Przyszły emeryt przeżyje szok

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej chce, aby Zakład Ubezpieczeń Społecznych wypłacał świadczenia z otwartych funduszy emerytalnych. Jednak zarządzanie kapitałem 150 mld zł przez ZUS jest bardzo ryzykowne, przez brak konkurencji wypłacane emerytury mogą być niższe.

Miałby on ustalać wysokość emerytury i zarządzać pieniędzmi przekazanymi mu przez fundusze po zamknięciu rachunków uczestników II filara. Nie byłoby więc instytucji prywatnych, które konkurowałyby ze sobą ofertą skierowaną do emerytów i pomnażałyby pieniądze pochodzące z OFE.

Resort pracy planuje też, aby przyszły emeryt nie miał możliwości wyboru, jakie świadczenie chce otrzymać po przejściu na emeryturę. ZUS będzie miał bowiem możliwość wypłaty wyłącznie dożywotniej emerytury na podstawie szacowanej przez GUS tzw. średniej długości życia.



Emeryt w szoku przejścia

Na tę ostatnią kwestię zwraca uwagę dr Wojciech Wyszyński z Instytutu Ekonomii KUL. Zauważa, że propozycja resortu pracy nie bierze pod uwagę tzw. szoku przejścia. To sytuacja, w której ubezpieczony w OFE dobiegający wieku emerytalnego umiera i jego rodzina otrzymuje zgromadzony przez niego kapitał (jest on dziedziczony). Jednak tydzień później, gdy osoba taka jest już emerytem, w przypadku jej śmierci rodzina nie otrzymuje żadnych środków. Dlatego zdaniem Wojciecha Wyszyńskiego ubezpieczeni powinni mieć możliwość wyboru świadczenia, jakie chcą wykupić za kapitał zgromadzony w OFE.

Może to być na przykład tzw. emerytura małżeńska. Świadczenie takie byłoby wypłacane do czasu, gdy przynajmniej jeden z małżonków żyje. Jeśli więc któryś z małżonków zmarłby tydzień po przejściu na emeryturę, to jego współmałżonek otrzymywałaby pieniądze do śmierci. Podobne zabezpieczenie dla rodziny dawałaby emerytura dożywotnia z gwarantowanym okresem wypłat. Wtedy świadczenie wypłacane byłoby przez cały okres życia świadczeniobiorcy, jednak nie krócej niż np. 10 lat. Gdyby umarł on wcześniej, środki w okresie gwarantowanym byłyby przekazywane osobom wskazanym jako beneficjenci. Taki produkt mogłyby wybierać na przykład osoby mające kształcące się dzieci.

Reklama



Lepiej mieć wybór

- Szersza gama produktów emerytalnych daje większy wybór ubezpieczonym, dzięki czemu mogą oni indywidualnie zaspokajać swoje oczekiwania w zależności od sytuacji życiowej i rodzinnej - podkreśla Wojciech Wyszyński.

Jego zdaniem dobrym rozwiązaniem byłoby zobowiązanie przyszłego emeryta, aby za środki zgromadzone w OFE musiał wykupić emeryturę dożywotnią w wysokości 150 proc. emerytury minimalnej (po to, aby miał zapewnione środki do życia i nie trafił do pomocy społecznej). Pozostałymi pieniędzmi mógłby dysponować swobodnie i przeznaczyć je na dowolny cel, np. inwestycję w nieruchomości.

Brak możliwości wyboru produktu emerytalnego dostrzega też Bogusława Nowak-Turowiecka z Konfederacji Pracodawców Polskich. Deklaruje ona, że w trakcie prac nad propozycją ministerstwa jej organizacja będzie się domagać, aby emeryt miał możliwość wyboru któregoś z oferowanych świadczeń.

Inwestycyjne ryzyko

Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, zauważa, że w perspektywie kilkunastu lat rezerwy związane z wypłatą emerytur osiągną kwotę 100-150 mld zł, a powierzenie tych środków ZUS rodzi ryzyko niewłaściwego zarządzania. Jej zdaniem doświadczenia międzynarodowe wskazują, że z zarządzaniem aktywami lepiej radzą sobie instytucje prywatne niż publiczne.

Podobnego zdania jest Paweł Pelc z Komisji Nadzoru Finansowego. Zwraca on uwagę, że ZUS nie ma doświadczenia w zarządzaniu tak dużymi pieniędzmi. - Nie ma też żadnych gwarancji, że będzie to robił lepiej niż instytucje prywatne - dodaje.

Eksperci zwracają też uwagę, że politycy mogą mieć wpływ na to, jak ZUS lokuje pieniądze. A to oznacza ryzyko, że zakład byłby przez nich zmuszany do inwestowania środków w określone kategorie lokat, niekoniecznie zapewniające emerytom najwyższe zyski. Państwo odpowiedzialne za ustalenie tzw. norm ostrożnościowych (tego, w co może inwestować ZUS) mogłoby na przykład zlecić, aby ZUS kupował obligacje komunalne czy związane z infrastrukturą.

- Tam, gdzie są pieniądze, tam politycy będą chcieli wpływać na decyzje o ich przeznaczeniu - podkreśla Bogusława Nowak-Turowiecka.

Dlatego jej zdaniem rola państwa powinna być ograniczona do ścisłego nadzoru instytucji wypłacającej świadczenia, a nie sprowadzać się do zarządcy tak gigantycznych kwot.

