Dla pracy to ja się nie przeprowadzę

Za pracą gotowi jesteśmy jechać za granicę. Kiedy jednak dla objęcia posady trzeba przeprowadzić się do innego miasta większość zainteresowanych do razu macha ręką. Tylko 27 proc. Polaków gotowych jest zmienić adres dla nowego zajęcia.

Wbrew powszechnej opinii o wielkiej mobilności Polaków jesteśmy narodem niezwykle przywiązanym do rodzinnych stron. Owszem, jedziemy na saksy nawet do odległych krajów, ale zwykle tylko na jakiś czas, żeby potem wrócić pod stały adres. Gdy do objęcia jest posada w innym mieście zwykle z góry kładziemy na niej kreskę. Dlaczego? Bo zdecydowana większość Polaków nie chce przeprowadzać się z powodu pracy.

- W Stanach Zjednoczonych wędrówka za pracą jest czymś naturalnym. W Polsce nie, co powoduje czasem, że ludzie, których widzielibyśmy u siebie, niekoniecznie chcą się przenieść do Krakowa z innych miast. Nie brakuje jednak energicznych i utalentowanych informatyków, chętnych do podjęcia pracy w naszym laboratorium - mówił niedawno w wywiadzie dla INTERIA.PL Krzysztof Bulaszewski, dyrektor w polskim oddziale IBM Polska, budującym laboratorium koncernu w Krakowie.

Reklama

Dla pracy jesteśmy w stanie zrobić naprawdę dużo: 85 proc. osób gotowych jest do zmiany zawodu, a około 2/3 przekwalifikuje się na własny koszt, jeśli tego wymaga nowa posada. Ponad połowa badanych byłaby skłonna zaakceptować długie dojazdy do pracy, ale jedynie niespełna 27 proc. przyjęłaby pracę, która wymagałaby zmiany miejsca zamieszkania - wynika z badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".

Według GUS, na przeprowadzkę rocznie decyduje się w Polsce tylko 30 osób na 10 tys.

Prof. Krystyna Strzała z Uniwersytetu Gdańskiego mówi, że do własnego adresu, podobnie jak my, przywiązani są tylko Hiszpanie i częściowo Francuzi. Niechęć do przeprowadzek tłumaczy uwarunkowaniami kulturowymi, mocną więzią z rodziną i lokalną społecznością.

- Migracji pewnie byłoby więcej, gdyby w Polsce było więcej wolnych mieszkań. Tymczasem ktoś kto zdecydowałby się na przeprowadzkę rezygnuje, bo nie bardzo miałby gdzie mieszkać - mówi prof. Strzała.

Za pracą pojechałoby też pewnie więcej osób, gdyby oferowane w innym mieście pensje były wyższe. Tymczasem wynagrodzenia są na tyle niskie, że z trudem wystarczają na pokrycie kosztów wynajmu mieszkania, nie mówiąc o kupnie własnego lokum. We wspomnianym badaniu "Lewiatana", aż 40 proc. osób zadeklarowało, że weźmie pracę za minimalną pensję (844 zł brutto), a 20 proc. zatrudni się nawet za wynagrodzenie o 20 proc. niższe.

Eugeniusz Twaróg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: to ja | "Ja | Gotowi?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »