W ZUS odłożyliśmy 2 biliony złotych. Gdzie są te pieniądze?
Już blisko 2 bln zł odłożyliśmy w ZUS na emerytury. Ale ZUS tych pieniędzy nie ma. Żeby wypłacać świadczenia, zapożycza się. I zadłuży się bardziej, chyba że przybędzie nam dzieci - pisze "Gazeta Wyborcza".
ZUS nie może odłożyć w banku ani złotówki. Wszystko już wydał. Bo to, co dostaje ze składek pracujących Polaków, zaraz wypłaca na emerytury i renty. I rok w rok jest na minusie. W 2010 r. ze składek zbierze 91 mld zł - a jego wydatki wyniosą ponad 160 mld zł. Dlatego musi brać dotację z budżetu i pożyczać w bankach.
Ratunek? Więcej dzieci. Większa dzietność to racja stanu. Im więcej rodzi się dzieci, które w przyszłości wejdą na rynek pracy, tym więcej będzie na wypłatę świadczeń - czytamy w sobotnio-niedzielnym wydaniu "Gazety Wyborczej".
Od stycznia albo cała nasza składka trafi do ZUS, albo radykalnie zmniejszą się wpłaty od Otwartych Funduszy Emerytalnych - dowiaduje się "Dziennik Gazeta Prawna". To jeden ze sposobów rządu na łatanie dziury budżetowej. Jeśli zmiany weszły by już od stycznia, to budżet zyska co najmniej 13 mld zł w 2011 r.
Stanie się tak, jeżeli zamiast 7,3 proc. naszych zarobków, do OFE trafi jedynie 3 proc. To najbardziej prawdopodobny wariant zmian w systemie emerytalnym. Istnieje jednak radykalna propozycja, aby rząd zawiesił całkowicie wpłaty do OFE na najbliższe dwa lata. Przez co zyskałby dodatkowo aż 50 mld zł w tym czasie. A wszystko w celu utrzymania bezpiecznego poziomu 55-proc. progu ostrożnościowego.
Każdy z proponowanych wariantów pogorszy sytuację przyszłych emerytów. OFE inwestują pieniądze w celu ich pomnożenia, a ZUS wykorzysta je jedynie do wypłaty bieżących świadczeń. Jednocześnie wzrośnie jego zadłużenie.
Jeszcze w sierpniu Premier Tusk nie zgadzał się na obniżenie wpłat do OFE, a postulował jedynie wprowadzenie większej konkurencji między tymi funduszami, co miało doprowadzić do mniejszych opłat na ich rzecz, jako wynagrodzenie za zarządzanie gromadzonymi środkami.
Cięcie po OFE jest znacznie łatwiejsze niż szukanie oszczędności i nie niesie za sobą negatywnych skutków politycznych - kończy "Dziennik Gazeta Prawna".
-----
W związku z pędzącym długiem rząd chce nagle przestawić emerytalną zwrotnicę. Zamiast reformy Otwartych Funduszy Emerytalnych proponuje zawieszenie lub zmniejszenie składek do OFE. Ekonomiści alarmują jednak, że majstrowanie przy OFE zniweluje wprawdzie obecne problemy budżetu, ale zagrozi naszym przyszłym emeryturom.
W całej sprawie chodzi o to, by nie przekroczyć progów zadłużenia, co wymusiłoby oszczędności. Teraz OFE za nasze pieniądze kupują rządowe obligacje. Więc gdy my odkładamy na przyszłe emerytury, powiększa się dług publiczny. W momencie, gdy rośnie on w zastraszającym tempie i brak pomysłów na wyhamowanie tego wzrostu, rząd myśli o najprostszym rozwiązaniu: nie dawać pieniędzy do OFE, tylko zapisywać je na kontach w ZUS-ie.
Taki pomysł lansowali od miesięcy minister finansów Jacek Rostowski i minister pracy Jolanta Fedak, ale premier nie godził się na rozmontowanie działającego od 10 lat systemu emerytalnego. Niecały miesiąc temu rząd przyjął ustawę, która pozostawiała OFE i miała je zmusić do pracy. Dziś na stole pojawia się jednak zupełnie odwrotna propozycja.
W Kontrwywiadzie RMF FM mocno skrytykował ją ekonomista Krzysztof Rybiński: "Jeżeli zabierzemy składki OFE, to (...) zasypiemy dzisiejsze problemy związane z dziurą budżetową pieniędzmi pokolenia naszego i naszych dzieci, bo dla nich już na emerytury wtedy nie starczy".
Dlaczego w przyszłości groziłyby nam głodowe emerytury? Stara zasada oszczędzania, wyznawana przez każdego inwestora, mówi: nie trzyma się wszystkich jajek w jednym koszyku. Chodzi więc o to, by nasze pieniądze były ulokowane w różnych instytucjach - na wypadek, gdyby jedna z nich zbankrutowała albo miała problemy, bo wtedy stracimy wszystko.
W przypadku emerytur zabezpieczeniem były trzy filary: ZUS, OFE i Indywidualne Konta Emerytalne, na których mało kto oszczędza. Po wprowadzeniu proponowanych przez rząd zmian zostałby praktycznie tylko ZUS. Jeśli więc trafią tam wszystkie pieniądze na nasze przyszłe emerytury, to zostaną wypłacone już teraz, dzisiejszym emerytom, a dla nas zabraknie. Dlatego ekonomiści mówią, że ZUS będzie nam wypłacać głodowe emerytury.
Ich zdaniem, nie warto wyrzucać do kosza całego systemu emerytalnego, jak chce tego premier, tylko reformować stary, który ma swoje wady, ale daje minimalne bezpieczeństwo.
Agnieszka Witkowicz