Złudzenia tłumów, czyli czemu ludzie w grupie wariują

Splot ludzkiej natury, mechanizmów psychologicznych i społecznych skutkuje tym, że ludzie w tłumie mogą oszaleć, kupując na przykład bez opamiętania akcje bezwartościowej firmy – tłumaczy dr William Bernstein w książce „The Delusions of Crowds”.

Blisko 200 lat temu młody szkocki dziennikarz Charles Mackay napisał książkę, którą zna dziś niemal każdy, kto zagłębia się w zasady funkcjonowania rynku inwestycyjnego oraz tajniki lokowania kapitału. Chodzi o dzieło "Niezwykłe złudzenia i szaleństwa tłumów" (1841), wydane pierwotnie pt. "Memoirs of Extraordinary Popular Delusions".

Teraz dojrzały doktor chemii, parający się od kilku dekad inwestowaniem, postanowił w pewnym sensie kontynuować dzieło Mackaya, rozszerzając je i uzupełniając o teraźniejszą wiedzę oraz nowe przypadki szaleństwa tłumów. Tak powstała książka “The Delusions of Crowds: Why People Go Mad in Groups" (Atlantic Monthly Press, 2021).

Reklama

Tytuł jej można przetłumaczyć następująco: “Złudzenia tłumów: czemu ludzie w grupie wariują".

Jej autorem jest dr William Bernstein. Jest on chemikiem i neurologiem, a także aktywnym od wielu lat inwestorem i zwolennikiem teorii portfelowej. Jest wspólnikiem w firmie inwestycyjnej Efficient Frontier Advisors. Napisał już kilka książek o teorii inwestowania, m.in. "The Birth of Plenty" oraz “A Splendid Exchange". Jak wiadomo, wiedza i doświadczenie procentują, więc "The Delusions of Crowds" to lektura taka, że palce lizać.

Zbiorowe szaleństwa to nie nowina

Ludzka skłonność do popadania w zbiorowe szaleństwo nie jest znana od dekad, czy od stuleci, ale od tysiącleci. Znajdujemy tego ślady choćby na kartach "Dziejów" Herodota - jak wskazuje dr Bernstein. I przytacza następujący cytat z tej zacnej starożytnej księgi, określanej kiedyś przez Ryszarda Kapuścińskiego mianem pierwszego prawdziwego reportażu. "Dariusz powołał raz za swego panowania Hellenów, których miał u siebie, i zapytał ich, za jaką cenę byliby skłonni spożyć zmarłych ojców? Wtedy oni oświadczyli, że nie zrobiliby tego za żadną cenę.

Potem wezwał Dariusz tak zwanych Kalatiów, plemię indyjskie, które zjada swoich rodziców, i zapytał ich w obecności Hellenów, którym odpowiedź przetłumaczono, za jaką cenę zgodziliby się zmarłych ojców spalić na stosie? Wtedy ci wydali okrzyk zgrozy i wezwali go, aby zaniechał bezbożnych słów. Taka to jest siła zwyczaju, a poeta Pindar, jak mi się zdaje, ma słuszność, mówiąc w swym utworze, że zwyczaj jest królem wszystkich".

Czego ma dowodzić ten cytat? "Dariusz miał dla Greków, którzy chełpili się swą mądrością, przesłanie. On im wykazał, że mogą być najbardziej oczytanym narodem, mogą filozofować, ale i tak pozostaną w dużym stopniu irracjonalni. Mogą być lepsi od innych tylko w racjonalizowaniu sobie swojego przekonania o tym, że to oni mają rację, a inni są w błędzie" - wyjaśnia dr Bernstein.

"Psychologowie w ostatnich dekadach zgromadzili dostatecznie dużo dowodów na to, że ludzie nie są racjonalni, tylko są dobrzy w racjonalizowaniu, a to coś zupełnie innego. Ludzie nie analizują faktów, tylko dobierają lub interpretują je w ten sposób, aby mieć przeświadczenie, że one potwierdzają ich przekonania, uczucia, wizje i wierzenia" - dodaje.


Ale czemu tak jest, czemu ludzie tak łatwo popadają w nieracjonalność - szczególnie w grupach?

Dr Bernstein wkłada dużo wysiłku w przytaczanie wyników różnych badań, a można to wszystko podsumować w kilku zdaniach. Otóż chodzi o to, że tkwią w nas głęboko zakorzenione instynkty, które służyły naszym przodkom poruszającym się po sawannach i mieszkającym w jaskiniach. Ludzie stosują mimikrę (naśladownictwo), gdyż to była przez tysiące lat opłacalna strategia. Poza tym nasze mózgi są zbudowane w ten sposób, że poszukują dużych, ale mało prawdopodobnych nagród (dlatego wielu marnuje pieniądze, grając na loterii, śniąc o wielkiej wygranej zmieniającej życie).

Do tego dochodzą mechanizmy psychologiczne, które napędzają stadne zachowania. "Już historyk Charles Kindleberger zauważył, że nie ma nic bardziej dołującego, niż widok bogacącego się przyjaciela czy sąsiada" - zauważa Bernstein. Chcemy robić to, co bogacący się sąsiad, bo liczymy, że my też się wzbogacimy. Jesteśmy chciwi i zazdrośni, jako ludzie.

Trzy słońca i kilka baniek

Autor książki “The Delusions Of Crowds" przypomina, że już wieki temu ludzie popadali w szaleństwo krucjat czy palenia czarownic. Potem pojawiły się inne zjawiska, w mniejszym lub większym stopniu oparte na Biblii, takie jak groźne sekty, jak Piąci Monarchiści czy Gałąź Dawidowa (której historia zakończyła się masakrą w Waco w Teksasie w 1993 r.).

Komunę anabaptystów w mieście Münster w Niemczech w roku 1534 zrodziło zbiorowe, urojone doświadczenie obserwacji trzech słońc. Bernstein cytuje esej Hermanna von Kerssenbrocka "Opowieść o szaleństwie anabaptystów": "...stali się niestabilni, rozedrgani. Poruszali się po rynku, pląsając bezwstydnie, szarpiąc swe włosy i zdzierając z siebie odzienie. Tańce szaleńcze odprawiali, unosząc pod niebo jedni drugich. Niektórzy upadali na ziemię, przyjmując taką pozę, jakby byli krzyżowani. Niektórzy klękali i się modlili, inni turlali się lub wyli. Niektórzy śmiali się, inni płakali".

"Wydaje się, że manie religijne i finansowe nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale to złudzenie. Te manie są napędzane tymi samymi siłami, emocjami, pragnieniami ludzkimi: chodzi o chorobliwą wręcz chęć poprawy życia na tym lub tamtym świecie. Czynniki wpływające na rozprzestrzenianie się tych manii są też takie same: to skłonność ludzi do naśladowania innych oraz do poddawania się obowiązującym narracjom" - tłumaczy dr Bernstein.

Więcej miejsca poświęca Bernstein wyjaśnieniu tworzenia się baniek spekulacyjnych na rynku finansowym. "Każdy epizod tego typu ma dwie główne podstawy: ekscytacja nową technologią, która ma zmieniać życie i gospodarkę, oraz łatwy kredyt. [...]

Po pierwsze, podczas kontaktów społecznych pojawia się temat inwestowania oraz wzrostu danego aktywa, co zazwyczaj nie ma miejsca, bo rozmawia się raczej o pogodzie, polityce czy zdrowiu. Po drugie, specjaliści zaczynają rzucać swoje dobrze płatne posady, by oddawać się spekulacji. Po trzecie, wśród młodych adeptów inwestowania pojawia się mechanizm odrzucania ostrzeżeń ze strony starszych i doświadczonych inwestorów (na zasadzie: "Teraz jest inaczej, ty tego nie rozumiesz"). I wreszcie po czwarte, umiarkowani i ostrożni zazwyczaj w swoich prognozach ekonomiści czy analitycy zaczynają być niezwykle odważni, bo udziela im się mania" - opisuje naukowiec.

 Podobna historia dwóch kompanii

Niezwykle ciekawy jest rozdział, w którym dr Bernstein w detalach opisuje i porównuje ze sobą bańkę Kompanii Missisipi oraz bańkę South Sea. Ta pierwsza zniszczyła gospodarkę XVIII - wiecznej Francji, a stał za nią przebiegły Szkot John Law. Zaraził on Francuzów ideą banku centralnego, na którego czele stanął. Potem utworzył Kompanię Missisipi, której zadaniem było eksplorowanie kolonii francuskiej o nazwie Luizjana w Ameryce Płn.

Działania Szkota doprowadziły do wprowadzenia zakazu posiadania złotych i srebrnych monet - ludzie w poszukiwaniu zysku zaczęli rzucać się na drożejące akcje Kompanii, której biznes tak naprawdę nie wychodził i nie przynosił zysków. Gdy bańka pękła, Francuzi potracili majątki, a Szkot salwował się ucieczką.

Ta druga bańka, zwana bańką Kompanii Mórz Południowych, uderzyła w Anglię. South Sea Company była to angielska spółka akcyjna posiadająca królewski monopol na handel z Ameryką Południową. Działalność Kompanii polegała głównie na transporcie na tenże kontynent niewolników, kupowanych w Afryce. Szaleństwo na punkcie jej akcji (które płaciły 6 proc. odsetek) narastało przez kilka lat i znalazło kulminacyjny szczyt w 1720 roku, po osiągnięciu symbolicznego poziomu cenowego 1 000 funtów. Słynny fizyk i wynalazca Isaac Newton stracił po pęknięciu tej bańki 20 tys. funtów, po czym powiedział: "Można przewidzieć ruch gwiazd, ale nie szaleństwo ludzi".

Wedle Bernsteina, są cztery elementy, które odróżniają te dwie bańki. "Francuska była skupiona na akcjach jednej kompanii, a ta angielska jednak była wynikiem ogólnorynkowej euforii zakupowej. [...] Po drugie, w akcje Kompanii Mórz Południowych można było inwestować z gigantycznym lewarem, bo można je było nabywać posiadając tylko 10 proc. ich wartości. [...] Po trzecie, bańka angielska nie była sprawką jednego człowieka, jak ta francuska, za którą stał John Law. [...] Po czwarte wreszcie, mimo wszystko John Law nie wykreował bańki dla swojej korzyści, chciał bowiem poprzez rewolucyjną ekspansję taniego pieniądza podnieść z kolan francuską gospodarkę. Zupełnie inaczej niż Sir John Blunt, prezes Kompanii Mórz Południowych, który czerpał prywatne korzyści majątkowe z uwagi na wzrost wyceny spółki" - wyliczył dr Bernstein.

W omawianej książce znajdziemy opis m.in. bańki na akcjach spółek kolejowych, która uformowała się w latach 40. XIX wieku w Anglii oraz wielkiego rynku byka z lat 20. XX wieku, który poprzedził Wielką Depresję lat 30. Jak podkreśla dr Bernstein, za każdym razem potrzebne jest współdziałanie czterech P, by bańka rosła: promotorów, publiki, prasy oraz polityków.

Przypomina też ciekawą kwestię, otóż problem z akceptacją istnienia baniek mają zwolennicy teorii efektywnego rynku, stworzonej przez prof. Eugene Famę (a mówi ona z grubsza o tym, że ceny papierów wartościowych w pełni odzwierciedlają wszystkie informacje dostępne na ich temat w danej chwili).

Książka “The Delusions of Crowds: Why People Go Mad in Groups" wymaga wysiłku i skupienia, ale jest tego warta. Dr Bernstein włożył w jej napisanie wielką pracę - to widać, bo publikacja pełna jest cytatów, danych, ilustracji. Autor popisuje się raz po raz swoją erudycją, a w dodatku świetnie pisze. Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że godnie - po dwóch niemal wiekach - uzupełnił i zaktualizował dzieło Charlesa Mackaya. "The Delusions of Crowds" staje się więc jego magnum opus i pozycją obowiązkową dla wszystkich, którzy interesują się żywo rynkiem kapitałowym.

I jest to pozycja szczególnie aktualna, w dobie super luźnej polityki pieniężnej i rekordowych wycen wskaźnikowych akcji oraz szaleńczo drożejących kryptowalut.

Piotr Rosik
Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Zobacz nowe artykuły w promocyjnych cenach na ding.pl

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: kryptowaluta | rynek kryptowalut | bitcoin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »