Po konsolidacji więcej zarobimy

Kapitały własne Południowego Koncernu Energetycznego (PKE), który ma powstać jeszcze w tym roku, wyniosą 9,5 mld zł. W 2007 roku jego akcje trafią na giełdę. Również w tym roku powstanie Polska Grupa Energetyczna (PGE) o kapitale 14 mld zł. Ona również trafi na GPW, ale rok później.

Michał Krupiński i Tomasz Wilczak ujawniają Gazecie Prawnej szczegóły rządowego programu dla elektroenergetyki. W ich opinii sektor wart jest 50-60 mld zł, natomiast aktywa, które zostaną wprowadzone na giełdę w ciągu 2 lat, będą warte 23,5 mld zł.

Ile będzie grup elektroenergetycznych?

Tomasz Wilczak: W rządowym programie dla elektroenergetyki jednoznacznie mówi się o utworzeniu dwóch grup, czyli o PGE i PKE. Przyszłość pozostałych spółek wytwórczych i dystrybucyjnych pozostaje w gestii ministra skarbu.

Michał Krupiński: We wrześniu zakończymy analizę spółek, które nie wejdą w skład PKE i PGE. Są wśród nich m.in. Enea, Elektrownia Kozienice i Kopalnia Bogdanka. Należy pamiętać, że obecnie energetyka jest naszym głównym zasobem prywatyzacyjnym, a zatem pośpiech w sprzedaży jest niewskazany. Zastanawiamy się też, czy w warunkach wzrostu wartości tych aktywów to dobry czas na prywatyzację. I czy najpierw nie lepiej będzie skonsolidować firmy, a dopiero później je prywatyzować. Wartość skonsolidowanych firm wzrośnie dzięki wykorzystaniu efektu synergii. Większość węgla z Bogdanki odbiera przecież elektrownia Kozienice, a głównym odbiorcą energii z Kozienic jest Enea.

Tomasz Wilczak: Z wyliczeń, jakimi dysponujemy, wynika, że wartość aktywów Enei po konsolidacji z Kozienicami i Bogdanką wzrośnie o 10-20 proc.

A jaka będzie wartość skonsolidowanych grup energetycznych?

Michał Krupiński: Szacujemy, że wartość kapitałów własnych PGE przekroczy obecny poziom 14 mld zł przed wydzieleniem majątku związanego z OSP, a grupy południowej 9,5 mld zł.

Zespół ds. realizacji rządowego programu dla elektroenergetyki działa już od kilku miesięcy, a mówi się, że niewiele do tej pory zrobił.

Michał Krupiński: Powołaliśmy dwie grupy robocze ds. konsolidacji. W skład grup wchodzą przedstawiciele zarządów konsolidowanych firm. Kilka dni temu przedstawiły nam harmonogram działań związanych z konsolidacją. Teraz doprecyzowujemy szczegóły. Oprócz elementów stałych, czyli wycen, harmonogramów uzyskiwania zgód z UOKiK-u, URE czy Ministerstwa Finansów, istotne są też, np. w przypadku PGE, kwestie związane z kontraktami długoterminowymi, wydzieleniem majątku operatora systemu przesyłowego i operatorów systemów dystrybucyjnych.

Istotny jest też model konsolidacji. Jest już wybrany?

Michał Krupiński: W przypadku PGE integratorem będzie PSE i to do tej firmy wniesione zostaną akcje pozostałych spółek. W przypadku PKE natomiast planujemy utworzenie nowej spółki matki, do której wniesione zostaną akcje pozostałych czterech spółek. Wydzielenie operatora systemu przesyłowego i utworzenie grup planujemy przeprowadzić do końca roku.

Czy wszystkie działania związane z konsolidacją będziecie realizować własnymi siłami, czy skorzystacie z usług doradców?

Michał Krupiński: Stworzyliśmy grupy ds. konsolidacji i to zadaniem tych grup jest sugerowanie zarządom właściwych decyzji. Wybór doradców także pozostawiliśmy w gestii zarządów spółek.

Kiedy doczekamy się projektu ustawy zastępującej kontrakty długoterminowe (KDT) rekompensatami?

Tomasz Wilczak: Jesteśmy już na finiszu prac nad ustawą. Myślę, że będzie ona pozbawiona wad poprzedniego projektu przygotowanego przez poprzedni rząd.

Rząd, rozwiązując sprawę KDT przyjął dwa założenia. Pierwszym jest dobrowolność, drugim, rozwiązanie jak największej ilości kontraktów bez odszkodowań. Wiele firm nie chce jednak rekompensat, a zatem jak zasada dobrowolności będzie się miała do tego, że ktoś się uprze i powie nie, bo nie.

Kontrakty długoterminowe są umowami cywilnoprawnymi i musimy ich przestrzegać. Oczywiście będziemy robić wszystko, żeby zachęcić podmioty do przystępowania do programu, ale do przyjęcia takiego czy innego rozwiązania nie możemy nikogo zmusić. Jeżeli spółka posiadająca kontrakt przyjmie rekompensaty, to będziemy zadowoleni, ale jeżeli nie, to nie mamy instrumentów, żeby ją do tego zmusić. Zatem PSE będzie musiało przejąć ten problem na siebie, co przełoży się niestety na wyniki grupy.

Jaka jest obecnie wartość polskiego sektora energetycznego, i w jakim stopniu jest on zadłużony?

Michał Krupiński: Cały sektor jest wart 50-60 mld zł, a stopień zadłużenia jest na poziomie 40 proc. W krajach Unii Europejskiej sektor jest zadłużony na około 50 proc. Z drugiej strony, jesteśmy świadomi skali inwestycji, jakie musimy ponieść w przyszłości.

Tomasz Wilczak: Zadłużony jest głównie podsektor wytwarzania, a spowodowane jest to inwestycjami w latach 90. Tyle tylko, że od kilku lat w tym sektorze już nic nowego się nie wydarzyło. Pątnowa II wciąż nie ma, nowy blok Bełchatowa nie został rozpoczęty, Łagisza rodzi się z bólami. Natomiast w najbliższych latach musimy odtwarzać 1000 MW rocznie. A modernizować trzeba przecież również sieci przesyłowe i rozdzielcze.

Jakich inwestycji można się zatem spodziewać w najbliższym czasie. Czy to zapotrzebowanie na 1000 MW będzie realizowane i od kiedy?

Tomasz Wilczak: Inwestycje ruszą, gdy urynkowiona zostanie cena energii elektrycznej, a tak się stanie, gdy do wytwarzania przeniesiony zostanie składnik wynikający z kdt-ów - ok. 31 zł/MWh.

Czyli podniesiona zostanie cena za energię elektryczną?

Tomasz Wilczak: Proszę nie wypuszczać wieści w świat, że chcemy podnieść cenę energii...

...ale pan sam to mówi.

Tomasz Wilczak: Naszym zdaniem cena energii nie powinna wzrosnąć. Cena finalna na fakturze składa się z kilku składników, od ceny za wytwarzanie, przesył, dystrybucję, obrót, aż po koszty inkasenta włącznie. Ta część, która jest w ramach KDT sztucznie przypisana przesyłowi, musi zostać przeniesiona do wytwarzania, a zatem jeden wskaźnik zmaleje, drugi wzrośnie. Ale ta sytuacja spowoduje, że cena energii będzie na tyle wysoka w wytwarzaniu, że inwestorzy dostaną sygnał, że na tych inwestycjach w Polsce można zacząć zarabiać. Do tej pory brakowało zachęty, a teraz nasze spółki wraz z inwestorami zewnętrznymi otrzymają pozytywny sygnał do inwestowania w przedsięwzięcia, które będą ekonomicznie opłacalne.

Michał Krupiński: Należy też pamiętać, że planujemy również publiczną emisję 35 proc. akcji PGE. Szacujemy, że środki pozyskane z giełdy zapewnią PGE możliwości inwestycyjne na poziomie 3-4 mld zł rocznie.

Jak duża będzie emisja akcji grupy PKE?

Michał Krupiński: W tej sprawie jeszcze nie podjęliśmy decyzji.

Czy publiczna emisja akcji PGE w ciągu 2 lat nie jest zbyt ambitnym założeniem?

Tomasz Wilczak: Wydaje się, że w ciągu dwóch lat grupa będzie w stanie dokonać wtórnej restrukturyzacji. Wniesienie akcji spółek do PSE nie oznacza przecież, że powstanie zaraz docelowa, optymalna struktura grupy PGE. Ta struktura musi dopiero powstać i wydaje się, że może tak się stać w ciągu dwóch lat, a zatem termin publicznej emisji akcji po tym okresie jest jak najbardziej prawdopodobny.

Kiedy możliwy jest debiut na giełdzie grupy PKE?

Michał Krupiński: Z uwagi na fakt, że tam proces konsolidacji jest znacznie łatwiejszy, akcje PKE mogą pojawić się na GPW już w 2007 roku. Choć oczywiście jest to plan ambitny z uwagi na inne istotne działania na przyszły rok, jak choćby wydzielenie OSP.



REFORMA ENERGETYKI POZWOLI ZDOBYĆ PIENIĄDZE NA INWESTYCJE

Polski rynek elektroenergetyczny wciąż kontroluje państwo. Właściciele prywatni mają wpływ jedynie na cztery z dziesięciu elektrowni (EDF-Rybnik, Electrabel-Połaniec, CEZ-Skawina i Elektrim-Pątnów-Adamów-Konin) i dwie z kilkunastu spółek dystrybucyjnych (Vattenfall-GZE, RWE-STOEN). Najcenniejsze aktywa - BOT, PKE czy Energa i Enea, pozostają w rękach Skarbu Państwa. Rząd Kazimierza Marcinkiewicza zdecydował więc o stworzeniu dwóch silnych grup energetycznych.

Po konsolidacji liderem krajowego sektora elektroenergetycznego ma być Polska Grupa Elektroenergetyczna, którą stworzy 11 spółek energetycznych o łącznej wartości majątku 33 mld zł. Firma ma być na tyle silna finansowo, że w nowe moce wytwórcze i majątek sieciowy będzie inwestowała rocznie ok. 3,4 mld zł. Nie ma innego wyjścia, bo dalsza zwłoka w inwestowaniu zagraża poważnie bezpieczeństwu energetycznemu kraju.

Wiekowość obecnie eksploatowanych urządzeń (60 proc. ma 30 lat) w najbliższych latach zmusi nasz kraj do stopniowej redukcji mocy, a bez inwestycji w nowe bloki energetyczne do zwiększenia importu energii ze Wschodu.

Takiego scenariusza rząd Jarosława Kaczyńskiego chce uniknąć. Zapóźnienia inwestycyjne w sektorze są jednak tak duże, że - zdaniem niektórych ekspertów - jedynym ratunkiem jest budowa elektrowni jądrowej. Rozważenie takiej możliwości zasygnalizował zresztą w swoim exposé premier Jarosław Kaczyński. Jeżeli taka decyzja zapadnie, to elektrownie zbuduje PGE.

Reklama

Cezary Pytlos

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: PGE Polska Grupa Energetyczna SA | konsolidacja | GPW | enea
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »