Enterprise Inwestors pozyska 300 mln EUR

Na nowy rok nie możemy zostać bez amunicji - tak twierdzi Jacek Siwicki, partner największego funduszu venture capital.

Na nowy rok nie możemy zostać bez amunicji - tak twierdzi Jacek Siwicki, partner największego funduszu venture capital.

"Puls Biznesu": Czy Enterprise Investors zamierza utworzyć kolejny fundusz?

Jacek Siwicki: Oczywiście. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby po nowym roku zostać bez amunicji. Prowadzimy rozmowy z inwestorami. Liczę, że na przełomie roku ruszy piąty fundusz o wartości około 300 mln EUR, ale najpierw musimy wykorzystać środki, które jeszcze mamy. Przez ostatnie 2,5 roku zainwestowaliśmy około 180 mln USD. Wolnych środków z ostatniego funduszu zostało nam jeszcze 70 mln USD. Zamierzamy je wydać jeszcze w tym roku na 3-5 nowych projektów. Z tego ponad 20 mln USD zarezerwowaliśmy na projekt prywatyzacji bułgarskiego telekomu, w którym startujemy w konsorcjum z funduszem Advent. To byłaby trzecia inwestycja poza Polską.

Reklama

Rynki poza Polską mniej sprzyjają inwestowaniu?

Tu zdobywaliśmy doświadczenie, a teraz próbujemy w krajach trochę mniej rozwiniętych od Polski robić inwestycje w tych branżach, które znamy stąd. To, co u nas jest już niemożliwe, w Bułgarii czy Rumunii jeszcze czasem się udaje. Istnieje np. duża szansa na powtórzenie w Rumunii sukcesu Lukasa.

Łatwiej się chodzi po własnych śladach?

Do pewnego stopnia tak. Wyciągamy wnioski i z własnych błędów, i z osiągnięć.

Czy nowe ustawy o funduszach inwestycyjnych i OFE mogą pomóc w zdobywaniu pieniędzy do nowego funduszu?

Ustawa ma pozwolić OFE w Polsce inwestować w fundusze venture capital/privte equity. Dla OFE środki, które mogą przeznaczyć na te projekty, to, procentowo, peryferyjna ilość ich aktywów -na świecie te alokacje wynoszą zaledwie kilka procent całego portfela OFE. Nie sądzę, żeby w pierwszych latach inwestowania polskie OFE przekazały do tego sektora więcej niż 1-1,5 proc. zarządzanych środków. Ale dla potencjalnych beneficjentów 1 proc. kapitału OFE, czyli około 400 mln zł, to pula, którą warto się zainteresować.

Sięgniecie po te środki?

Na razie nie mamy takiej możliwości, bo wszystkie fundusze zarządzane przez EI działają według prawa amerykańskiego. Interesujemy się jednak projektem Copernicusa utworzenia według polskiego prawa funduszu funduszy. Takie instytucje funkcjonują na rynkach europejskim i amerykańskim, a nasi inwestorzy chętnie z nich korzystają. To jest pierwsza możliwość sięgnięcia po środki polskich OFE. Bylibyśmy zadowoleni, gdyby Copernicus rozważył możliwość bycia naszym inwestorem. My się raczej nie zdecydujemy na samodzielne budowanie takiego funduszu, bo jest to projekt obarczony dużym ryzykiem.

Co się stało z pieniędzmi zarobionymi w ostatnim roku na siedmiu zamkniętych inwestycjach?

Wszystkie wróciły już do inwestorów. Bardzo rzadko reinwestujemy zarobione środki. W sumie na tych siedmiu inwestycjach zarobiliśmy kwotę prawie cztery razy większą od zainwestowanej. Z nieco ponad 45 mln USD włożonych w spółki giełdowe odzyskaliśmy około 180 mln USD. To dobry wynik. Na całym funduszu aż tak dobrego wyniku na razie nie zrobiliśmy.

Do niedawna EI kupował akcje przy okazji oferty publicznej. Do LPP weszliście w drodze podwyższenia kapitału spółki od dawna notowanej na GPW. Są jeszcze na giełdzie takie spółki, których akcje fundusz chce kupić? Zainteresuje się Pan firmą Duda, która planuje skierować emisję do nowych inwestorów?

Zobaczymy. Na giełdzie są oczywiście takie firmy, ale część z nich ma taką cenę, po której nie chcemy ich kupić. Istotne w naszych operacjach jest też to, że nie kupujemy małych pakietów w celu szybkiego obrotu. Zawsze interesują nas duże pakiety na kilka lat. Również w spółkach giełdowych chcemy być postrzegani jako partner, a nie jako prosty dawca kapitału. Na razie nie przygotowujemy kolejnej transakcji. Pracujemy nad ofertą publiczną Compu. Na całym świecie powoli wraca zainteresowanie branżą IT. Inwestorzy zaczynają odrabiać straty ze spółek internetowych, które przez kilka lat nie przynosiły dobrych wyników. W Baumie przeżyliśmy bardzo trudny okres dekoniunktury na rynku budowlanym, co nas kosztowało spadek wyników finansowych tej spółki. To trzeba odrobić, aby móc pokazać przyszłemu inwestorowi, że najgorsze firma ma już za sobą.

Projektów mniej udanych jest jeszcze kilka: Pharmag, Decorador, Kruk.

Pomysł z siecią sklepów Decorador nie udał się. To się zdarza. Spółka zbankrutowała. Pharmag ostrzegaliśmy, że sprawy mogą przybrać taki obrót. Zarząd nie zastosował się do naszych rad, a jako inwestor mniejszościowy nie mieliśmy możliwości samodzielnego podjęcia działania. Spółka Kruk jest natomiast w zupełnie innej sytuacji - część jubilerska ma się dobrze, gorzej - część odzieżowa Deni Cler. W spółce tej zmienił się jednak prezes, więc spodziewamy się poprawy. Zawsze radzimy, żeby bardziej personalizować niepowodzenia zamiast zrzucać je wyłącznie na karb zewnętrznych czynników makroekonomicznych, kryzysów rynkowych itp. Mamy kilka "przedłużonych" projektów, spółek, w których jesteśmy już 8-10 lat, i liczymy, że też uda się w końcu na nich zarobić.

A czym Pan usprawiedliwi ten wydłużony czas trwania projektów?

Wydłużony tylko w niektórych przypadkach. Przecież z Polaru wyszliśmy po dwóch latach, z Lukasa - po czterech, a w Deni Cler jesteśmy już dziesiąty rok. Nie zawsze chcieć to móc. Trzeba się z tym pogodzić.

Nie żałuje Pan przedwczesnej sprzedaży akcji Kęt, Polfy Kutno czy Stomilu Sanok? Akcje tych spółek podrożały tuż po waszym wyjściu.

Skłonność dużego inwestora do sprzedaży dużego pakietu jest postrzegana jako czynnik ryzyka, który zawsze będzie hamował cenę akcji. Inwestorzy czekają więc aż to ryzyko minie. Po naszym wyjściu zwiększa się płynność akcji i cena rośnie. I nie ma powodu żałować, że inny inwestor zarobił na spółce, z której wyszliśmy, bo to ułatwia nam kolejne transakcje. Jeśli ktoś kupuje mój towar i na tym zarabia, to rośnie jego skłonność do przyjścia do mnie po raz drugi i trzeci, bo wie, że mój towar jest dobry.

Czy po tym, jak wzrosła wartość akcji Stomilu, będziecie dążyć do podwyższenia ceny sprzedaży ustalonej z zarządem spółki na 83 zł?

Absolutnie nie. Umów należy dotrzymywać. Tylko w polskim biznesie renegocjacje zamkniętych rozdziałów są na porządku dziennym. Jednak mamy ustalone, że cena obowiązuje do 15 listopada i 16 rano przestaje obowiązywać, a zarząd o tym dobrze wie.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: fundusz Venture capital | środki | partner | siwicki | OFE | venture | inwestorzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »