Giełdy znów znalazły się w letargu
Brak istotnych informacji i impulsów z gospodarki, upalne lato, chęć odpoczynku po nie tak przecież dawnych mocnych wrażeniach, czekanie na wyniki amerykańskich firm - wszystko to spowodowało, że giełdowe życie na niemal wszystkich parkietach europejskich toczyło się w piątek na zwolnionych obrotach i przy niewielkiej zmienności notowań.
W obu tych konkurencjach Warszawa zajmowała miejsce w czołówce. Ale i inwestorzy na Wall Street nie mieli w pierwszych minutach sesji chęci i pomysłu na bardziej zdecydowane działania. Indeksy trzymały się bardzo blisko czwartkowego zamknięcia.
Piątkowa sesja na warszawskim parkiecie zaczęła się od niewielkiego wzrostu głównych indeksów. WIG20 zyskiwał 0,2 proc., zaś WIG rósł o nieco ponad 0,1 proc. Wskaźniki małych i średnich spółek wystartowały z okolic czwartkowego zamknięcia. Nic nie zapowiadało większych wrażeń. Słabość naszego rynku była jednak wyraźnie widoczna i już przed upływem pierwszej godziny handlu indeksy znalazły się pod kreską. Skala spadków była jednak bardzo umiarkowana.
W najgorszym momencie WIG20 tracił nieco ponad 0,2 proc., utrzymując się na w miarę bezpiecznej odległości ponad poziomem 2300 punktów. Kiepsko radziły sobie akcje Pekao i PKO oraz walory PZU. Spadki nie przekraczały jednak dziesiątych części procenta. Około południa kursy zdecydowanej większości największych spółek nie odbiegały od poziomów z czwartkowego zamknięcia o więcej niż 0,5 proc. Niewiele lepiej było także w gronie średnich firm, gdzie zmiany przekraczające 1 proc. można było policzyć na palcach obu rąk. Na tym tle bardzo dobre wrażenie robiły walory Tauronu.
Chodziło tu nie tyle o skalę zwyżki, która nie przekraczała 1 proc., ale o fakt, że osiągnęły one poziom 5,13 zł, czyli cenę, po jakiej były sprzedawane w ofercie publicznej. Ich nabywcy nie mogą więc wciąż cieszyć się zyskami, ale też nie muszą liczyć strat. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,19 proc. WIG zwiększył swoją wartość o symboliczne 0,04 proc. Wskaźnik małych spółek wzrósł o 0,1 proc., zaś mWIG40 spadł o 0,46 proc. Obroty wyniosły zaledwie 763 mln zł.
Czwartkowa sesja na Wall Street miała dość zmienny przebieg. Po dobrym początku byki dwukrotnie obroniły się przed bardziej wyraźnym zejściem pod kreskę. W końcówce znów zaatakowały i wywalczyły całkiem przyzwoitą zwyżkę. Dow Jones zyskał 1,2 proc., a S&P500 wzrósł o prawie 1 proc. Mamy więc trzecią wzrostową sesję z rzędu. Łączna skala zwyżki w przypadku S&P500 sięga niemal 50 punktów, czyli 4,7 proc. Zanosi się więc na nieco dłuższą serię wzrostów. Jej przebieg będzie zależał od wyników finansowych firm, których publikacja zaczyna się już w poniedziałek.
Na giełdach azjatyckich dominowały dziś dobre nastroje. Nikkei wzrósł o 0,5 proc., kontynuując lipcową dobrą passę. Shanghai B-Share zyskał aż 2,7 proc., zaś Shanghai Composite zwyżkował o 2,3 proc. W Hong Kongu wskaźnik wzrósł o 1,6 proc.
Główne giełdy europejskie zaczęły dzień od umiarkowanych wzrostów. Indeksy zyskiwały od 0,4 do 0,8 proc. W ciągu dnia zmiany wartości indeksów były bardzo niewielkie. W Paryżu i Londynie ich kierunek był lekko spadkowy. We Frankfurcie wskaźnik trzymał się stabilnie w bardzo wąskim przedziale 6055-6070 punktów.
Na parkietach naszego regionu sytuacja była dość zróżnicowana. Węgierski BUX korygował rano wczorajszą zwyżkę o 4,6 proc., tracąc 0,6 proc. Moskiewski RTS oraz wskaźniki w Bukareszcie i Pradze zwyżkowały po około 0,3 proc. Po godzinie handlu BUX rozpoczął zwiększanie skali przeceny do 1,3 proc. Lekko pod kreskę spadł również RTS. Tuż po godzinie 16.00 CAC40 i FTSE zyskiwały po 0,4 proc., a DAX rósł o 0,35 proc.
Wspólna waluta kontynuuje marsz w górę. Już w czwartek zbliżała się do poziomu 1,27 dolara. Pokonała go bardziej zdecydowanie w piątkowy poranek, ale napotkała też na kontratak ze strony dolara. Jeszcze przed południem "zielony" dopiął swego i kurs euro spadł do 1,266 dolara. Wobec amerykańskiej waluty tracił także frank.
Na naszym rynku mamy do czynienia z niewielkimi wahaniami, przebiegającymi w rytm wydarzeń na świecie. Złoty jednak od początku miesiąca dość konsekwentnie się umacnia. W czwartek wieczorem dolara wyceniano na prawie 3,23 zł, dziś rano można go było kupić nawet nieco poniżej 3,2 zł.
Od poprzedniego szczytu z końca czerwca "zielony" staniał o 10 groszy, czyli o niemal 3 proc. W tym samym czasie kurs euro spadł z 4,17 do 4,07 zł, czyli także o 10 groszy, co w jego przypadku oznacza przecenę o 2,4 proc. Dziś rano euro można było kupić po 4,06-4,07 zł. Frank nadal trzyma się wyraźnie powyżej poziomu 3 zł. Dziś przed południem wyceniano go na 3,04-3,05 zł. Od początku lipca "szwajcar" staniał o 12 groszy, a więc o 4 proc.
Utyskiwanie na słabość naszego rynku i panujący na nim marazm zaczyna już nużyć. Jednak rzeczywistość na naszym parkiecie jest jaka jest i trudno tego nie zauważać. W skali tygodnia nasze główne indeksy zyskały po zaledwie 1 proc., podczas gdy w Paryżu i Budapeszcie zwyżka sięgała 6 proc., w Londynie 5 proc., a we Frankfurcie 4 proc. Wskaźniki na Wall Street poszły w górę po 4 proc. Jeśli dodać do tego topniejące w oczach obroty, wyłania się z tego obraz mocno wakacyjny. W Europie lato bykom jednak nie przeszkadza.
Roman Przasnyski