Rodzina zapomogowo-pożyczkowa w pętli długów

Ponad jedną trzecią młodych Polaków utrzymują rodzice. By dać dzieciom szansę na życiowy start, a często wręcz ratować je finansowo, biorą kolejne pożyczki i kredyty, które wpędzają ich w spiralę zadłużenia.

Jakie życzenia świąteczne usłyszał Andrzej od swojej matki? "Po mojej śmierci nie przejmuj spadku, synu". Gdyby, nie daj Boże, jego matka umarła, zostałoby po niej mieszkanie, ale i ponad sto tys. zł kredytów - ile dokładnie, Andrzej nie wie. Za każdym razem, gdy próbuje z nią o tym porozmawiać, matka zręcznie omija temat swoich długów, by nie martwić tym syna. I w tajemnicy przed nim zaciąga kolejne pożyczki, bo przecież chłopak musi jakoś ułożyć swoje życie.

W podobnej sytuacji jest też matka Kasi, pani Iwona z Warszawy. Spirala jej długów zaczęła nakręcać się jakieś dziesięć lat temu, gdy wzięła z banku pożyczkę, niewielką, jakieś 5 tys. zł. Te pieniądze były potrzebne, bo córka chciała rozwijać się jako projektantka mody - była na pierwszym roku studiów na wydziale nauk politycznych, ale nie to było jej marzeniem.

- Córka od zawsze chciała projektować ubrania. Już kiedy była mała, przerabiała stroje dla lalek z moich starych ubrań. Jak mogłam odmówić jej pomocy w spełnianiu marzeń? - opowiada zrezygnowana pani Iwona.

Reklama

W przeciwieństwie do Andrzeja, córka pani Iwony zna trudną sytuację swojej matki. Wie, że to przez nią i jej niespełnione marzenia matka zdecydowała się zaciągać kolejne i kolejne pożyczki, aż do tej chwili, gdy łącznie jest ich ponad na kwotę 150 tys. zł. Ostatnia rata pożyczki w SKOK Stefczyka wypada na marzec 2022 r. - rata to 600 zł. Kredyty w innych bankach i firmie Provident, kosztują ok. dwa tysiące zł miesięcznie. Pani Iwona pracuje jako sprzątaczka. Jej miesięczne dochody to... dwa tysiące zł. Dorabia gdzie może, ale przyznaje, że czasem nie ma już siły, nawet by wstać z łóżka. - Na samą myśl o tym, co by było, gdybym teraz zachorowała lub straciła pracę, dostaję ataku histerii. Córka przecież tego nie spłaci, sama zarabia 1600 zł - wyznaje kobieta.

Podobne odczucia ma matka Andrzeja, tyle że u niej sytuacja jest o tyle gorsza, że od zawsze była samotną matką, a syn był, i nadal jest, całym jej światem. - Nic mu nie mówię o długach, bo co by to zmieniło. Przecież on sam ledwo wiąże koniec z końcem, jak mogłabym jeszcze prosić go o pomoc finansową? - pyta. W jej oczach pojawiają się łzy. Czy często płacze? Tak, od kilku miesięcy prawie codziennie. Jest zdesperowana i jak mówi, powoli zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, że jedynym ratunkiem od długów będzie dla niej śmierć.

Andrzej i Kasia są w podobnym wieku. Obydwoje mają teraz po 26 lat. Pracują. On uczy dzieci rytmiki, ona pracuje w firmie telemarketingowej. Mieszkają w Warszawie, ich matki także. Takich młodych jak oni jest w Polsce więcej, tyle że mało kto chętnie przyznaje się do tego, że korzysta z finansowej pomocy rodziców. Obecnie więcej mówi się o problemach młodych na rynku pracy i ich niskich zarobkach, niż o tym, że rodzice, by im pomóc, pakują się w coraz większe finansowe tarapaty. Szara strefa rodziców w kredytach rośnie i nic nie wskazuje na to, by coś miało ją zmniejszyć.

