Nawiasem mówiąc, te wyspy to niewielka kraina. Jest ich wszystkich osiemnaście, a łączna powierzchnia to około tysiąca czterystu kilometrów kwadratowych. Mniej niż trzykrotność powierzchni Warszawy. Ludzi zaś nieco ponad 50 tysięcy. I to jest prawda, że owiec żyje tam więcej niż dwunożnych mieszkańców. Co więcej, są mało zjadane przez lokalnych mieszkańców. I nie występują w menu restauracji. Bo owca jest zawsze czyjąś prywatną własnością i właścicielowi raczej nie przychodzi do głowy, by ją sprzedawać na mięso. Poza tym wszędzie ocean jest tak blisko, że mięso jest przesolone. Serio. Tak jak w "Dzieciach Kapitana Granta" mięso za długo biegło, i dlatego podróżnicy po jego ugotowaniu stwierdzili, że jest zbyt twarde, tak samo owce farerskie się zasalają, nieustannie wystawione na działanie solnej morskiej bryzy. A także huraganów. W związku z tym w restauracji podają jagnięcinę islandzką. Islandia to duża wyspa i tam owca nie musi siłą rzeczy przebywać cały czas blisko oceanu. I co na taką politykę hodowlano-kulinarną powiedzieliby zwolennicy zrównoważonego rozwoju i troski o środowisko przyrodnicze?
Chwila wytchnienia od rzeczywistości
Jeśli ktoś by potrzebował chwili wytchnienia od rzeczywistości pełnej hałasu, korków na drogach, budynków ścigających się pomiędzy sobą na wielkość i wysokość, z ludźmi zachowującymi zdrowy balans między nieśpieszeniem się donikąd a dbałością o każdy szczegół codziennego życia, to Faroe nadają się do tego idealnie.
I dobre jest też to, że można tam doświadczyć, z różnymi ograniczeniami, ale jednak, że wiatry, prądy morskie, fale, wschody i zachody słońca oraz deszcze mają ważny wpływ na sposób życia ludzi.
Kiedy natomiast ląduję na paryskim Roissy, to przede wszystkim rzucają się w oczy problemy, które ludzie sami sobie wytworzyli, a wpływ przyrody jest zredukowany do scenografii.
Żyjemy otoczeni przez hiperobiekty
Dzięki tej niedzielnej gazecie dowiedziałem się o istnieniu pojęcia hiperobiektu. To całkiem poważny temat. Bo bez refleksji, że żyjemy unurzani i otoczeni przez hiperobiekty czegoś w rozumieniu świata zabraknie.
Nie chodzi o ciała astralne. Hiperobiekty - przytoczę ich objaśnienie za "Dżipitym" - to "zjawiska lub byty, które są tak rozległe w czasie i przestrzeni, że trudno je ogarnąć ludzkim doświadczeniem, choć mają realny wpływ na nasze życie. Przykłady hiperobiektów to: globalne ocieplenie, promieniowanie radioaktywne, zmiany klimatyczne, plastik, kapitalizm".
Cechy hiperobiektów wg Mortona:
- są wszechobecne, ale trudne do bezpośredniego poznania (np. nie widzimy całego globalnego ocieplenia, tylko jego skutki),
- przekraczają czas ludzki (działają przez setki czy tysiące lat),
- mają lepką naturę - gdy raz wejdziemy z nimi w kontakt, nie możemy się ich pozbyć (np. mikroplastik w organizmach),
- są niedostrzegalne jako całość, choć wpływają na wszystko dookoła.
Morton używa tego pojęcia, by podkreślić, że żyjemy w epoce Antropocenu, w której ludzka działalność wytwarza obiekty i skutki tak rozległe, że wymykają się kontroli i tradycyjnemu myśleniu.
Dodałbym do listy hiperobiektów sztuczną inteligencję oraz demografię i spadający mniej więcej w dwóch trzecich krajów świata przyrost naturalny (w Polsce to głęboki kryzys, o ile nie aż katastrofa). A nawet imigracja dawałaby się uznać za hiperobiekt, bo ma cechy, które wyżej wymieniłem.
Hiperobiekty. W sumie każdy o nich coś słyszał
Czyli wielkie problemy ludzkości nieprzypadkowo i nie tylko przez skalę są wielkie.
A schodząc na poziom może nieco mniej spektakularnych zjawisk, przychodzi mi na myśl jeszcze inwestowanie i inne aktywności z podwórka rynku finansowego.
Kłopot z hiperobiektami jest taki, że niosą one iluzję posiadania wiedzy i rozumienia. W sumie to każdy o nich coś słyszał. Sztuczna inteligencja? No jasne, wiem o co chodzi. Kryzys klimatyczny - pewnie, tyle się o tym mówi, tak dobrze to rozumiem i zgadzam się lub się nie zgadzam, że aż jestem tym znużony. Ale to z reguły nie jest prawda. O ile można w ogóle do tego stosować kryterium prawdy i nieprawdy.
Zdawanie sobie sprawy z istnienia hiperobiektów i nabywanie wiedzy o nich to droga.
Myślę, że AI nas w tym nie wyręczy. To oznacza, że może jednak będzie coś, co pozostanie dostępne tylko dla ludzkiego, pracowitego umysłu.
Dwa tylko ostrzeżenia (stosuję wobec samego siebie). Pierwsze jest takie, że w sieci roi się od botów oraz od ludzkich kreatorów treści, serwujących prostą i przyjemną w oglądaniu i w czytaniu, memiczno-aforystyczną papkę. Drugie ostrzeżenie: coś może sprawiać wrażenie hiperobiektu, ale w istocie rzeczy jest marketingowym uderzaniem w określone grupy konsumentów. Takim sprzedażowym konceptem jest segmentacja ludzi na pokolenia (boomersi, X, Y, Z, Alfa). Czyli trafności kulturowej jest w tych podziałach tyle, co kot napłakał. I znowu, tak jak wcześniej hiperobiektem wydaje mi się inwestowanie, tak w tej grupie pozorantów za konstrukt czysto marketingowy śmiem uważać doktrynę ESG (zrównoważonego rozwoju). A nawet ładu korporacyjnego. To są koncepty sprzedażowe, tyle że bardziej sprzedające górnolotne myśli urzędników, polityków i regulatorów niż samego biznesu czy inwestorów.
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.