To będzie kosztowło 10-17 mld zł
Dziś powinna zapaść ostateczna decyzja w sprawie podziału uprawnień do emisji CO2 w latach 2008-2012. Energetyka ma dostać więcej niż planowano na początku, czyli uprawnienia do emisji 132 mln ton CO2.
Czy dzisiaj Komitet Stały Rady Ministrów wreszcie zarekomenduje rządowi przyjęcie rozporządzenia w sprawie podziału uprawnień do emisji CO2 na lata 2008-2012?
- To będzie czwarte podejście do tematu i wydaje mi się, że już ostateczne. Nie ma już rozmów o zmianie limitów uprawnień dla poszczególnych branż i nie ma zasadniczej różnicy stanowisk między nami i resortem środowiska. Energetyka, a to było główne pole sporów, z rocznej krajowej puli uprawnień do emisji 208,5 mln ton CO2 ma dostać uprawnienia do emisji 132 mln ton CO2, czyli tyle, ile było zapisane w projekcie podziału uprawnień z lutego.
To dlaczego w ubiegłych tygodniach podział uprawnień był zdejmowany z porządku obrad KSRM?
- Między nami i resortem środowiska były różnice poglądów w sprawie treści uzasadnienia projektu podziału uprawnień. Chcieliśmy mocnego zaprezentowania w uzasadnieniu negatywnych skutków deficytu uprawnień dla całej gospodarki, a więc wielu sektorów, ale szczególnie dla energetyki. Wbrew pozorom to ważne, bo uzasadnienie do rozporządzenia jest jednocześnie oficjalnym dokumentem rządu, a przecież m.in. w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości skarżymy decyzję Komisji Europejskiej w sprawie limitów, gdyż nie podzielamy w tym względzie stanowiska KE. Przypominam, że na lata 2008-2012 dostaliśmy prawo do emisji 208,5 mln ton CO2 rocznie, a wnioskowaliśmy o 284 mln ton.
Dlaczego energetyka ma teraz dostać więcej niż początkowo planowane prawo do emisji 116 mln ton CO2 rocznie?
- Energetyka jak inne sektory i tak będzie miała za mało uprawnień w stosunku do planowanej produkcji energii. Uznaliśmy, że musi być potraktowana szczególnie, tak żeby, na ile to możliwe, wzrost cen energii wywołany kosztami zakupu brakujących uprawnień nie oznaczał radykalnego wzrostu kosztów dla innych branż. Dostała też więcej uprawnień dlatego, że grozi nam deficyt energii, a elektroenergetyka wymaga olbrzymich inwestycji, szacowanych na 60-70 mld euro, a nawet więcej. W tej sytuacji brak uprawnień do emisji CO2 to jest albo ograniczanie produkcji do poziomu limitów, albo jej podtrzymywanie większym kosztem, co wiązałoby się z ograniczeniem możliwości reinwestowania zysków.
Jaki wpływ na ceny energii będzie miał deficyt uprawnień do emisji CO2?
- Szacujemy, że na brakujące uprawnienia elektroenergetyka w zależności od ceny uprawnień do emisji CO2 w latach 2008-2012 będzie musiała wydać od 10 do 17 mld zł. To spowoduje wzrost kosztów produkcji energii, który oceniamy na 4 proc., ale nasi specjaliści prognozują, że w rachunku ciągnionym, czyli m.in. z uwzględnieniem oszczędności energii, zwiększeniem efektywności jej wykorzystania ceny energii wzrosną przeciętnie o 2 proc. Jak będzie faktycznie, to jednak życie pokaże, bo przecież już tylko ceny energii dla gospodarstw domowych są kontrolowane.
Obniżenie akcyzy i VAT na energię elektryczną jest realne?
- VAT i akcyza, a zwłaszcza akcyza, mają charakter czysto fiskalny. Tylko wyjątkowo można ich używać do interwencji na rynku. Jeśli miałyby spaść wpływy budżetu z akcyzy na energię elektryczną, to coś ten ubytek musiałoby zastąpić. Może to być trudne, bo występują słabe, ale jednak symptomy zwolnienia tempa wzrostu gospodarczego i rząd musi brać to pod uwagę. No i jest trudność w ocenie, czy oczekiwany skutek obniżenia akcyzy, czyli spadek cen energii dla odbiorców, w ogóle by zaistniał. Najbliższa przyszłość pokaże, jakie zajmiemy stanowisko, jako resort gospodarki, w sprawie wysokości akcyzy nie tylko na energię, ale także na gaz.
Resort gospodarki chce uwolnienia cen energii dla gospodarstw domowych?
- Ta decyzja należy do URE, ale jeśli chcemy tworzyć wolny rynek energii, a chcemy, to bez c ałkowitego uwolnienia cen go nie zbudujemy. Jasno jednak trzeba powiedzieć, że w Polsce po wolnym rynku nie należy się spodziewać obniżek cen, co najwyżej, gdy się umocni, będzie wpływał na ich racjonalizację. Potrzeby inwestycyjne energetyki są bowiem tak duże, że to po prostu niemożliwe.
Obecna, fatalna sytuacja energetyki konwencjonalnej poszerza miejsce dla energetyki jądrowej?
- Gdybyśmy nie mieli opóźnień w rozwoju energetyki konwencjonalnej, to nie miałbym wątpliwości, że już należy zaczynać program energetyki jądrowej. Natomiast te opóźnienia są i problemów energetyki konwencjonalnej nie rozwiążemy budową elektrowni jądrowej. Jesteśmy potentatem węglowym, siedzimy wręcz na węglu, dlatego energetyka jądrowa - tak - ale być może ewentualnie jako drugi etap procesów inwestycyjnych w polską elektroenergetykę.
*** ADAM SZEJNFELD
z wykształcenia prawnik, od listopada 2007 r. sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, od 1997 roku poseł na Sejm, wcześniej m.in. wiceprezes Stowarzyszenia Wielkopolski Ośrodek Kształcenia i Studiów Samorządowych
Ireneusz Chojnacki