Czas na twarde dane
Rynki mogą pozytywnie reagować na zapewnienia szefa Fed, iż nie dopuści do deflacji w Stanach Zjednoczonych, jednak tego rodzaju reakcje nie będą długotrwałe, jeśli nie będą im towarzyszyć twarde dane, pokazujące, że rzeczywiście jest lepiej (lub przy przynajmniej, że póki co nie jest jeszcze gorzej). W tym tygodniu takich publikacji będzie naprawdę dużo - ISM, Conference Board i oczywiście miesięczne dane o zatrudnieniu - i to one zdecydują o tym, czy lepsze nastroje po wystąpieniu Bernanke utrzymają się na dłużej.
Ben Bernanke swoje piątkowe wystąpienie zaczął od straszenia, a zakończył na obietnicach i zapewnieniach. Tak jak można było oczekiwać, szef Fed odnotował znacznie słabszą od oczekiwań postawę amerykańskiej gospodarki, zaznaczył jednak, iż nadal uważa, iż ryzyko nawrotu recesji jest relatywnie niewielkie. Mimo to, zapewnił, iż Fed podejmie wszelkie kroki aby zapobiegać ryzyku deflacji w USA, a preferowaną na moment obecny bronią Fed w tym zakresie będą kolejne interwencje na rynku długu rządowego.
Rynek impulsywnie reagował na wystąpienie Bena Bernanke. Rynki akcji początkowo zareagowały negatywnie, jednak szybko do głosu doszli kupujący. Prawdopodobnie nieprzypadkowo - jeszcze raz testowany był bowiem poziom 1037 pkt. na kontraktach na S&P500, czyli lokalne minimum m.in. z minionej środy. W dość krótkim czasie rynek powędrował o ok. 3% w górę. Tym samym na Wall Street pojawiła się szansa na przynajmniej krótki impuls wzrostowy, gdyż ważny opór mamy dopiero na poziomie 1098 pkt. Czy taki scenariusz będzie realizowany, zależeć będzie od napływających w tym tygodniu bardzo ważnych danych makro. Jeśli tak się stanie, będzie to pozytywnym impulsem dla naszego rynku, gdzie kontrakty na WIG20 obroniły okolice 2400 pkt.
Eurodolar w końcu rozprawił się z poziomem 1,2730 - również w bezpośredniej reakcji na wystąpienie szefa Fed. Taka reakcja nie powinna dziwić - Fed potwierdził po raz kolejny, iż zdecydowanie preferuje ryzyko inflacji w amerykańskiej gospodarce. Tryumf strony popytowej nie jest jednak pełen. Para zatrzymała się już na kolejnym, teoretycznie słabszym oporze na poziomie 1,2780 i zwrot w tym miejscu może oznaczać, iż mamy za sobą korektę pędzącą na parze i nastąpią dalsze spadki. Gdyby taki scenariusz został zanegowany (przez kolejny test 1,2780), oporami będą poziomy 1,2920 i 1,2990.
Ten i tak potencjalnie bardzo intensywny tydzień rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia, jakim było nadzwyczajne posiedzenie Banku Japonii, który pod presją rządu chce doprowadzić do zatrzymania umocnienia jena (czego nie ułatwia mu Fed). Tak jak kilkakrotnie sugerowaliśmy, BoJ nie zdecydował się na bezpośrednią interwencję, a dalsze rozluźnienie ilościowe, a mianowicie rozszerzenie swojego programu płynnościowego na dłuższe terminy pożyczek (do 6 miesięcy zamiast dotychczasowych 3). Początkowo jen stracił względem dolara, ale para nie dotarła nawet do oporu 86,30 i obecnie jen jest już silniejszy niż na koniec minionego tygodnia. Inwestorzy doszli bowiem do (prawdopodobnie słusznego) wniosku, iż wobec ekspansywnej polityki Fed, BoJ musiałby posunąć się znacznie dalej aby zmienić kierunek notowań na parze USDJPY. Taka nieudana próba może natomiast zachęcić do kolejnego testu wieloletnich minimów (obecnie 83,55), przed którymi czeka nas już tylko wsparcie 84,80.
Zapewnienia ze strony Fed były pozytywnym impulsem, ale nastroje rynkowe zależeć będą od szeregu bardzo ważnych danych (głównie z USA), które poznamy w tym tygodniu. Kluczowe będą oczywiście publikowane w piątek dane o zatrudnieniu, gdzie ze względu na wpływ spisu powszechnego nadal kluczowa będzie zmiana zatrudnienia w sektorze prywatnym. Ostatnie trzy miesiące przyniosły średni wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym na poziomie 50 tys. Już w tym tempie odbudowywanie utraconych w czasie recesji miejsc pracy zajęłoby kilkanaście lat. W tym czasie średnia tygodniowa liczba nowych bezrobotnych wynosiła 462 tys. W sierpniu póki co jest to 488 tys., a rynek zakłada wzrost zatrudnienia w sektorze na poziomie 30 tys., co wydaje się dość optymistyczne, choć należy pamiętać, iż mówimy tu o badaniach statystycznych więc zależność pomiędzy wspomnianymi figurami należy traktować jako generalnie obowiązującą, z możliwymi odchyleniami. Rynek oczekuje także czwartego z rzędu spadku indeksu ISM (do 53 pkt.) i oczekiwania te uzasadnione są choćby silnym spadkiem regionalnego indeksu z Filadelfii. Jednak już np. konsensus na publikowany jutro raport Conference Board (50,5 pkt.) wydaje się dość optymistyczny. Wśród kluczowych danych należy wymienić także chiński PMI (publikowany podczas środowej sesji azjatyckiej). Tu oczekuje się jedynie kosmetycznego spadku (o 0,2 pkt. do 51 pkt.).
Kalendarz na ten tydzień jest bardzo obfity, jednak poniedziałek wygląda relatywnie spokojnie. W USA o 14.30 poznamy dane o dochodach i wydatkach gospodarstw domowych i jest to raczej podrzędna publikacja. W Polsce o godz. 10.00 poznamy dane o PKB za drugi kwartał. Konsensus rynkowy zakłada wzrost na poziomie 3,2% R/R. W trakcie wtorkowej sesji azjatyckiej opublikowanych będzie kilka figur z Japonii, m.in. PMI, produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna.
Przemysław Kwiecień