Co kombinują banki?
Stopy rosną, a banki twardo trzymają się rocznych promocji oprocentowania kredytów mieszkaniowych.
W Banku Zachodnim WBK w pierwszym roku nadal płacimy od 4,99 do 5,99 proc., Banku Pekao SA - 5,55 proc., w ING Banku Śląskim (pod pewnymi warunkami) - 5,49 proc., w Raiffeisen Bank Polska - od 5,4 proc. Więcej można zarobić na lokatach bankowych! Raiffeisen płaci za lokatę roczną 5,8 proc., ING BŚ - 6 proc., a Lukas Bank nawet 6,2 proc. Kupując dzisiaj roczne bony skarbowe można sobie zapewnić zysk 7,2 proc., a w funduszu rynku pieniężnego zarobimy w najbliższych miesiącach nawet 8,5 proc.
Warto więc korzystać z rocznych promocji, pamiętając jednak o potencjalnych zagrożeniach. Bank, który przez rok dopłaca do interesu, będzie miał potem spory apetyt na nasze pieniądze - czytaj: będzie chciał podnieść oprocentowanie. Banki takie jak ING BŚ czy Raiffeisen Bank Polska (RBP) nie będą miały z tym większych kłopotów. Oprocentowanie udzielanych przez nie kredytów mieszkaniowych ustalane jest nie w oparciu o stopy z rynku międzybankowego, lecz decyzjami zarządów. Np. RBP może zmienić oprocentowanie zawsze wówczas, gdy stawka WIBOR lub któraś ze stóp procentowych NBP zmieni się o co najmniej 0,01 pkt proc. Przy czym skala zmiany kosztu kredytu nie jest określona. W praktyce więc bank ma w tym zakresie pełną dowolność.
Sygnałem, że banki mogą zastanawiać się nad tym, jak odbić sobie straty z tytułu rocznych promocji po ich zakończeniu może być ostatnia zmiana w ofercie BZ WBK. Bank ten jakiś czas temu wycofał się z odgórnego ustalania oprocentowania kredytów mieszkaniowych na rzecz systemu opartego na stawce WIBOR (6-miesięcznej). Po podwyżce stóp procentowych NBP postanowił jednak częściowo wrócić do starego systemu - wprowadził zmienną stopę oprocentowania, którą oczywiście ustala sam.
W rezultacie klient, który dzisiaj zaciąga kredyt mieszkaniowy w BZ WBK może wybrać: czy po rocznej promocji chce oprocentowanie oparte na WIBOR, czy stawkę banku. Ta druga obecnie wynosi 8,49 proc. podczas, gdy oprocentowanie dla klienta dysponującego 20-proc. wkładem własnym i pożyczającego 150 tys. zł to ok. 9 proc. (WIBOR 6M + 2,25 pkt proc.). Stawka "bankowa" prezentuje się więc atrakcyjnie i część kredytobiorców się na nią zdecyduje. Dlaczego bank akurat teraz zdecydował się ją wprowadzić? Odpowiedź nasuwa się sama: po to, by po promocji odzyskać straty utrzymując oprocentowanie na wyższym poziomie.
Bank Pekao SA skrócił wiosną tego roku okres promocyjny z 24 do 12 miesięcy. Ktoś, kto się "załapał" na niską stopę, przez 2 lata ma się z czego cieszyć - prawdopodobnie przeczeka większą część "sezonu wyższych stóp". W przypadku Banku Pekao SA sprawa jest jasna: promocja nie może być dodatkowym kosztem dla banku. Kredytobiorca ma dwie opcje: kredyt z roczną promocją i bez niej. Osoba, która wybierze roczną promocję musi się liczyć z marżą wyższą o 0,25 pkt proc. po jej zakończeniu. Jeśli kredyt chcemy spłacać dłużej niż kilka lat, znacznie bardziej opłaca się opcja bez rocznej promocji.
Bank Pekao SA ma dość korzystne zasady ustalania oprocentowania. Jest ono oparte o WIBOR 3-miesięczny i aktualizowane co miesiąc. By uległo zmianie stawka WIBOR w danym miesiącu musi wzrosnąć przynajmniej o 0,25 pkt proc. (tzw. wskaźnik zmienności - zapisany w umowie kredytowej). Bank zastrzega sobie jednak możliwość podwyższenia marży maksymalnie o 2 pkt proc. Może to zrobić (uprzedzając kredytobiorcę na piśmie) tylko wówczas, gdy kredyt nie jest terminowo spłacany lub istotnie obniży się wartość nieruchomości stanowiącej zabezpieczenie kredytu (spadek jej ceny musi być wyższy niż wyrażony procentowo stosunek kwoty spłaconego kredytu do kwoty udzielonego kredytu).
Kredyt spłacamy nie rok czy dwa, lecz znacznie dłużej dlatego wysokość oprocentowania w pierwszym roku spłaty nie powinna być głównym kryterium wyboru oferty. Jednocześnie perspektywa wzrostu stóp procentowych NBP i, z drugiej strony, wysoka konkurencja wśród banków, zmuszająca je do utrzymywania stawek promocyjnych na niezmienionym poziomie, stwarzają okazję dla kredytobiorców. Pamiętajmy jednak, że banki mają swoje sposoby, by nie "paść ofiarą" sprytnych klientów.
Maciej Kossowski