Firmy zapłacą za rosyjskie embargo
Ograniczenie polskiego eksportu do Rosji nie położy na łopatki naszej gospodarki. Uderzy jednak w przedsiębiorców.
Realizacja zapowiadanej przez rosyjski Kommiersant polityki Kremla w odniesieniu do polskiego eksportu - czyli ograniczenie go o blisko połowę - nie zburzy mocnych fundamentów naszej gospodarki.
- 1,5 do 2 mld USD to mniej więcej 2-3 proc. wartości całego naszego eksportu, co oznacza, że taki ruch nim nie zachwieje. Będzie to jednak niewątpliwie mocny cios dla polskich przedsiębiorców, którzy zdołali odbudować pozycje po kryzysie rosyjskim (w 1998 r. - przyp. red.) - uważa Marcin Mrowiec, ekonomista Banku BPH.
Polityka się miesza
Podobnego zdania są przedstawiciele organizacji skupiających przedsiębiorców. - Stało się najgorsze: polityka wdarła się do gospodarki. To bulwersujące, tym bardziej że Rosja prowadziła lobbingową kampanię o wejście do Światowej Organizacji Handlu. - uważa Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich.
Zdaniem Bogusława Piwowara, dyrektora Instytutu Lobbingu Business Centre Club, rosyjski pomysł jest niebezpieczny i ma czysto polityczne podłoże.
- Nie ma żadnego materialnego uzasadnienia, np. że towary importowane z Polski są złej jakości. Nie widzę podstaw prawnych do takich działań. Realizacja tego pomysłu oznaczałaby, że Rosja przyjęła bardzo niebezpieczny kurs, na którym ucierpieliby polscy przedsiębiorcy - uważa Bogusław Piwowar. Bo rzeczywiście, mimo że Rosja nie jest naszym głównym partnerem handlowym, Rosjanie chętnie kupują nasze towary, a dla wielu naszych przedsiębiorców interesy z nimi są podstawowym lub jedynym źródłem utrzymania.
- Jest pewna grupa polskich firm, która praktycznie bazuje na kontaktach gospodarczych z Rosją. Utrata każdego rynku, a zwłaszcza tak wielkiego, to dla nas ogromna strata. Tym bardziej że jest on nieprawdopodobnie chłonny. Struktura eksportu też jest korzystna, bo Rosjanie nie oczekują od nas wysokich technologii. To szansa dla małych i średnich firm, które doskonale dają sobie radę na tamtym rynku - uważa szef Instytutu Lobbingu BCC.
A jest on dla naszych firm gościnny.
- Często nie doceniamy tego, że polskie produkty uchodzą w Rosji za bardzo dobre jakościowo, porównywalne z wyrobami z Niemiec. Jeśli wejdą ograniczenia, nasze firmy mogą mieć później problemy z odbudowaniem pozycji - uważa Marcin Mrowiec.
"Kommiersant" donosi, że ograniczeniu ulec miałby import tych towarów, które stanowią podstawę naszego eksportu do Rosji: wyrobów z tworzyw sztucznych, materiałów budowlanych i lekarstw. W 2005 r. dynamika eksportu farmaceutyków do Rosji wyniosła 62,6 proc., a tworzyw sztucznych - 75,8 proc.
Toporowa dyplomacja
Być może jednak obejdzie się bez tak radykalnych środków.
- Do tej sprawy należy podchodzić spokojnie, był to prawdopodobnie kontrolowany przeciek, którego jednak nie należy lekceważyć. Potraktujmy to jako klasyczne prowadzenie negocjacji - mówi Stanisław Ciosek, wieloletni ambasador w Moskwie, doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i członek rady nadzorczej Polsko-Rosyjskiej Izby Handlowo-Przemysłowej.
Na razie oficjalnego stanowiska Moskwy w tej sprawie nie ma, co można odczytywać, że Polska dostała czas na rozwiązanie problemu.
- Nie należy jednak straszyć polskich eksporterów. Strona rosyjska mogła powstrzymać się od używania topora w postaci embarga na nasze mięso. Nasza strona też mogła go nie odkopywać. Jestem przeciwny dyplomacji toporowej, bo to psuje opinię o naszych krajach. Czas już kończyć ten spór, który nikomu nie przynosi pożytku - uważa Stanisław Ciosek.
Bartosz Krzyżaniak