Indeksy nie runęły po danych rynku pracy
Giełdowe byki nie doczekały się wsparcia w postaci dobrych danych o liczbie nowych miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych. Okazały się one gorsze od oczekiwań i indeksy poszły w dół.
Reakcja europejskich parkietów i Wall Street była jednak dość umiarkowana. Na Wall Street początkowo wskaźniki traciły po 1 proc., jednak skala spadków szybko została zredukowana. Szanse na kontynuację dobrej passy nie zostały więc całkowicie zaprzepaszczone. Jeśli rynek się obroni przed głębszą przeceną, letnia mini hossa może jeszcze potrwać.
W dniu, w którym głównie czekano na ważne dane dotyczące amerykańskiego rynku pracy, indeksy na warszawskiej giełdzie rozpoczęły sesję dość asekuracyjnie w pobliżu poziomu czwartkowego zamknięcia. Wskaźniki rosły po 0,2-0,3 proc. Jedynie sWIG80 lekko zniżkował.
W pierwszej części sesji działo się niewiele. Po niecałej godzinie handlu WIG20 podskoczył do 0,6 proc., lecz szybko się zmitygował i trzymał się blisko poziomu 2550 punktów. Spośród grona największych spółek liderami zwyżek były walory BRE i Lotosu, zyskujące po około 1 proc. Później dołączyły do nich papiery Pekao. W przypadku pozostałych akcji zmiany były niewielkie. Nie przekraczały bowiem na ogół 0,5 proc. Na niewielkim minusie znalazły się walory PKO, PZU i Telekomunikacji Polskiej oraz KGHM.
Jak można się było spodziewać, publikacja danych o liczbie miejsc pracy w sektorze pozarolniczym ruszyła rynkiem. Indeks największych spółek zniżkował o 0,8 proc., a największe spadki notowały tuzy naszego parkietu. Szok zarówno u nas, jak i zagranicą nie był jednak zbyt wielki i nie trwał zbyt długo. Ostatecznie WIG20 zwiększył swoją wartość o 0,07 proc., WIG stracił 0,04 proc., wskaźnik średnich spółek spadł o 0,39 proc., a sWIG80 wzrósł o niespełna 0,1 proc. Obroty wyniosły 1,1 mld zł.
Amerykańskie byki przez całą czwartkową sesję miały kłopoty z dodaniem indeksom choćby kilku punktów. Większa, niż się spodziewano liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spowodowała, że nastroje były nietęgie. W najgorszym momencie S&P500 tracił 0,6 proc. Dzień udało się zakończyć zniżką o jedynie 0,13 proc. Trwało niespokojne oczekiwanie na piątkowe dane o liczbie miejsc pracy w sektorze pozarolniczym.
Mogą one przesądzić o dalszych losach trendu, ale równie dobrze może okazać się, że nie będą stanowić zbyt silnego impulsu. Póki co indeks rysuje tendencję boczną, trzymając się okolic 1125 punktów. Poprzednio w połowie czerwca poziom ten atakował bezskutecznie przez pięć sesji, po czym zanurkował ostro w dół.
W Azji sytuacja była dziś dość zróżnicowana. Nikkei zniżkował o 0,12 proc., za to mocniejsze wzrosty miały miejsce na giełdzie chińskiej. Shanghai B-Share zyskał 1,5 proc., a Shanghai Composite 1,44 proc. W Hong Kongu i na Tajwanie zwyżki sięgały 0,3-0,6 proc.
Główne parkiety europejskie zaczęły dzień od wzrostów o 0,3-0,5 proc. i w pierwszych godzinach sesji zmiany były jedynie kosmetyczne. DAX co prawda nieznacznie poprawił wczorajszy rekord, ale szybko spuścił z tonu i posłusznie czekał na Amerykanów.
Na giełdach naszego regionu także dominowały niewielkie wzrosty. Wyjątkiem był Bukareszt, gdzie wskaźnik spadał o 0,7 proc. Wielkiego szoku po kiepskich informacjach zza oceanu nie było. Straty głównych indeksów, sięgające po ich publikacji 1 proc., szybko zostały zredukowane. Tuż po godzinie 16.00 CAC40 tracił 0,7 proc., DAX zniżkował o 0,4 proc., a FTSE o 0,2 proc.
Narastające napięcia między dwiema głównymi walutami zaczynają być widoczne. Czwartek był kolejnym dniem, gdy po spokojnym poranku występowały dość silne wahania. Kurs euro porusza się w przedziale od 1,312 do 1,323 dolara i w ciągu dnia dotyka obu jego ograniczeń. Dziś przed południem znów mieliśmy do czynienia ze stabilizacją w okolicach 1,32 dolara.
Złoty musi dostosowywać się do zmian na światowym rynku. Jednak, jeśli tylko otoczenie zewnętrzne pozwala, wykazuje tendencję do umacniania się. Wczorajsza huśtawka, w wyniku której dolar najpierw taniał z niemal 3,04 zł do 3 zł, by później znów zdrożeć o 3 grosze, dziś rano poruszała się ze znacznie mniejszą amplitudą. Na rynku międzybankowym dolarami handlowano po 3,015-3,025 zł. Kurs euro stabilizował się w przedziale 3,98-3,99 zł, zaś za franka trzeba było płacić od 2,875 do 2,885 zł.
Szoku po publikacji gorszych, niż się spodziewano danych z amerykańskiego rynku pracy nie było. Pierwsza reakcja była oczywista. WIG20 tracił 0,8 proc. DAX oraz amerykańskie indeksy zniżkowały po około 1 proc. Szybko jednak skala spadków zmniejszyła się. Jest więc szansa na kontynuację wzrostów, a przynajmniej nie ma obaw przed głębszą przeceną. Oczekiwany impuls nie przyniósł przełomu. Teraz trzeba czekać na następne. Już w przyszłym tygodniu zbiera się Fed. Ciekawe, co powie i jak inwestorzy zareagują na komunikat.
Roman Przasnyski