Zorganizował krótki wypad w Beskidy. Był w szoku, kiedy wszystko podliczył
Wielu Polaków wyruszyło na upragnione wakacje, a to oznacza, że w mediach społecznościowych nie brakuje zdjęć tzw. paragonów grozy. Choć turyści najczęściej udostępniają rachunki z popularnych nadmorskich miejscowości, to są również tacy, którzy zwracają uwagę na wysokie ceny atrakcji w górach. Dziennikarz z portalu bielsko.info na swoim przykładzie postanowił sprawdzić, ile może kosztować krótki wypad w Beskidy.
Niedawno na łamach Interii Biznes pisaliśmy o tym, że niektórzy turyści są przerażeni tym, ile muszą zapłacić za wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Koszt takiej przejażdżki dla 4-osobowej rodziny może wynieść ponad pół tysiąca złotych. Więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj.
Odnosząc się do wysokich cen, jakie muszą płacić turyści na Podhalu, dziennikarz z portalu bielsko.info stwierdził, że w Beskidach wcale nie jest taniej. "Robiąc podsumowanie jednego popołudnia, można się srogo zdziwić" - czytamy na stronie serwisu. Postanowił zliczyć wszystko, co wyda.
Składająca się z 5 osób grupa wyruszyła na wycieczkę. Pierwszym wydatkiem było opłacenie parkingu znajdującego się w rejonie dolnej stacji kolei linowej, gdyż - jak zauważa autor - "do samego końca samochodem dojechać nie można". To wydatek rzędu 10 zł. Następnie zakupiono bilety na autobus - za 4 osoby dorosłe i dziecko zapłacił 16 zł. Potem było już tylko drożej.
Dziennikarz przyznał, że "największym zaskoczeniem" był zakup biletów na kolejkę górską na Szyndzielnię. Za przejazd w obie strony wraz z wstępem na wieżę widokową zapłacił 204 zł. Dzieci do 5. roku życia wchodzą bezpłatnie.
"Na szczyt prowadzi kolej linowa o długości 1810 m. Przejazd żółtymi, przeszklonymi gondolami dostarcza niezapomnianych wrażeń. Wagony wspinają się stromo na Szyndzielnię, na początku trasy wciskając się między szczyt Kołowrotu i wzniesienia Dębowca i Cubernioka" - czytamy na stronie internetowej kolejki górskiej. Choć dziennikarz przyznał, że nie ma konieczności ponoszenia takiego wydatku, bo przecież można iść na pieszo, to "kolejka to właśnie atrakcja dla turystów, zwłaszcza tych nieletnich".
Następnie grupa udała się na obiad w schronisku. "Ceny w gastronomii już dawno poszybowały w górę, więc tutaj zaskoczenia nie ma" - przyznaje dziennikarz. Za obiad składający się m.in. z żurku, chłodnika, bigosu oraz zestawu z filetem z kurczaka trzeba było zapłacić 238 zł. Przed powrotem na dół grupa zdecydowała, że chce spróbować lodów rzemieślniczych - łącznie to wydatek rzędu 45 zł.
Po zjeździe kolejką linową grupa ponownie skorzystała z komunikacji miejskiej. W centrum Bielska-Białej udali się jeszcze na kawę oraz deser. Wizyta w kawiarni uszczupliła ich portfele łącznie o 141 zł. Podsumowując, kilkugodzinna wycieczka "bez nadmiernej rozrzutności" ostatecznie kosztowała 670 zł. "Dużo? Mało? Nam wydaje się, że chyba jednak trochę dużo" - podsumował dziennikarz.