Spis treści:
- Ciekawie zrobiło się na rynku dóbr luksusowych
- W czasach kryzysów sprzedawcy luksusowych produktów przeżywali prosperitę
- Bogaci odwracają się od przedmiotów na rzecz przeżywania i kolekcjonowania doświadczeń
Fakty są takie, że mniej więcej do roku 2023 wartość najdroższych alkoholi, samochodów-klasyków z odpowiednią liczbą lat w kołach, rezydencji, jachtów i prywatnych odrzutowców zwiększała się, niezależnie od tego czy na świecie były kryzysy, czy nie (na ogół były). Mierzą to różnorakie indeksy pokazujące wahania cen materialnych dóbr luksusowych. Od wspomnianego roku 2023 ceny spadły, nawet o kilkadziesiąt procent. Na przykład legendarnych gatunków wina czy starej whisky. Albo zegarków, gdzie zjazd dotyczy marek takich jak ta słynna na literę "R" - ceny używanych zegarków, zmieniających rękę właściciela, obniżyły się aż o około 30 proc., w porównaniu do roku 2022.
Ciekawie zrobiło się na rynku dóbr luksusowych
Co się wydarzyło? Najpierw trzeba odrzucić hipotezę, że ubywa bardzo bogatych ludzi lub że popadli oni w kłopoty finansowe. Nic podobnego. Planeta liczy ponad trzy tysiące dolarowych miliarderów i ta liczba ciągle się zwiększa.
Zadziało się coś, co przewidział niejaki Thorstein Veblen. Thorstein, ale był to amerykański socjolog, z tym że mógłby spokojnie dostać Nobla z ekonomii. Było to jednak trudne, gdyż Thorstein Veblen zmarł w roku 1929, a ekonomiczny Nobel przyznawany jest od roku 1969.
Mógłby na niego zasłużyć, bo celnie opisywał pewne zjawiska w życiu społecznym. Jego najbardziej znane dzieło to "Teoria klasy próżniaczej". Ktoś właśnie tak, ze swadą, przetłumaczył na polski oryginalny tytuł angielski, brzmiący nieco mniej stygmatyzująco - The Theory of the Leisure Class. Bo Veblen uważał, że wielkość wolnego czasu (leisure time) w stosunku do czasu poświęcanego na pracę decyduje o przynależności do danej klasy społecznej.
Jedno ze spostrzeżeń zawartych w pracy o klasie próżniaczej zyskało miano efektu Veblena.
Posiadanie dóbr luksusowych według tej teorii jest środkiem dowartościowania się, bynajmniej nie czysto majątkowego, lecz psychologicznego, podejmowanego w celu umocnienia swojej pozycji społecznej. Dlatego popyt na przedmioty postrzegane jako luksusowe jest tym większy, im mniej ludzi je posiada i - paradoksalnie - rośnie wraz z ceną. Cena rośnie, a popyt reaguje na to…również wzrostem. Co jest sprzeczne z jednym z podstawowych praw ekonomii. Przyczyna tego zjawiska tkwi w chęci ukazania przez najzamożniejsze grupy społeczne swojego statusu materialnego.
To oznacza zarazem, że z punktu widzenia klasy próżniaczej (Veblen bez wahania zaliczał do niej na przykład, hm, finansistów) kupowanie dóbr luksusowych ma sens tylko wtedy, gdy są one rarytasami, a zatem gdy inni nie mogą ich nabywać, z powodu ograniczonej dostępności, a jedynie wtórnie - z powodu ceny. Zatem przedmiot jest luksusowy nie dlatego, że jest drogi, tylko dlatego że jest rzadki. Występuje bowiem, jak powiedzielibyśmy nowocześniejszym językiem handlu, w limitowanej liczbie egzemplarzy. Cena jest tylko dodatkową zaporą przed ich przenikaniem do klas położonych niżej w hierarchii. I w sumie jest to wszystko rynkowe, bo ta cena jest podbijana przez popyt, mówiąc ściśle popyt generowany przez grupę, która strzeże swego wysokiego statusu materialnego i społecznego.
W czasach kryzysów sprzedawcy luksusowych produktów przeżywali prosperitę
To właśnie dlatego w czasach kryzysów w XXI wieku (wielki kryzys finansowy czy czas pandemii lub wysokiej inflacji zjadającej oszczędności) sprzedawcy luksusowych produktów przeżywali nadzwyczajną prosperitę. Bogaci chcieli pokazać jeszcze bardziej, że na przekór wszystkiemu i wszystkim są jeszcze bogatsi. W okolicznościach kryzysowych była to nawet bardziej dobitna manifestacja, niż czasach spokojnych.
I właśnie tu zaszła zmiana. Bo dobra "luksusowe" są już prawie wszędzie i są blisko. Chcesz sobie kupić jacht, którego cena robi wrażenie? Nie ma problemu, zapraszamy do przedyskutowania szczegółów zamówienia. Technologia zapewni jego stosunkowo szybką realizację. Marketing, media społecznościowe oraz nowoczesna kultura obrazkowa i komunikacyjna sprawiają, że dziś jest bardzo wiele gatunków wina uchodzących za ekskluzywne.
I w ogóle, jest tyle rzeczy, które codziennie na Instagramie opisywane są jako "wyjątkowe". W dodatku każdego dnia rodzą się jakieś nowe. Sztuczna inteligencja stwarza obrazy oddziaływujące na zmysły, wspierając cyfrowych "twórców". Ba, dzięki tokenizacji każdy, nawet zupełnie niezamożny inwestor może się stać właścicielem tysięcznej czy dziesięciotysięcznej części jakiegoś, dajmy na to, płótna Picassa z prywatnej kolekcji, gdyby jego właściciel zechciał sobie na nim zarobić. Albo weźmy rynek kamieni szlachetnych, na którym diamentu syntetycznego nie odróżni się, chyba że wyrafinowanymi metodami laboratoryjnymi, od naturalnego. Czyli może mam coś luksusowego, ale jak właściwie sprawić, by nikt w to nie wątpił?
Powoduje to zmianę dotychczasowego rozumienia pojęcia "dobra luksusowego". A może nawet jego dezaktualizację? W każdym razie, powab nieprzyzwoicie kosztownych rzeczy materialnych słabnie.
Bogaci odwracają się od przedmiotów na rzecz przeżywania i kolekcjonowania doświadczeń
Czy pojawia się coś w zamian? Owszem. Bogaci odwracają się od przedmiotów na rzecz przeżywania i kolekcjonowania doświadczeń. Dnia spędzonego na finale Wimbledonu nie można odsprzedać jak tego zegarka na literę "R", ale jest to nowy, skuteczny wyznacznik statusu. Nawet lepszy, niż posiadanie przedmiotu, bo to się dobrze ogląda w postach, rolkach, relacjach i na portalach. Znamy to przecież. Jesteśmy na przykład na tarasie historycznego hotelu z pięknym widokiem, zamawiamy kieliszek wina a znacznie więcej czasu niż degustacji wina poświęcamy na robienie fotek przedstawiających ten kieliszek na efektownym tle i na wysyłanie ich światu, w odpowiedniej tekstowo-muzycznej oprawie.
Dlatego też wzrasta popularność podróżowania, organizowanego przez dobrze identyfikujących rynkowe trendy operatorów, oferujących coś innego niż wyjazd na plażę. Chodzi o to, by można było poczuć, że jest się gdzieś i to w sposób wyjątkowy, a także z wyjątkowymi towarzyszami podróży. Za to można zapłacić kilkadziesiąt tysięcy (złotych lub euro). Chętnych nie brakuje. Do tego stopnia, że widziałem już gdzieś analizę, której autor przestrzegał, że jeśli organizatorzy takich wyjazdów doprowadzą do ich nadmiernego umasowienia (cokolwiek to miałoby znaczyć w tym przypadku, jest to jednak stosunkowo wąski segment rynku), to podzielą los producentów super-ekskluzywnych torebek i pachnideł. Bo te stały się nieco zbyt dostępne dla kieszeni nie aż tak zasobnych, wskutek czego osłabł popyt ze strony najbogatszych klientów. Thorstein Veblen w czystej postaci.
Obawiam się jednak, że ten zwrot ku "doświadczaniu" nie jest przypowieścią o człowieku, który zrozumiał, że są sprawy ciekawsze i ważniejsze niż posiadanie przedmiotów. Bo czy w tym czy w tym drugim, wielką siłą jest snobizm.
Ale cóż, jeśli ktoś chce być przedsiębiorcą z sukcesami, a także inwestorem zarabiającym na anomaliach rynku, to musi starać się rozumieć ludzką naturę. Rozważania na temat rynku "dóbr luksusowych" są na ten temat.
P.S. Może jednak konkluzja nie musi być na wpół ironiczna. Przypominają mi się ludzie, których obserwowałem kilka lat temu w Luwrze. Telefony komórkowe, starannie przemyślane i przybierane pozy, stroje jakby przygotowane do uwieczniania chwil spędzonych w niecodziennej scenerii. Było w tym coś ujmującego i na pewno istniało w tym doświadczanie sztuki, obok smakowania samego miejsca i widoku słońca zachodzącego za oknami Luwru. Nawet jeśli czasem mimowolnie, nawet jeśli tylko przy okazji wysmuklania się przed obiektywami smartfonów. Jeśli na tym ma polegać odejście od kupowania przedmiotów na rzecz usług oferujących "doświadczenie", to ja to kupuję.
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.












