System emerytalny robi się coraz mniej sprawiedliwy
W Polsce jest już ponad 6 mln emerytów, a łącznie z rencistami to grupa licząca 7,9 mln osób. Do tego 1,1 mln osób pobiera świadczenia w systemie KRUS. Społeczeństwo się starzeje i ta grupa będzie się powiększać. To potężny elektorat, który dostaje prezenty wyborcze rozdawane według niesprawiedliwych zasad.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
W ubiegłym roku przybyło ponad 108 tys. emerytów i jest ich już ponad 6 mln. Najwyższa emerytura pobierana z ZUS wyniosła 33,9 tys. zł, a najniższa 3 grosze. Średnia w 2020 roku to 2505 zł (o ponad 5 proc. więcej niż rok wcześniej) - wynika z najnowszych danych ZUS.
Trzeba jednak pamiętać, że każdy emeryt otrzymał w ubiegłym roku 13. emeryturę, która jest tzw. świadczeniem pozasystemowym (nie wlicza się do średniej), a dostało ją łącznie 9 mln osób (w tym renciści i pobierający świadczenia z KRUS).
To potężna grupa wyborcza, więc nie bez przyczyny ostatnio prezydent Andrzej Duda podpisywał w blasku fleszy ustawę o tzw. 14. emeryturze, choć samo świadczenie zostało przez ekspertów uznane za szkodliwe i psujące system emerytalny. Powód? To, jak jest skonstruowane - nie dostaną go osoby, które wypracowały sobie emerytury powyżej 2900 zł brutto.
Wygląda jednak na to, że to nie koniec zabiegów obozu rządowego o przychylność emerytów. Z pojawiających się przecieków na temat programu PiS Nowy Polski Ład, który ma być przedstawiony w kwietniu wynika, że może się tam znaleźć element zwalniający emerytury z podatku (poprzez podniesienie kwoty wolnej).
Polska jest jednym z najszybciej starzejących się społeczeństw w Europie. Prognozy demograficzne wskazują, że polskie społeczeństwo będzie się w najbliższych dekadach kurczyło przy jednoczesnym procesie starzenia się.
- W miarę starzenia ludności przybywa emerytów i maleje liczba osób w wieku produkcyjnym. Dziś jest ponad 6 mln emerytów, a za 30 lat będzie ich ponad 9 mln, a w tym samym czasie będzie ubywać osób pracujących, odprowadzających składki. Relacja pracujących do emerytów, która dziś wynosi 2,5 spadnie do 1,5. To oznacza, że rośnie "elektorat" ludzi, którzy w coraz większym stopniu "korzystają" z PKB i pojawia się zjawisko, które nazywam gerontokrajcą, czyli "rządami ludzi starych" - mówi Paweł Wojciechowski, były minister finansów i były główny ekonomista ZUS, a obecnie główny ekonomista Pracodawców RP.
- Ta grupa będzie coraz mocniej wpływać na obietnice wyborcze, co już się dzieje, bo emeryci są postrzegani jako grupa mająca wyjątkowo niskie dochody, choć na tle innych gospodarstw domowych wcale nie są w najgorszej sytuacji. Dużo bardziej potrzebującą pomocy państwa grupą są np. rodziny z osobami niepełnosprawnymi - dodaje.
W 2050 roku około 1/3 ludności będą stanowiły osoby powyżej 65. roku życia, więc ta grupa faktycznie będzie w centrum politycznych obietnic.
- Z każdym rokiem liczba emerytów będzie się zwiększać. Obecnie beneficjentów 13. emerytury jest już 9 mln. Każdy kolejny rząd będzie chciał pozyskać głosy tej grupy osób i to do nich będą kierowane kolejne programy, bonusy, ulgi etc. Należy jednak podejść do tego systemowo. Do 2024 roku liczba emerytów zwiększy się o milion. Myślę, że z każdym rokiem politycy częściej będą szukali propozycji dla osób zbliżających się do wieku emerytalnego i pobierających emeryturę, a nie do osób aktywnych zawodowo z długą perspektywą do emerytury - uważa Oskar Sobolewski z Instytutu Emerytalnego.
System i kryteria przyznawania bonusów emerytom nie motywują do dłuższej pracy i odprowadzania składek, bo są przyznawane wbrew głównej zasadzie, że świadczenie zależy od tego jak dużą kwotę składek ktoś odłożył. Liczą się jednak nie sprawiedliwe zasady, ale polityczne zyski i świadczenia, które robią wrażenie na wyborcach.
- Tzw. 13. i 14. emerytury są postrzegane jako przejaw rozdawnictwa, ale jeśli spojrzymy na te świadczenia z punktu widzenia skutków dla finansów publicznych w długim okresie, to okazuje się że są mniej kosztowne niż np. waloryzacje kwotowe świadczeń, które są stosowane prawie co roku od 8 lat. Waloryzacje są kosztowne ponieważ w przeciwieństwie do jednorazowych świadczeń typu 13. emerytura stają się częścią systemową i mają tzw. skutki przechodzące czyli, nie tylko dotyczą wszystkich emerytów dziś, ale te podwyżki zostają na przyszłość oraz dotyczą wszystkich nowy kohort roczników przechodzących na emeryturę - podkreśla Wojciechowski.
- Te koszty są większe niż świadczeń jednorazowych, ale też efekt PR-owy znacznie mniejszy. Ludzie z lekceważeniem odnoszą się do waloryzacji kwotowej rzędu 50 złotych chociaż w długiem okresie jest ona kosztowniejsza niż jednorazowa 13. emerytura, która jest świadczeniem pozasystemowym. Tymczasem z punktu widzenia emeryta w długim okresie korzystniejsza jest wyższa waloryzacja kwotowa, ale politycznie jest to mniej spektakularne niż jednorazowa wypłata dodatkowego świadczenia - tłumaczy Paweł Wojciechowski. Podkreśla, że niestety zarówno kwotowa waloryzacja jak i świadczenia jednorazowe psują ubezpieczeniową istotę systemu opartego na zdefiniowanej składce.
- Ponadto trudno uznać te rozwiązanie za sprawiedliwe, jeśli tę samą tzw. 13. emeryturę dostaje zarówno osoba, która pracując 25 lat uzbierała na emeryturę w wysokości 2 tys. zł jak i ktoś, kto pracował w życiu jeden tydzień na umowie zlecenie i ma dziś 2-groszową emeryturę, zresztą nawet trudno to nazwać emeryturą. Proste, źle adresowane rozdawnictwo psuje system oparty na zdefiniowanej składce i jest w dłuższym okresie niekorzystne dla gospodarki. Odpowiedzialna polityka społeczna tym różni się od rozdawnictwa, że po pierwsze oparta jest na kanonie celowanych transferów socjalnych i po drugie uwzględnia aspekty bodźców. Polityka społeczna, która psuje motywację do pracy lub podnoszenia kwalifikacji, ma negatywne skutki ekonomiczne, dlatego lepiej aby rząd stosował inne - niż system emerytalny - instrumenty do redystrybucji dochodów, np. system podatkowy czy system opieki społecznej - mówi Wojciechowski.
- Nie widzę żadnej ekonomicznej ani społecznej potrzeby psucia ubezpieczeniowego charakteru systemu emerytalnego, który podkopuje motywację do pracy i do odprowadzania składek, a sprzyja roszczeniowym postawom na zasadzie czy się siedzi czy się leży ... ta sama emerytura się należy, bo to oznacza powrót do bodźców do pracy, którą dobrze pamiętamy z czasów PRL - podkreśla były ekonomista ZUS.
Monika Krześniak-Sajewicz