Ks. Grzegorz Michalczyk: W kościele można się zarazić tak samo, jak poza nim
- Twierdzenie, że w kościele nie można się zarazić, jest dla mnie w pewnym sensie twierdzeniem heretyckim. Oznaczałoby to, że my nie wierzymy w to, że istnieją prawa natury, które Bóg stworzył. Bo stwierdzenie, że tu się zarażamy, a tu się nie zarażamy, jest stwierdzeniem absurdalnym. Prawa natury obowiązują wszędzie – mówi w rozmowie z Interią ks. Grzegorz Michalczyk, krajowy duszpasterz środowisk twórczych, rektor kościoła pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Alberta Chmielowskiego w Warszawie. Opowiada również o przestrzeganiu obostrzeń w jego parafii.
Dominika Pietrzyk, Interia: Jak ksiądz ocenia nowe obostrzenia dotyczące kościołów?
Ks. Grzegorz Michalczyk, krajowy duszpasterz środowisk twórczych, rektor kościoła pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Alberta Chmielowskiego w Warszawie: - Nie mam wątpliwości, że należy je stosować, ponieważ rozprzestrzenianie się pandemii jest bardzo realne, a wiadomo, że zgromadzenia - choćby takie jak te, które mają miejsce w kościołach - mogą być również niebezpieczeństwem. Limit wiernych w kościołach jest dość wyśrubowany. Chociaż w porównaniu z zeszłym rokiem, kiedy w kościele mogło być pięć osób niezależnie od powierzchni, w tym roku osób może być trochę więcej, to w wielu kościołach jest to nadal kilkanaście, czy tak jak u mnie dwadzieścia kilka osób. De facto oznacza to, że liturgia jest zamknięta, chyba że kościół ma zewnętrzną przestrzeń, która jest nagłośniona i wierni mogą uczestniczyć w liturgii przed świątynią. To kwestia organizacyjna. Ale są sprawy, o których zawsze trzeba pamiętać: limit osób, maseczki, dystans, dezynfekcja. To konieczne w kościołach, tak jak wszędzie indziej.
- Druga kwestia dotyczy tego, co można zaproponować osobom, które w kościele po prostu się nie znajdą, bo boją się zakażenia, albo po prostu się nie zmieszczą. To jest dla nas zachęta, żebyśmy umożliwili tym osobom duchową łączność, dzięki jak najlepszej transmisji na portalach społecznościowych, czy kanałach internetowych kościołów. To oczywiście nie jest tym samym, co uczestnictwo w liturgii, natomiast jest z pewnością lepsze, niż w ogóle brak łączności i poczucia więzi ze wspólnotą.
Co ksiądz myśli, kiedy słyszy ksiądz argumenty, że w kościele czuwa Bóg i dzięki temu wierni nie zakażą się wirusem?
- Przypominają mi się wtedy słowa ks. Józefa Tischnera, który mówił: "Religia jest dla mądrych. A jak ktoś jest głupi i jak chce być głupi, nie powinien do tego używać religii, nie powinien religią swojej głupoty zasłaniać". Twierdzenie, że w kościele nie można się zarazić, jest dla mnie w pewnym sensie twierdzeniem heretyckim. Oznaczałoby to, że my nie wierzymy w to, że istnieją prawa natury, które Bóg stworzył. Bo stwierdzenie, że tu się zarażamy, a tu się nie zarażamy, jest stwierdzeniem absurdalnym. Prawa natury obowiązują wszędzie. Oczywiście Pan Bóg może czynić cuda, ale czyni to stosunkowo rzadko i po to dał człowiekowi rozum, żebyśmy mogli rozeznać, co jest dla nas dobre, a co jest złe i byśmy nie mieli żadnej wątpliwości, że prawa natury, które są wpisane w ten świat przez Stwórcę, obowiązują również w kościele. Trzeba po prostu to uznać: tak, wirus może się przenosić w przeróżny sposób. Nawet bardzo pobożni, modlący się ludzie, mogą się zarazić w kościele tak samo, jak poza nim.
Jak wygląda weryfikowanie limitu wiernych w kościele środowisk twórczych w Warszawie?
- W Niedzielę Palmową, która była pierwszym dniem nowych limitów, wyglądało to tak, że w momencie, gdy w kościele znalazły się 23 osoby - bo taki jest u nas limit - wejście do kościoła było zagradzane i wystawialiśmy tabliczkę z informacją, że dopuszczalna liczba miejsc w kościele jest już zajęta i jeżeli ktoś chce, to może zostać na zewnątrz. Wierni korzystali z krzeseł i mogli wysłuchać mszy świętej dzięki nagłośnieniu na zewnątrz. Całkiem niemało osób z tego skorzystało.
- Trzeba liczyć wiernych. Z pewnością nie można dopuścić do tego, że się po prostu wywiesi kartkę z informacją o limitach, mając nadzieję, że każdy wchodzący policzy osoby w kościele i zorientuje się, że już nie może wejść. Efektem tego było to, co widzieliśmy w niektórych relacjach z ubiegłej niedzieli, gdy w wielu kościołach było bardzo dużo osób. To prawda, że w kościołach może być wolne miejsce... Bo proszę mi wierzyć, że te 23 osoby u mnie nie zapełniają w dużej mierze kościoła. Ale jest reguła, że jedna osoba przypada na 20 m2 i staramy się tego przestrzegać. Tak samo będzie w Triduum, co zresztą jasno ogłosiłem. Sytuacja jest inna niż zwykle. Nie można dopuścić, żeby te święta, która dla chrześcijan są świętami przejścia ze śmierci do życia, przez brak czyjejś roztropności stały się dla kogoś przejściem z życia do śmierci. Bo i tak też niestety może być.
Kościoły powinny zostać zamknięte, czy wprowadzone limity są wystarczającym rozwiązaniem?
- Sądzę, że te limity są wystarczające. Oczywiście one są bardzo dyskomfortowe i powrót do sytuacji sprzed roku pod pewnymi względami byłby wygodniejszy. Bo podstawowe pytanie teraz brzmi: na jakiej podstawie mam wybrać osoby, które będą mogły wejść do kościoła? Chętnych są setki. Kto pierwszy ten lepszy? Starsi? Młodsi? Według jakiego kryterium mam decydować? W zeszłym roku to było jasne. Pięć osób w kościele, to znaczy ksiądz i służba liturgiczna, może organista i koniec, nikt więcej. Natomiast teraz będą przychodziły osoby z nadzieją, że się dostaną, a nie dostaną się do kościoła. Będą rozczarowane. Nie zawsze można stać na zewnątrz. Jest ogromne pragnienie uczestnictwa w liturgii ze strony ludzi. Mam wrażenie, że ta sytuacja - bardzo trudna z wielu względów, zwłaszcza ze względu na chorobę i cierpienie ludzi, ale też ze względu na to pragnienie uczestnictwa w liturgii, które nie może zostać zaspokojone - że to jest jakaś szansa dla ludzi wierzących. To można wykorzystać. Jeżeli już taka trudna sytuacja ma miejsce, to może jest to szansa na odkrywanie prawdy o tym, kim jesteśmy. Odkrywanie prawdy o tym, że jesteśmy ochrzczeni i w związku z tym nasze domy i nasze rodziny są kościołami domowymi. Jeżeli nie można uczestniczyć w liturgii, chociażby się bardzo chciało, to trzeba zrobić wszystko, żeby w naszych domach przeżyć te dni jak najlepiej i uświadomić sobie, że dla Pana Jezusa nie ma drzwi zamkniętych. I są do tego tysiące pomocy: czytania biblijne, teksty liturgiczne, transmisje w internecie. Kościół to nie tylko to, co się dzieje w murach budynku, ale to, co się dzieje w ludzkim życiu i w ludzkich sercach. Niektórzy obawiają się, że po pandemii nikt nie wróci do kościołów. Ja myślę, że może być odwrotnie. Nie mam wątpliwości, że stworzyła się grupa osób świadomych tego kim są i pragnących uczestnictwa w liturgii, tęskniących za kościołem.
Czy kwestia otwartych lub zamkniętych kościołów, stała się kwestią polityczną?
- Obawiam się, że każda kwestia, zwłaszcza w dobie pandemii, staje się kwestią polityczną. Nawet sprawy najbardziej neutralne. Zamknięcie czy otwarcie kościołów również. Mam wrażenie, że jest to też ze szkodą dla Kościoła, gdy jakakolwiek kwestia dotycząca go, staje się kwestią politycznych sporów. Tu jednak zasada jest prosta: w kościele jesteśmy tak samo obywatelami, jak poza budynkiem kościoła i obowiązują nas - tak jak wszystkich - te same reguły. Czy one są mądre czy niemądre, możemy się spierać. Natomiast skoro takie obostrzenia obowiązują, a eksperci potwierdzają ich słuszność, to mamy się do tego zastosować.
Rozmawiała Dominika Pietrzyk