Prezes warszawskiej giełdy kontra KNF
Ludwik Sobolewski i KNF przerzucają się oskarżeniami o zaniedbania. Chodzi o sprawę piątkowych spekulacji na warszawskiej giełdzie. Komisja zarzuca prezesowi giełdy, że ten pomimo próśb nie wprowadził żadnych mechanizmów ograniczających ryzyko manipulacji.
Sobolewski, który w środku całego zamieszania wyjechał za granicę, odpowiada, że winna jest komisja, bo nie mówi, w jaki sposób działa. Smaczku całemu konfliktowi dodaje fakt, że trwają właśnie wybory nowych władz giełdy, w których ponownie bardzo chciałby się znaleźć prezes Sobolewski.
Zamieszanie z pewnością nie ułatwi wyjaśnienia sprawy piątkowych spekulacji. KNF namierzyła już winnego. Wie, że działał z Londynu. Teraz sprawdza, czy doszło do złamania prawa.
Udowodnienie tego będzie niezwykle trudne. Wystarczy chociażby przypomnieć, że od prawie półtora roku, bez efektów, toczy się prokuratorskie śledztwo w sprawie poprzedniej wielkiej spekulacji.
Zlecenie, które w piątek zatrzęsło giełdą, było warte 20 milionów złotych - takie są pierwsze ustalenia Komisji Nadzoru Finansowego. Krzysztof Berenda z redakcji ekonomicznej RMF FM dowiedział się również, że KNF zwróciła się o pomoc w sprawie piątkowych spekulacji do swojego brytyjskiego odpowiednika. Za serią dziwnych zdarzeń według komisji stoi działający w Londynie bank inwestycyjny.
Do końca tygodnia Komisja Nadzoru Finansowego ma ustalić, czy w trakcie ostatniej sesji na warszawskiej giełdzie doszło do manipulacji. W miniony piątek pojawiły się podejrzane transakcje, których jako winowajcę komisja wskazała jeden z działających w Londynie banków inwestycyjnych.
To nie pierwszy przypadek tak jawnej spekulacji na warszawskiej giełdzie. W listopadzie 2008 roku poszło do podobnych zawirowań. Wtedy wskazano na zagraniczny bank JP Morgan.
W piątek, 19 marca po godz. 14:47, czyli jeszcze przed rozpoczęciem ostatniej godziny notowań, na podstawie której wylicza się kurs rozliczeniowy kontraktów terminowych (godz. 15:10 - 16:10), pojawił się znaczny popyt ze strony zagranicznej instytucji finansowej na akcje wszystkich spółek wchodzących w skład WIG20.
Zrealizowane w godz. 15:00 - 15:10 zlecenia kupna akcji z WIG20 pochodzące od tej instytucji były warte ok. 20 mln zł, czyli stanowiły prawie połowę obrotów na akcjach z WIG20 w ciągu tych 10 minut. Zlecenia tej instytucji doprowadziły do wzrostu WIG20 o ok. 2%. W sumie ta instytucja od godz. 14:47 do końca sesji kupiła akcje z WIG20 o wartości ok. 290 mln zł (czyli ok. 25% obrotów w godz. 14:47 - 16:10). Znamienne jest, że prawie wszystkie akcje kupione przez tę instytucję w godz. 15:00 - 15:10 zostały sprzedane na zamknięciu notowań. Instytucja ta nie miała zajętej żadnej znaczącej pozycji na marcowych kontraktach terminowych na WIG20.
Nie można natomiast wykluczyć, że była zaangażowana w instrument pochodny (np. forward) poza polskim rynkiem. Wyjaśniamy wszystkie towarzyszące temu zdarzeniu okoliczności, w tym ew. powiązania z podmiotami, które miały zajęte długie pozycje na marcowych kontraktach, jesteśmy w kontakcie z brytyjskim nadzorem finansowym. Do końca tygodnia powinniśmy zgromadzić materiał potrzebny do oceny sytuacji - usłyszał reporter RMF FM w Komisji Nadzoru Finansowego.