Duże dzieci na pieniężnej kroplówce

Klasyfikowanie młodych wedle słupków liczb i tabel idzie nam całkiem nieźle. W raporcie z 2014 r. "Finansowy Portret Młodych" przygotowanym przez Krajowy Rejestr Długów dokładnie widać, ilu młodych Polaków korzysta z finansowej pomocy rodziców. Czytamy tam między innymi, że "ponad jedna trzecia młodych Polaków dostaje pieniądze od rodziców lub rodziny lub ma przez nich opłacane rachunki. Sześć na dziesięć osób do 25. roku życia otrzymuje finansowe wsparcie od swoich rodziców. Samodzielność młodych rośnie wraz z wiekiem, ale mimo to, wielu młodych, którzy są w wieku poedukacyjnym jest nadal utrzymywanych przez swoich rodziców. Samodzielnie jest się w stanie utrzymać co czwarty 25-30-latek". Na dokładkę, także z tego raportu: dwie trzecie Polaków w wieku nawet do 35 lat ma opłacane przez rodziców rachunki za prąd, gaz i wodę. Wcale nie mniej, bo nawet 64 proc. dostaje od nich pieniądze na jedzenie. Wielu korzysta ze wsparcia finansowego przy płaceniu rachunków za internet, zakupie biletów autobusowych, zapłaceniu za utrzymanie samochodu czy zakup paliwa, opłaceniu rat pożyczek czy kredytów hipotecznych. Nic dziwnego, skoro średnie zarobki młodych to ok. 2500 zł brutto, a w mniejszych miastach często ledwie połowa tego.

W grudniu 2014 r. grupa Kruk SA podała wyniki badania, z którego wynika, że tylko w ich firmie obsługiwanych jest ponad 400 tys. osób w wieku 18-30 lat, a łączna kwota ich zadłużenia opiewa na 1,45 mld zł. I choć mogłoby się wydawać, że mieszkańcy większych miast mają lepiej, dane mówią coś zupełnie innego. Na najwyższą kwotę zadłużeni są młodzi z województwa mazowieckiego. Mają do oddania ponad 193 mln zł. Na trochę mniej, bo 181 mln zł, zadłużeni są mieszkańcy Śląska. Natomiast największe zadłużenie, przekraczające 1,43 mln złotych, ma 30-letni mieszkaniec województwa małopolskiego.

Te dane potwierdza także Aleksandra Lewko z Biura Informacji Gospodarczej Infomonitor SA. - W miastach powyżej 100 tys. mieszkańców największy odsetek zadłużonych mieszka w Warszawie i Katowicach. Kolejne na liście są Kraków i Wrocław. Jednak w kontekście liczby dłużników na 1000 mieszkańców, rekordy bije Wałbrzych, gdzie na 1000 mieszkańców 181 posiada zaległe zadłużenie.

Z danych BIG Infomonitor wynika, że łączna kwota długów Polaków na koniec września 2014 r. wyniosła 41,55 mld zł. Ile z tego stanowią zobowiązania rodziców utrzymujących lub wspierających finansowo swoje dzieci, nie da się jednak oszacować.

- Trudno stwierdzić, na co pożyczają. Nie jesteśmy w stanie określić na co dany klient przeznaczy pożyczkę, którą zaciąga w banku. Możemy powiedzieć natomiast, z jakich tytułów Polacy najczęściej się zadłużają. Na pierwszym miejscu są umowy o świadczenie usług telekomunikacyjnych, następne umowy pożyczki, kolejne to zobowiązania alimentacyjne, zaległe rachunki za telewizje kablową i satelitarną oraz umowy kredytu. - wylicza Lewko.

Rodzinno-domowa inżynieria finansowa

Jeśli w ogóle młodzi Polacy mogą liczyć na własne M4, nie pakując się przy tym w kłopoty porównywalne do koszmaru "frankowiczów", muszą liczyć albo na łut szczęścia i dobrą pracę na etacie, która pozwoli na wykazanie zdolności kredytowej, albo na pomoc rodziców. Całkiem oficjalnie wspólnie z rodzicami można ubiegać się o kredyt z rządową dopłatą w ramach projektu "Mieszkanie dla młodych". O kredyt hipoteczny z dopłatą do 20 proc. mogą ubiegać się samotni młodzi ludzie, a także młode małżeństwa, najlepiej z dwojgiem lub trojgiem dzieci. Do banków, które zdecydowały się na udział w projekcie, mogą udać się razem z rodzicami lub teściami, którzy od tej pory będą z nimi "póki kredyt ich nie rozłączy". Jak wygląda to w praktyce? I czy są jakieś odgórne zasady i ramy prawne, które chronią kredytobiorców, na wypadek problemów ze spłatą, które - jeśli młodym powinie się noga - spadną na rodziców?

Na szereg zadanych pytań, realizujący projekt Bank Gospodarstwa Krajowego odpowiada w dość zaskakujący sposób. - Rekomendujemy skierowanie pytań do banków kredytujących, które zajmują się obsługą klientów wnioskujących o dofinansowanie w ramach programu "Mieszkanie dla młodych". O powyższych kwestiach decydują wewnętrzne procedury tych instytucji na podstawie indywidualnej analizy danego przypadku - tłumaczy Karolina Świstak z departamentu komunikacji BGK.

O tym, że projekt nie idzie zbyt dobrze, świadczą dane. Z raportu Krajowego Rejestru Długów wynika, że z rodzicami mieszka 73 proc. młodych do 25. roku życia, 42 proc. w wieku 26-30 lat i 30 proc. ludzi po 30-tce. Ci, którzy zdecydowali się usamodzielnić, walczą o przetrwanie.

- Syn rok temu się ożenił. Po ślubie dostał w spadku połowę mieszkania po mojej matce, drugą, wartą 45 tys. zł miał spłacić samodzielnie mojemu bratu. Efekt jest taki, że mi i żonie zostało do spłaty jeszcze 10 tys. Syn ani synowa nie mają z czego spłacić tego długu - mówi pan Krzysztof z Głogowa.

Razem z żoną od ponad roku spłacają dług syna i synowej, która wyjechała do pracy do Wrocławia; do domu i do męża wraca tylko w weekendy. Syn pana Krzysztofa pracuje dorywczo w KGHM, zarabia miesięcznie około 1500 zł na umowę zlecenie. Na wzięcie jakiegokolwiek kredytu, o mieszkaniowym nie wspominając, nie miałby obecnie żadnych szans.

- Wzięliśmy pożyczkę w banku na 30 tys., będziemy spłacać jeszcze przez osiem lat. Do tego spłacamy jeszcze część kredytu za wesele syna, jakieś 15 tys. Mamy jeszcze dwie pożyczki po 10 tys. w dwóch bankach, bo jak syn nie pracował, musieliśmy ich utrzymywać, a z pensji mojej i żony nie dalibyśmy rady utrzymać dwóch rodzin - uzupełnia pan Krzysztof. W trakcie godzinnej rozmowy wypala pół paczki papierosów. O tym, czy choć przez chwilę zastanawiali się z żoną, czy pakować się w kolejne pożyczki, by pomóc synowi i jego żonie, nie chce rozmawiać. Powtarza jedynie, że nie było innego wyjścia. Bez kredytów młodzi nie daliby rady zacząć wspólnego życia. A co dalej? Właśnie zastanawiają się, czy wziąć kolejną pożyczkę, tzw. chwilówkę, bo po świętach ciężko będzie związać koniec z końcem. Miesięczne raty, które płacą teraz to ponad 1000 zł. Pan Krzysztof cieszy się, że przynajmniej córka wyjechała do Gdańska i jakoś udaje jej się związać koniec z końcem. Co jego zdaniem znaczy "jakoś", nie precyzuje. Żona jedynie się uśmiecha.

W kontekście trudnej sytuacji setek tysięcy młodych, którzy zdecydowali się na kredyt mieszkaniowy i którym resztkami sił pomagają ich rodzice, wątpliwe wydają się zapewnienia instytucji takich jak Narodowy Bank Polski czy Związek Banków Polskich, dotyczące "stabilności spłat kredytów hipotecznych, w tym kredytów we frankach". Stabilność najwyraźniej znaczy tyle, że tonący brzytwy - czytaj rodziców - się chwyta.

Rodzicielskie budżety na równi pochyłej

- Problem procesu wpadania w spiralę zadłużenia narasta powoli, przez długi czas w sposób trudny do zauważenia - nawet dla samego zainteresowanego. Z jednej strony przejściowe problemy finansowe może mieć każdy, w różny też sposób możemy sobie z nimi poradzić; wychodzi temu naprzeciw bogata oferta usług finansowych, pożyczek, kart kredytowych, ale i tzw. chwilówek. Mocno różnimy się też osobistym stylem gospodarowania pieniędzmi i trudno wskazać krytyczny moment przekroczenia magicznej granicy, w którym zaczynają się prawdziwe problemy - tłumaczy psycholog Roman Pomianowski, jeden z twórców stowarzyszenia "Program Wsparcia Zadłużonych". Opisuje też szczegółowo scenariusz, co zwykle dzieje się, gdy rodzice wpadną w spiralę długów. - Jedną z częstych form obrony przed stresem związanym z długami jest unikanie informacji o rzeczywistej sytuacji. Osoby zadłużone często nie wiedzą nawet, jaki jest ich faktyczny poziom zadłużenia, nie chcą widzieć problemu, więc nie rozmawiają o tym nawet z najbliższymi. Finanse domowe stają się tematem drażliwym, wręcz tabu. Nie otwierają pism od wierzycieli czy z firm windykacyjnych, nie odbierają telefonów, starają się udawać, że problem nie istnieje - mówi Pomianowski. I przestrzega: - Jest to jednak działanie na krótką metę. W dłuższej perspektywie konsekwencje są takie, że długi puchną, powiększając się w niekontrolowany sposób o odsetki, koszty windykacji, egzekucji komorniczej, itd., a zadłużony często traci szanse na "łagodniejsze" rozwiązania, jak ugoda i rozłożenie zobowiązań na dogodniejsze raty czy konsolidacja.

Problem w tym, że zarówno opisywane wcześniej pani Iwona, matka Kasi, jak i matka Andrzeja, mające długi na kwotę przekraczającą ich możliwości finansowe, skorzystały już ze wszystkich możliwości zmniejszenia zadłużenia - niektóre z ich kredytów, zazwyczaj te największe, to efekt konsolidacji pożyczek w kolejnych bankach. "Łaskawe" instytucje, za każdym razem dodawały im jeszcze po parę tysięcy złotych, "na drobne wydatki".

- Co miałam zrobić, skoro nie było mnie stać na spłatę rat w tej wysokości? Szłam do banku, jednego, drugiego, trzeciego, wybierałam najlepszą ofertę i przenosiłam do nich pożyczki, żeby zmniejszyć ratę. Zazwyczaj polegało to na wydłużeniu okresu spłaty. Do tego bank dodawał za każdym razem po 2-3 tys. zł i kartę kredytową z większym limitem. Teraz żyję tylko z karty kredytowej, samych odsetek spłacam co miesiąc po 350 zł - relacjonuje matka Andrzeja. Doskonale pamięta, jak dwa lata temu wróciła do domu z dopiero co podpisaną umową kolejnej pożyczki na 8 tys. zł, i jak uświadomiła sobie, że to, co robi, zaprowadzi ją na dno. - Tylko że wtedy syn tak się cieszył, bo pojechał na obóz trenerski z kolegami. On się ciągle rozwija, rytmika, taniec, to jego pasja. Nie chcę, żeby skończył tak jak ja, bez perspektyw - próbuje się usprawiedliwiać kobieta.

Gdy dzwoni telefon, ze strachu zaczyna płakać. Od tygodnia opóźnia się ze spłatą raty w banku Millennium.

Spekulacyjna bańka pożyczkowej familiady

Jak podkreślają socjologowie, dorośli Polacy decydujący się na wzięcie pożyczki czy kredytu wiedzą doskonale, jaka wiąże się z tym odpowiedzialność i zdają sobie sprawę z potencjalnego ryzyka. Ale nie mając innego wyjścia, bo chcą pomóc dzieciom, decydują się na desperacki krok, za którym potem idą kolejne...

Komisja Nadzoru Finansowego wprowadza kolejne rekomendacje, prośbą i groźbą zmusza banki do wprowadzania w życie dobrych praktyk w obsłudze klientów, ale to wszystko wydaje się być jedynie przykrywką dla eldorado, jakie w Polsce urządziły sobie banki, wciskające ludziom kolejne pożyczki i karty kredytowe. Mimo obostrzeń na rynku po 2008 r., sytuacja znów staje się patowa - coraz więcej banków wprowadza bowiem własne, wewnętrzne standardy oceny ryzyka kredytowego. KNF nie jest w stanie nad tym zapanować - gdyby chciała, przy każdym stole, gdzie obsługiwany jest klient, musiałby stać inspektor, który sprawdzałby wiarygodność zaświadczeń o zarobkach, racjonalne obliczanie ryzyka i liczbę już posiadanych przez potencjalnego klienta kredytów, które - jak pożyczki chwilówki - nie są przecież widoczne w BIK.

Ostatnią deską ratunku dla zadłużonych rodziców może być nowe prawo o upadłości konsumenckiej, które od stycznia 2015 r. weszło w życie. Tylko jak tu się zdecydować na to, by oficjalnie zostać bankrutem? Pół biedy, co powie reszta rodziny czy sąsiedzi, ale skąd wziąć pieniądze, skoro dzieci ciągle potrzebują pomocy...

Sandra Borowiecka

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: zadłużenie Polaków | zadłużenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »