Spis treści:
- Zabawki z PRL-u: Skarby nie tylko dla dzieci
- Meble z PRL-u warte krocie
- Szkło i porcelana: Wysoka, choć krucha wartość
- Srebro z PRL-u na wagę złota
Zabawki z PRL-u: Skarby nie tylko dla dzieci
Plastikowe lalki, samochodziki "zdalnie sterowane" czy kultowe pluszowe misie rodem z PRL-u dziś potrafią osiągać ceny sięgające kilkuset złotych. Na wartość wpływa przede wszystkim stan zachowania i kompletność zestawu. Szczególnie cenione są zabawki w oryginalnych opakowaniach, które stanowią rzadkość, bo dzieci w latach 70. i 80. zwykle korzystały z nich intensywnie, a pudełka lądowały w koszu. Modele produkowane w niewielkich seriach albo te z charakterystycznym logo dawnych polskich fabryk mogą być dziś gratką dla kolekcjonerów i kolejnym przykładem na to, że moda na retro wciąż przybiera na sile.
Przykład? Misie czy kotki "zezolki" produkowane przez fabrykę w Siedlcach miało w latach 70-tych każde dziecko. Niespecjalnie urodziwe miały ruchome oczy, które często układały się w zeza. W tamtych czasach były taniutkie, dziś ich ceny sięgają 300 zł. Z kolei kotki i pieski "harmonijki", których tułów rozciągał się i piszczał kosztują na aukcjach nawet 600 zł. Warunkiem oczywiście jest to, że wciąż działają.
W czasach PRL-u wiele dzieci bawiło się zabawkami z "bratnich krajów". Szczególnie dużo było wyrobów z ZSRR. Popularne Wańki - Wstańki, czyli lalki, które przewrócone wstawały do pionu, dziś kosztują od 70 do 100 zł. Oryginalna zabawka wydawała dźwięk, przypominający dzwonek. Maszyny do szycia produkowane dla dziewczynek w Związku Radzieckim rzeczywiście działały. Młode damy mogły szyć na nich ubranka dla lalek. Jeśli działają do dziś, można za nie uzyskać od 100 do 300 zł.
Oddzielną kategorię stanowią elektroniczne gry produkowane w ZSRR. W czasach, kiedy nie było jeszcze game boyów, dzieci notorycznie zbierały jajka w grze "Wilk i zając" czy strzelały do kaczek. Dziś dla kolekcjonerów to skarby, za które są w stanie zapłacić około 600 zł. Choć trzeba przyznać, że w latach 80-tych również stanowiły gratkę dla dzieci. Taka gierka była wyznacznikiem prestiżu i źródłem zazdrości wśród rówieśników.

Meble z PRL-u warte krocie
W czasach PRL-u obowiązkowym elementem wystroju były meblościanki na wysoki połysk. Dziś nie cieszą się specjalną estymą, ale już inne meble z tamtego okresu owszem. Stoły typu "patyczak", fotele 366 projektu Józefa Chierowskiego czy stoliki kawowe z lat 60-tych to dziś ikony designu. Meble z PRL-u coraz częściej trafiają do nowoczesnych wnętrz, a ich ceny sięgają nawet kilku tysięcy złotych za sztukę. Wiele zależy tu od stanu i renowacji.
Współcześni kolekcjonerzy szukają przede wszystkim oryginalnych egzemplarzy z metkami fabryk, które potwierdzają autentyczność mebla. To sprawia, że dawne sprzęty z piwnic czy garaży stają się inwestycją na lata. Polski design z okresu PRL-u jest dziś bardzo ceniony, a materiały, z których robiono wtedy meble, są wyjątkowo trwałe. Obowiązywał wtedy minimalizm, który miał sprawić, że wszystkie potrzebne sprzęty zmieszczą się w klitkach z wielkiej płyty. Za kultowe fotele "lisek" trzeba dziś zapłacić od 600 zł do nawet 2000. Stoliki "patyczaki" osiągają ceny w okolicach 1000 zł, a tego samego rodzaju kwietniki to wydatek rzędu 200 zł.
Dekoratorzy wnętrz poszukują również dla swoich klientów krzeseł. Piękne siedziska typu "skoczek" z Zamoyskiej Fabryki Mebli kosztują koło 350-500 zł za sztukę. Dobrze zachowany komplet sześciu krzeseł potrafi trzymać cenę 4000 zł. W cenie są również popularne w czasach PRL-u krzesła projektu Rajmunda Hałasa, kosztują dziś około 200 zł za sztukę. Taką samą cenę trzeba zapłacić za zwykły, drewniany wieszak, który kiedyś stał w każdej szkole czy biurze.
Szkło i porcelana: Wysoka, choć krucha wartość
Szklanki z huty Ząbkowice, wazy i filiżanki z Ćmielowa czy talerze z Włocławka budzą dziś zachwyt kolekcjonerów. Designerskie projekty Jana Sylwestra Drosta czy Eryki Trzewik-Drost są coraz trudniej dostępne, a ich ceny rosną z każdym rokiem. Nie ma się czemu dziwić, szkło i porcelana to kruche materiały, w których łatwo o uszkodzenia. To sprawia, że na rynku jest ich coraz mniej.
Szklane kury z Ząbkowic, które zdobiły kredens niejednej babci, dziś osiągają ceny od 250 do nawet 600 zł. Wszystko zależy tu od stanu zachowania oraz od koloru szkła. Im rzadszy kolor, tym droższa kurka. Ponieważ te bomboniery osiągają zawrotne ceny, w sprzedaży pojawiło się ostatnio wiele podróbek. Koneserzy potrafią jednak oddzielić ziarna od plew. Jeśli masz na strychu lub w piwnicy szklaną kurę, jesteś bogatszy o kilkaset złotych. Jeszcze wyższe ceny osiągają ząbkowickie wazony projektu Czesława Zubera, tak zwane "osiołki". Można za nie żądać od 500 do nawet 1000 zł, w zależności od koloru.
Masowo produkowane w latach 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku "pikasiaki" to wazony z charakterystycznymi, kubistycznymi wzorami. Wytwarzane były w Zakładach Porcelany Stołowej Wawel w Wałbrzychu i w Zakładach Fajansu Włocławek, dla których projektował je Wit Płażewski. Już wtedy były drogie, bo uważane za wyraz nowoczesności i awangardy. Dziś w całości pozostało niewiele modeli, a za te, które udało się zachować w całości, handlarze staroci żądają nawet ponad 1000 zł. Mniejsze modele można spotkać w cenie kilkuset złotych. W charakterystyczne wzory fabryki zdobiły nie tylko wazony, ale również zastawę stołową.
O ile "pikasiaki" były synonimem nowoczesności, to porcelana z Ćmielowa bazowała na nostalgii za życiem dworskim. Drobne motywy kwiatowe, złote obrzeża i delikatne ornamenty miały kojarzyć się z przedwojenną elegancją. Porcelana ozdabiana była ręcznie, a każda jej część starannie sygnowana. Dziś za ćmielowski serwis do kawy z lat 50-tych zapłacić trzeba kilkaset złotych, choć dobrze zachowanych kompletów pozostało niewiele. Często filiżankom brakuje spodeczków, a cukiernicom i dzbanków przykrywek. Ćmielowska fabryka porcelany istnieje do dziś, a jej projekty z PRL-u znajdują się w wielu muzeach na całym świecie, w tym w Nowym Jorku.
Srebro z PRL-u na wagę złota
Srebro jest dość tanie, ale to zachowane z PRL-u może mieć cenę wyższą niż złoto. Chodzi o polskie wzornictwo z lat 50-80 tych takich zakładów złotniczych jak ORNO, Rytosztuka, Warmet czy Imago Artis. Warto przejrzeć pod tym kątem kuferek po babci, bo mogą się w nim znajdować skarby, za które kolekcjonerzy są skłonni zapłacić tysiące złotych. Cenę podbija fakt, że to biżuteria słynnych polskich projektantów, a firmy, które ją produkowały, już nie istnieją.
Cacek od spółdzielni złotniczej ORNO nie sposób pomylić z innymi. Masywne formy, abstrakcyjne wzory i nieregularne kształty od razu zwracały uwagę. Firma kładła duży nacisk na artystyczne formy, a jej perełki były produkowane w niewielkich seriach. Tym bardziej są dziś poszukiwane, a ceny brutalistycznych pierścionków sięgają kilku tysięcy złotych. Jeszcze więcej zapłacić trzeba za srebrne bransoletki tej firmy. ORNO już w czasach PRL-u ceniło wysoko swoje wyroby, dziś trzeba za nie płacić, jak za złoto. Są prawdziwą gratką dla kolekcjonerów.
W kontrze do masywnych wyrobów ORNO była filigranowa, srebrna biżuteria Imago Artis. Filigran to misterna technika, którą pracownicy firmy produkowali chałupniczo. Są to więc małe rękodzieła. Rynek w tym czasie zalewały produkty filigranowe z ZSRR, ale nie były one wykonane ze srebra, lecz z alpaki lub melchioru. Dziś za pierścionek Imago Artis fani marki płacą od kilkuset do 2000 złotych. Zależy to od bogactwa zdobień, stopnia zachowania i wagi wyrobów. Cenę podbijają kamienie szlachetne użyte do produkcji biżuterii.
Nieco tańszą marką, na którą w czasach PRL-u mogło sobie pozwolić więcej osób, był Warmet czy Rytosztuka. Srebro Warmet było również masywne, choć nie miało tak abstrakcyjnych form, jak ORNO. Spółdzielnia słynęła z masywnych pierścionków z kopułkami zdobionymi kwiatowymi motywami. Biżuteria ta często zdobiona była kamieniami takimi jak koral, kwarc czy turkus. Ceny za pierścionki Warmet wahają się od 200 do kilkuset złotych. Podobne wzory miała poznańska Rytosztuka, choć wsławiła się produktami, które dziś są kultowe. Biżuteria tej firmy sięgała po formy bardziej nowoczesne i wzorowała się na stylu Art Deco. Za srebrne pierścionki produkowane przez poznańską spółdzielnię trzeba dziś płacić od dwustu do kilkuset złotych.
Czytaj też: Polacy wyrzucali szkło z PRL do kosza. Dziś ludzie płacą za nie krocie