Opłaca się więc być wcale nie rynkiem "dojrzałym", w oczach największych organizacji oceniających rynki, lecz zaledwie wschodzącym. Tu warto przypomnieć, że dla FTSE już od kilku lat jesteśmy rynkiem dojrzałym, lecz dla MSCI - a to rating bardziej autorytatywny dla międzynarodowych inwestorów - nadal wschodzącym.
"Na światowej hossie moglibyśmy korzystać znacznie bardziej"
Faktem jest, że Polski dotyczy pewna dysproporcja. Z jednej strony jesteśmy tą dwudziestą gospodarką świata według wartości PKB. Ostatnio jechałem od jednego klienta do klienta do drugiego, przez mały kawałek Górnego Śląska, i nawet gdybym nie wiedział, to miałbym wrażenie, że Polska musi być jakoś bardzo wysoko w rozwoju gospodarczym. To taki skrajnie anegdotyczny dowód, ale prawdziwy. W dodatku otarłem się o specjalną strefę ekonomiczną wokół Tych, która, zdaje się, jest największa w Europie w kategorii tychże stref, pod względem obrotów generowanych przez mające w nich siedziby firmy. Imponujące.
Z drugiej strony jednak, wielkość rynku, który ma służyć uaktywnianiu się kapitału inwestycyjnego, czyli rynku giełdowego, nie nadąża za tym rozwojem. Wskaźnik wartości wszystkich spółek notowanych na GPW do polskiego PKB przekonuje o tym od wielu lat.
Dlatego też na światowej hossie na fali upodobania do rynków wschodzących moglibyśmy korzystać znacznie, znacznie bardziej. I wtedy może dałoby się bardziej dynamicznie rozwijać firmy innowacyjne oznaczające wyższe ryzyko w inwestowaniu.
"Przydałoby się mieć w Polsce coś na litery S, D i P"
Konkurencja w rodzinie rynków wschodzących, według klasyfikacji MSCI, jest gigantyczna. Bo do tej rodziny nie należą bynajmniej kraje z drugiego czy trzeciego planu politycznego czy gospodarczego. Wręcz przeciwnie. Należą do niej, na przykład, Chiny. I właściwie w tym miejscu można by powiedzieć, że już jest pozamiatane. Ale idźmy dalej, bo MSCI daje szansę też reszcie świata, przyznając spółkom chińskim "tylko" mniej więcej 31 proc. udziału w swoim głównym indeksie, mapującym całe uniwersum inwestycyjne.
Emerging Markets to także Brazylia (wprawdzie stosunkowo skromne 4 proc.). I Korea Południowa (11 proc.). I Indie (15 proc.). Tajwan to z kolei 19 proc. Pozostaje, dla wszystkich innych, którzy muszą się z tego jakoś posilić, około 18 proc. Dużo, mało? Z perspektywy polskiej bardzo mało, bo w tej podgrupie jest też wielu znaczących amatorów na tort (na przykład Turcja, Indonezja, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Tajlandia, Meksyk). A jeszcze mniej, jeśli ocenić stopień innowacyjności polskich największych firm i to, w jakim stopniu ich modele biznesowe są, jak to się mówi, modelami przyszłości. A takie cenią sobie inwestorzy z apetytem na ryzyko. Dlatego Indie, Chiny, Tajwan i Korea Południowa to prawie 70 proc. koszyka geograficznego. Sektorowo zaś patrząc, czyli na to jakie branże są reprezentowane (z jakimi tak zwanymi udziałami) w indeksie MSCI, mamy 35 proc. w technologiach informatycznych i usługach komunikacyjnych. I, całkiem sporo, bo ponad 20 proc., w usługach finansowych. To dosyć dobra informacja nie tylko dla fintek-ów, ale także dla banków.
Ach, przydałoby się mieć w Polsce coś na literę S (jak "strategia"), a także na literę D (jak "deregulacja"). A także na P (jak "priorytety" i "przyszłość"). Skoro już prawie mamy G (G-20).
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.













