżki stóp w Stanach przekładają się na wzrost wartości dolara, co do tej pory prawie zawsze wiązało się z odpływem kapitału z rynków wschodzących. I jakaś tam część kapitału może odpłynąć z Polski. To jest zmiana cyklu i to jest też taki element, który musi się odbić na naszym regionie - przewiduje Stolarski. - Niemniej jednak w tym momencie u nas w kraju dzieją się zupełnie inne rzeczy, zwłaszcza regulacyjne związane ze zmianą władzy, które mają mocniejszy wpływ na rynek finansowy i kapitałowy niż samo podnoszenie stóp procentowych w Stanach.
Jak podkreśla, o ile kroki podejmowane przez Fed będą sygnalizowane i wyważone, a więc oczekiwane przez rynek, o tyle reakcja nie powinna być gwałtowna. Znacznie bardziej brzemienna w skutkach dla polskiego rynku kapitałowego oraz polskiej waluty może być ewentualna decyzja Brytyjczyków o opuszczeniu Unii Europejskiej, zwłaszcza że wzmocniłaby ona tendencje separatystyczne nie tylko w innych zachodnich krajach wspólnoty, lecz także w Polsce.
- Na pewno Brexit, jeżeli by się wydarzył, odbiłby się bardzo mocno na rynkach kapitałowych nie tylko w Polsce, ale wszędzie. Natomiast wydaje mi się, że zaraz po Brexicie temat, który byłby podniesiony w Polsce, to potencjalne wyjście Polski z Unii Europejskiej i ryzyka z tym związane - mówi analityk Haitong Bank. - Uważam, że na pewno złoty by się osłabił w stosunku do innych walut, i uważam, że to by był główny mechanizm transmisji tego Brexitu i pieniądze zaczęłyby uciekać od bardziej ryzykownych regionów. W tym momencie jesteśmy uznawani za bardziej ryzykowny region, więc uważam, że ten wpływ byłby negatywny, natomiast sam konkretny mechanizm jest bardzo trudny do przewidzenia.
Stolarski podkreśla jednak, że dla polskiego systemu finansowego najważniejsze są w tej chwili ryzyka związane z lokalnymi czynnikami, takie jak obciążenia sektora bankowego. Według niego większość banków nie będzie miała możliwości zwiększania przychodów i zostanie zmuszona do cięcia kosztów. A to oznacza likwidację części placówek i zwolnienia pracowników.
- Na polskie banki został nałożony dodatkowy ciężar - podatek bankowy, dlatego muszą się one zastanowić nad tym, jak na niego zareagują. Mogą starać się zwiększyć swoje przychody albo obniżyć koszty. Jeśli chodzi o zwiększanie przychodów, to robią to bardzo niechętnie, bo nie chcą stracić klientów ze względu na komentarze wychodzące z rządu i ze względu na to, że część instytucji chcąc zwiększyć udział w rynku, albo ze względu na swoich właścicieli nie decyduje się na podniesienie opłat - wylicza analityk. - Więc takim naturalnym sposobem, taką alternatywą, którą mają banki i na którą muszą się zdecydować, jest zmniejszenie kosztów. Rozsądne wydaje się, że w kolejnych miesiącach liczba pracowników w bankach będzie spadać, a liczba zamykanych oddziałów będzie rosła. Taki jest skutek podatku bankowego i to jest wydaje mi się nieuniknione.