Statystyki nijak się mają do rzeczywistości
Statystyka sobie, a życie sobie. Analitycy właśnie wyliczyli, że średnia pensja w Polsce wynosi 2,7 tys. zł brutto, a najniższa ponad tysiąc - pisze dziennik "Fakt".
- To jakieś bzdury - mówi gazecie pan Józef, który pracuje jako ochroniarz i zarabia miesięcznie zaledwie 500 złotych. - Za te pieniądze nie da się wyżyć. A żona na rencie, leki trzeba wykupić. I za co? - powiada "Faktowi" ze łzami w oczach.
Już nie tylko politycy, ale nawet wszelkiego rodzaju ekonomiści zarzucają nas nierealnymi liczbami. Mówiąc o średniej pensji w Polsce, nie wspominają, że wliczone są do niej także zarobki posłów, prezesów spółek czy dyrektorów w wielkich korporacjach. A przeciętni ludzie w kraju mają na miesiąc mniej niż tysiąc złotych. I za te pieniądze muszą opłacić mieszkanie, kupić lekarstwa, a nawet wyżywić całą rodzinę - akcentuje dziennik.
Skąd się biorą tak bardzo wygórowane dane statystyczne, które z miesiąca na miesiąc są maksymalnie windowane. Okazuje się, że taka pozytywna statystyka to proste wyliczenie matematyczne, które nijak ma się do rzeczywistości. Bo skoro nauczycielka, pani Maria zarabia 1200 zł, a poseł ma prawie 12.500 zł pensji i diety, to średnia zarobków tych dwóch osób wynosi aż 6850 zł. To astronomiczna i nieosiągalna kwota dla nauczycielki. Ale matematycznie tak właśnie wychodzi - odnotowuje "Fakt".
Podobnie jest z rentami i emeryturami. Statystycznie średnia wynosi ponad 1300 zł, a najniższa 600 zł. Ale przecież mnóstwo osób dostaje dużo mniej od średniej. Owe statystyki windują np. byli esbecy, którzy biorą nawet 6 tys. zł miesięcznie - stwierdza gazeta.
Zdaniem "Faktu", wyliczenia ekonomistów i polityków nie wychwytują tego, że większość Polaków ma olbrzymie problemy finansowe i zarabia zdecydowanie mniej niż średnia krajowa.