Pieniądze podróżują z nami
W 2014 r. minie 100 lat od wynalezienia i wprowadzenia karty płatniczej przez firmę Western Union. W Polsce pieniądz plastikowy ma znacznie krótszą, bo dwudziestoletnią historię. Stuletni marsz karty plastikowej (początkowo metalowej) na świecie to wyłącznie ekspansja. Czy losy pieniądza papierowego są już przesądzone i zastąpi go karta? Wyruszając w podróż po kraju lub za granicę, jeszcze się zastanawiamy - brać gotówkę i kartę czy też samą kartę.
Pytanie postawione wyżej jest nieco prowokacyjne. Świat znalazł się na takim etapie rozwoju, że poruszanie się po nim z jednym tylko rodzajem pieniądza staje się niemożliwe. Mając tylko gotówkę, nie kupimy u niektórych przewoźników biletu lotniczego, w wielu miastach europejskich nie zapłacimy bilonem ani banknotami za parking, natomiast kartą nie zapłacimy na bazarze za świeże warzywa i owoce ani za publiczną toaletę.
Z samą kartą płatniczą lub kredytową nie wybierzemy się też w egzotyczną podróż, gdzie ruszając się poza hotel, możemy mieć poważne problemy z zapłaceniem za cokolwiek. Nie trzeba wyjeżdżać z kraju, żeby się przekonać o potrzebie zachowania pewnej części środków w gotówce.
Nadmiernie przywiązani do nowoczesności, ograniczający transakcje gotówkowe w codziennym życiu, dla których wykładnikiem ucywilizowania kraju jest możliwość płacenia kartą w taksówce, mogą doznać sporego zawodu, spędzając wakacje np. w nadmorskich miejscowościach. Jeśli ich wędrówka w poszukiwaniu bankomatu zwieńczona będzie sukcesem, to albo napotkają tam długą kolejkę, albo nie będzie jej w ogóle, zwłaszcza w weekend, co oznaczać będzie, że także bankomatom zabrakło gotówki.
Sieciom handlowym, instytucjom finansowym czy rządom państw zależy na tym, aby obywatel miał nieograniczony dostęp do własnych pieniędzy. Służyć ma temu z jednej strony odpowiednia ilość bilonu i wydrukowanych banknotów, będących w obiegu na rynku, z drugiej coraz większa sieć bankomatów i wydanych kart płatniczych. Jeśli w dzisiejszych ciężkich czasach ktoś decyduje się na płacenie za coś, to nie powinien mieć po drodze żadnych przeszkód. Zwłoka to czas na przemyślenie i nierzadko odstąpienie od transakcji.
Łatwość w dokonywaniu płatności i obracaniu środkami płatniczymi przyświeca nie tylko bankom i handlowcom. Jednym z argumentów, jakie Unia Europejska przedstawiała w projekcie wprowadzenia euro, było pragnienie, aby podróżujący przez kraje europejskie zrzeszone we Wspólnocie, nie musiał mieć w portfelu marek, franków czy lirów, tylko jedną walutę. Dzisiaj jest to jeden z ostatnich niepodważalnych argumentów za zachowaniem euro.
Prowadząc stacjonarny tryb życia, nie mamy większości problemów z dostępem i dysponowaniem własnymi pieniędzmi. Znamy lokalizację placówek banków, których jesteśmy klientami, wiemy, gdzie są najbliższe bankomaty, coraz większą część płatności dokonujemy przez internet. Jeśli planujemy większy zakup, to z góry wiemy, jaki rodzaj płatności nas czeka.
Zachowujemy w domu część pieniędzy w gotówce na drobne wydatki, jeśli nam ich zabraknie, "dobieramy" odpowiednią kwotę z bankomatu czy placówki banku. Niektórzy z nas znają nawet tabele opłat za korzystanie z obcych bankomatów. Wszystkie te informacje ulegają zaburzeniu, jeśli oddalamy się z miejsca zamieszkania w podróż służbową, na urlop, imprezę plenerową czy za granicę.
Dostęp do własnych środków płatniczych można uczynić bezpiecznym, jeśli przestrzega się kilku zasad, tak podczas pobytu w kraju, jak i za granicą. Najważniejszą z nich jest zróżnicowanie rodzaju posiadanych środków. Możemy zabrać ze sobą gotówkę, karty płatnicze lub kredytowe albo czeki podróżne. W ekstremalnych przypadkach możemy transferować w określone miejsca gotówkę, korzystając z usług takich firm, jak Western Union, która posiada 300 tys. placówek na świecie. Każda z wymienionych możliwości ma swoje wady i zalety. Oto niektóre z nich.
Z gotówką mamy do czynienia o wiele wcześniej w życiu niż z kartami płatniczymi. Zanim bank wyda nam pierwszą kartę, przez kilkanaście lat życia oswajamy się z płaceniem banknotami i bilonem. Nie oznacza to, że w dorosłym życiu należycie nimi dysponujemy i dbamy o bezpieczeństwo. Istnieje wiele zasad posługiwania się gotówką, zwłaszcza w podróży. Mają one na celu nie tylko ułatwienie korzystania z nich, ale także elementarne zasady ostrożności.
Jadąc w podróż zagraniczną, należy zadbać, aby posiadać różne nominały banknotów - na wielu stacjach benzynowych na świecie nie przyjmuje się banknotów o największych nominałach. Podobnie w wielu punktach usługowych, zwłaszcza nocą. Należy także mieć tzw. drobne, czyli banknoty o małych nominałach lub bilon. Mikropłatności gotówkowe to drobne zakupy, napiwki, opłaty, bilety. Zwłaszcza za granicą banknoty o małych i średnich nominałach ułatwiają nam dokonywanie płatności.
Za granicą dobrze jest mieć gotówkę w lokalnej walucie, a także część w walucie najbardziej popularnej w świecie, przy czym w ostatnich latach dała się zauważyć wzrastająca rola euro jako waluty uniwersalnej, w stosunku do dolara amerykańskiego.
Korzystanie z wymiany walut może być także uzależnione od specyfiki kraju, do którego przybyliśmy. Najlepiej przed podróżą poszukać informacji w internecie, jak najbezpieczniej i najkorzystniej wymienić walutę. Należy na ogół unikać kantorów na lotniskach i dworcach, nie wymieniać waluty u osób na ulicy, a w niektórych krajach unikać takiej wymiany także w bankach. Do takich państw zalicza się niestety Polska. Działalność kantorowa traktowana jest przez nasze banki po macoszemu, co można łatwo sprawdzić, porównując kursy walut w kantorze i dowolnym banku.
Ostatnio rozwija się z powodzeniem wymiana kantorowa w internecie. Coraz więcej klientów nie tylko wymienia tam walutę, aby płacić raty kredytu, ale także zaopatruje się w dewizy przed wyjazdem za granicę. Niestety tylko te podstawowe, jak dolar czy euro, ponieważ do operacji tego typu wzmagane są konta w tych walutach i najczęściej nabycie innych walut wiąże się z wizytą w kantorze.
Posiadanie za granicą gotówki może wiązać się także z nieoczekiwanymi zdarzeniami. Autor niniejszego artykułu w latach 90. w ramach prowadzonej działalności gospodarczej wywiózł na podstawie zezwolenia większą ilość dolarów amerykańskich do Szwajcarii, gdzie chciał wymienić je dla potrzeb transakcji z kontrahentem szwajcarskim na franki. Po podaniu polskiego paszportu i owej sumy drzwi banku zatrzasnęły się, włączony został alarm i pojawiła się ochrona.
Obsługa kasowa uznała za podejrzane, że cała suma wymienianych dolarów to banknoty nowe i w dodatku o kolejnych numerach, a takie właśnie bank polski wydał w banderolach. Zezwolenie na wywóz, co prawda ostemplowane przez celników, było jednak tylko w języku polskim. Wyjaśnienie sytuacji zajęło trochę czasu.
W przypadku kart płatniczych i kredytowych w podróży dobrze jest mieć kilka kart jednocześnie, najlepiej z więcej niż jednego banku oraz zróżnicowane, jeśli chodzi o zabezpieczenie (niektóre bankomaty na świecie nie czytają już kart z paskiem). Co prawda uważa się, że zamiast wszystkich kart, którymi nierzadko przepełnione są portfele, wystarczyłaby jedna złota albo platynowa, trudno sobie jednak w praktyce wyobrazić podróżowanie wyłącznie z taką kartą i dokonywanie nią dziesiątków transakcji, najczęściej o niewielkiej wartości. Karty te należą do najsłabiej zabezpieczonych (wystarczy tylko podpis) i stają się bardziej symbolem prestiżu niż popularną formą dokonywania transakcji bezgotówkowych.
Posiadają one jednak niezaprzeczalne zalety, zwłaszcza w podróży; mamy dzięki nim m.in. ubezpieczenie bagażu przed utratą, opiekę medyczną, odszkodowanie w przypadku opóźnień lotów, łatwość wynajęcia samochodu, wreszcie dostęp do kredytu w przypadku nagłych wydatków przewyższających stan konta. Niemniej jednak powinniśmy zabrać jednocześnie karty, które nie narażają konta z poważnymi środkami na kradzież, np. karty zbliżeniowe, które z zasady dotyczą mikropłatności.
Posiadanie karty płatniczej nie wiąże się z jednoczesnym posiadaniem konta. W wielu bankach możemy uzyskać taką kartę bez potrzeby otwierania klasycznego konta.
Logo banku, w którym masz konto lub kredyt, za granicą najczęściej oznacza dla klienta niewiele lub nic - wiara w to, że za granicą w banku oznaczonym tym samym logo możemy dokonywać operacji identycznych jak w kraju jest w większości przypadków błędna. Kryterium rozróżniające to zasady powołania danej placówki bankowej. Aby wykonywać obsługę klienta na podobnych zasadach co w kraju, musi ona być powołana w kraju goszczącym na podstawie kilku przepisów.
Ustawa z dnia 29 sierpnia 1997 r. Prawo bankowe mówi, że oddział banku krajowego za granicą - to jednostka organizacyjna banku krajowego wykonująca w jego imieniu i na jego rzecz wszystkie lub niektóre czynności wynikające z zezwolenia udzielonego bankowi krajowemu, przy czym wszystkie jednostki organizacyjne danego banku krajowego odpowiadające powyższym cechom, utworzone na terytorium innego niż Rzeczypospolita Polska państwa, uważa się za jeden oddział. Jeśli jest on powołany na podstawie jednolitej licencji bankowej, czyli paszportu europejskiego (na terenie Unii Europejskiej), spełnia większość funkcji typowych dla oddziału w kraju.
Paszport europejski dla banków miał być ścieżką rozwoju bankowości w Europie, dzięki któremu bez ograniczeń można zakładać placówki banku za granicą bez dodatkowych licencji. W 2006 r. pierwszy polski bank otworzył na tej podstawie oddział w Londynie. Według wielu specjalistów miał się rozpocząć boom na podążanie polskich banków za emigrantami i turystami. Ekspert ze Związku Banków Norbert Jeziolowicz wyraził wówczas nadzieję, że "wkrótce nazwy banków z Polski na ulicach Londynu czy Dublina będą codziennością. To więcej niż pewne. Biorąc pod uwagę liczbę emigrantów, już teraz wydaje się to opłacalne".
Idea paszportu europejskiego dla banków wydawała się logiczna i wręcz niezbędna. Uproszczenie formalności, nadzór finansowy kraju macierzystego, swobodna ekspansja na europejskim rynku bankowym, wszystko to miało spowodować, że obywatel Polski, podobnie jak innych krajów Unii, mógł się poczuć za granicą jak u siebie w kraju, wchodząc do budynku znajomej placówki banku.
Związek Banków Polskich popierał realizację idei wyrażonej w europejskim prawie bankowym. Tymczasem PKO Bank Polski poinformował, że "30 czerwca 2012 r. zaprzestaje świadczenia usług na terenie Wielkiej Brytanii, co jest równoznaczne z zamknięciem placówki funkcjonującej przy 151 Shaftesbury Avenue w Londynie. Jej zamknięcie nie wpływa na zakres wzajemnych zobowiązań Banku i Klientów wynikających z umów zawartych na terytorium Wielkiej Brytanii". Tym samym życie zweryfikowało szczytną w swoim założeniu ideę.
Odmiennie przedstawia się sytuacja, w której logo banku nie oznacza oddziału powołanego za granicą na podstawie jednolitej licencji bankowej. Grupy kapitałowe i banki mogą realizować politykę ekspansji międzynarodowej nie tylko na zasadzie powoływania zależnych oddziałów, ale także tworząc w różnych krajach odrębne byty prawne jako firmy córki. Ich utworzenie wymaga uzyskania licencji w kraju goszczącym na podobnej zasadzie jak każdej instytucji kredytowej objętej nadzorem finansowym.
Radość z ujrzenia w podróży zagranicznej logo swojego banku może być przedwczesna. Tego typu konstrukcja prawna, w której firma córka ma powiązanie kapitałowe w firmą matką nie oznacza dla klienta bycia w jednej rodzinie bankowej. Detaliczna obsługa klientów w bankach nie ma na ogół charakteru międzynarodowego (z wyjątkiem dużych podmiotów), klient na sali operacyjnej nie zostanie obsłużony w takim banku za granicą podobnie jak u siebie. Nie oznacza to, że nie zostanie w ogóle obsłużony.
Przykład:
Obywatel niemiecki (personalia znane autorowi) wszedł do placówki dużego niemieckiego banku w Warszawie przy placu Konstytucji 26 marca 2012 r. i zwrócił się o pomoc. Oświadczył, że wraz z żoną są klientami tego samego banku w Niemczech, oboje mają dwie karty płatnicze, żadna z nich jednak nie jest identyfikowana przez bankomat w oddziale w Polsce, podobnie jak w wielu innych bankomatach w śródmieściu Warszawy i chciałby prosić o pomoc w dostępie do swoich środków.
Poinformowano go, że nie ma możliwości wypłaty w Polsce środków, które posiada w banku w Niemczech, jednak pracownicy oddziału w Polsce skontaktują się z oddziałem banku klienta i zaoferują jakieś inne rozwiązanie. Po potwierdzeniu personaliów w niemieckim oddziale zaproponowano przesłanie do Polski określonych przez klienta środków nie drogą bankową, lecz przez... Western Union.
Przykład powyższy, który nie wynika z niekompetencji pracowników placówki polskiej, tylko z charakteru działalności międzynarodowej banków, świadczy o tym, że nadmierne zaufanie do wszechobecnej dostępności pieniądza plastikowego może być niebezpieczne.
Niezgodność kryteriów rozpoznawania kart w bankomacie za granicą, to niedogodność, ale jeszcze nie strata. Zwykłe połknięcie karty w krajowym bankomacie można wyjaśnić w krótkim czasie i kartę odzyskać, natomiast za granicą procedury nie są tak łaskawe i nie odzyskamy jej tak łatwo. Musi być ona przejęta przez tamtejszego operatora systemu i odesłana do banku w macierzystym kraju.
Natomiast również za granicą możemy stać się ofiarą przestępstw z użyciem kart płatniczych i kredytowych, naraża nas to na kontakt z lokalnymi organami ścigania, a postępowanie karne za granicą wiąże się z dodatkowym utrudnieniem (składanie zeznań, odpisywanie na korespondencję, konieczność bycia świadkiem w sprawie itd.).
Pieniądze mogą podróżować z nami w różnej postaci. Oprócz gotówki i kart plastikowych możemy zabierać ze sobą czeki podróżne. Jednym z argumentów za powszechnym stosowaniem kart płatniczych jest ich przewaga nad posiadaniem przy sobie gotówki narażonej na kradzież czy zagubienie.
Utrata karty miała nie oznaczać utraty środków zdeponowanych na koncie. To założenie, w swojej istocie wiarygodne, coraz częściej bywa poddane próbie wytrzymałości. Lawinowo rosnąca fala przestępstw związanych z kartami płatniczymi i kredytowymi na świecie chwieje wiarą klienta w bezpieczeństwo własnych środków przechowywanych i transportowanych w ten sposób.
Rozwiązaniem, które eliminuje niebezpieczeństwo utraty środków, są czeki podróżne, które są bardzo wygodną i bezpieczną formą bezgotówkowego przewozu pieniędzy. Po dotarciu na miejsce podróży można je ponownie wymienić na gotówkę. W większych punktach handlowych i niektórych hotelach są akceptowane jako środek płatniczy. Są one refundowane w przypadku kradzieży albo zagubienia, pieniądze im odpowiadające nie przepadają, a nowe czeki mogą zostać wystawione tego samego dnia. Dodatkowo czeki podróżne można ubezpieczyć w firmach je wystawiających.
Wydawałoby się, że jest to najlepsza i najbezpieczniejsza forma posiadania pieniędzy ze sobą w podróży. Środki nie giną, nie ma dodatkowych opłat, jak w przypadku kart, za ponowne wydanie, używamy ich, kiedy chcemy i są tańsze w obsłudze niż wypłaty w bankomacie. Cóż z tego, skoro są mało w świecie popularne, w Polsce zwłaszcza.
Banki traktują je jako niszową formę produktu finansowego i... najczęściej ich nie uznają. Turyści wybierający się do Polski muszą często przemierzyć całe miasto, aby je zrealizować. Dodatkową przyczyną małej popularności jest konieczność każdorazowego potwierdzania przez banki czy hotele wiarygodności czeku. Wiąże się to z koniecznością wykonania przez placówkę przyjmującą czek międzynarodowej rozmowy telefonicznej w języku angielskim. Czeki podróżne mogą być jednak dodatkowym uzupełnieniem dla zabieranych w drogę pieniędzy w gotówce i kart płatniczych.
W przypadku gdy utracimy i karty, i gotówkę, a czeków nikt nam szybko nie wydaje, pozostaje nam transfer gotówki. Takie firmy, jak Western Union udostępniają tę nietanią, lecz popularną usługę na całym świecie.
Wymienione powyżej sposoby dostępności i wydawania własnych środków pieniężnych w podróży nie dają przewagi jednej konkretnej formie. O wiele bardziej istotne jest przestrzeganie zasad bezpieczeństwa oraz znajomość specyfiki płatności za granicą.
Rywalizacja papierowej i plastikowej postaci pieniędzy ma dla klienta znaczenie drugorzędne - ważne, żeby je posiadał oraz umiejętnie i ostrożnie wydawał. O przewagę pieniądza realnego nad wirtualnym na świecie możemy być wszakże spokojni. Prawdopodobnie nigdy nie nastaną czasy, w których zamiast monety na szczęście do fontanny będziemy wrzucać kartę kredytową.
Wiesław Sędzicki
Wyższa Szkoła Bankowa w Gdańsku