Wyniki bez porównań

Funkcjonowanie kilku lub kilkunastu podmiotów, które inwestowałyby środki wypłacane z OFE, pozwoliłoby przyszłym emerytom na porównywanie ich wyników inwestycyjnych. Nie bez znaczenia będzie bowiem, ile zarabiają one dla swoich klientów, bo zyski mają wracać do świadczeniobiorców. Otrzymywać oni będą swego rodzaju dywidendę z tego tytułu, że podmiot, do którego się zapisali, będzie zarządzał ich pieniędzmi. A takie porównanie pozwoliłoby przyszłym emerytom wybierać te instytucje, które lepiej radzą sobie z inwestowaniem. To powodowałoby, że starałyby się one, chcąc przyciągnąć do siebie klientów, robić to jak najlepiej.

W sytuacji gdy jedynym inwestorem będzie ZUS, przyszły emeryt nie będzie mógł porównać wyników. Poza utratą prestiżu, ZUS nie będzie też ponosił żadnych sankcji, jeśli źle zainwestuje pieniądze.

ZUS tanim listonoszem

- ZUS powinien jedynie dostarczać emerytury przyszłym świadczeniobiorcom - zauważa Bogusława Nowak-Turowiecka. Jej zdaniem takie rozwiązanie byłoby tanie i zrozumiałe dla przyszłego emeryta, bo otrzymywałby łącznie świadczenia z I i II filara.

Podobnie uważa Paweł Pelc, który mówi, że ZUS nie powinien być podmiotem zarządzającym środkami emerytów pochodzącymi z OFE, ale jedynie przekazywać im świadczenie wraz z emeryturą z I filara. Jego zdaniem ZUS powinien zapewniać ubezpieczonemu możliwość wyboru instytucji, do której chce on przenieść pieniądze z OFE.

- ZUS powinien każdej osobie zamierzającej przejść na emeryturę przekazać informację o wysokości świadczenia, jakie mogłaby uzyskać w każdej z działających na rynku instytucji - zauważa.

Paweł Pelc zwraca też uwagę, że w projekcie ministerstwa nie jest przesądzone, jak mają być waloryzowane emerytury z OFE wypłacane przez ZUS. W jego opinii przyszli emeryci powinni mieć zagwarantowane, że ich świadczenia będą waloryzowane przynajmniej o wskaźnik inflacji.

Co na to partnerzy społeczni Na wczorajszym posiedzeniu Komisji Trójstronnej propozycję resortu pracy ostro skrytykował PKPP Lewiatan. Z kolei NSZZ Solidarność domaga się od resortu pracy wyliczenia i ekspertyz przesądzających, co w praktyce oznaczałoby przyjęcie jego przedłożenia. Anna Kalata, minister pracy i polityki społecznej, podtrzymała wczoraj stanowisko, że resort chce, aby emerytury z OFE wypłacał ZUS. Minister nie obawia się, że zakład nie poradzi sobie z pomnażaniem pieniędzy emerytów.

- ZUS ma wyodrębniony fundusz rezerwy demograficznej i dobrze nim zarządza - zauważyła.

Bartosz Marczuk



OPINIE

Ryszard Petru główny ekonomista Banku BPH

Pomysł resortu pracy jest bardzo zły. Bank Światowy kilka lat temu rekomendował rozwiązanie problemu wypłaty emerytur z OFE w formie przetargu, w którym uczestniczyłyby firmy ubezpieczeniowe. Każdy ubezpieczony mógłby wykupić w nich dożywotnią emeryturę. Oddawanie środków z OFE do ZUS niesie ze sobą duże ryzyko nieefektywnego zarządzania aktywami. ZUS może nie zarządzać nimi optymalnie, a ponadto będą one narażone na tzw. polityczną interwencję. Najgorszym wariantem byłoby sugerowanie przez polityków, w co ZUS powinien inwestować środki emerytów. A to będzie fundusz, który będzie docelowo zarządzać 100 mld zł. Takie fundusze (provident fund) nie sprawdziły się w Azji Wschodniej i są bardzo niebezpieczne, bo podatne na wpływy polityków. Instytucje prywatne dają z reguły większe bezpieczeństwo pieniędzy niż państwowe.

Krzysztof Lutostański prezes PTE Bankowy

Najlepiej, gdyby ZUS tylko technicznie dokonywał wypłaty środków zgromadzonych w pierwszym i drugim filarze, ale już po otrzymaniu pieniędzy z zakładu emerytalnego zarządzającego środkami po wypłacie z OFE. Koncepcja, aby ZUS zarządzał i wypłacał środki, pojawiła się po raz pierwszy i ostatni w 2001 roku. Już wtedy wzbudziła wystarczająco wiele wątpliwości i dlatego dziwi mnie powrót do niej. Koncentracja zarządzania tak dużymi aktywami przez instytucję państwową obarczona jest dużym ryzykiem dla państwa i samych ubezpieczonych i nie ma dobrych metod jego redukcji. Trzeba też wspomnieć o ryzyku przepływu środków między I a II filarem - I filar to zapis na rachunku, natomiast drugi to już realne pieniądze. Trudno byłoby zapewnić kontrolę nad pieniędzmi wierzyć, że te środki w ZUS nie będą się mieszać.
Notował Paweł Czuryło
Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »