Surowce tanieją. Druga strona mocnego dolara
Sprowokowane przez amerykański bank centralny wzmocnienie dolara obniżyło ceny wielu surowców i towarów. Miedź zanotowała właśnie największy tygodniowy spadek kursu od "pandemicznego" marca 2020 roku - potaniała o ponad 7 proc. O kilka procent spadła też wartość: zbóż, ropy naftowej, niklu, złota, srebra, palladu i platyny.
Od wielu miesięcy statystycy na całym świecie informują o skok inflacji wywoływanym głównie przez drożejące surowce. Zarysowana przez amerykańską Rezerwę Federalną (Fed) perspektywa dwóch niewielkich podwyżek stóp procentowych w 2023 roku odwróciła trend w notowaniach dolara, który nagle zyskał na wartości. Raz jeszcze okazało się jak bardzo ceny towarów i surowców na rynkach światowych zależą od siły waluty USA. Wielka, globalna przecena surowcowa może przyczynić się do wyhamowania tendencji inflacyjnych, co liczne banki centralne (także Fed) przyjęłyby z ulgą.
Rynki są teraz bardzo wyczulone na komunikaty decydentów z obszaru polityki pieniężnej. Niektórzy ekonomiści i inwestorzy są zaskoczeni siłą i skalą reakcji na zapowiedź, że za mniej więcej dwa lata w Stanach Zjednoczonych podniesione zostaną stopy procentowe. Tym bardziej, że nic nie jest przesądzone. Może okazać się bowiem, że obietnice zaostrzenia polityki pieniężnej nie ziszczą się, tak jak miało to wielokrotnie miejsce w latach 2010-16. Może być też i tak, że pierwszą podwyżkę stóp w USA zobaczymy w 2022 roku, bo za takim wariantem już teraz opowiada się siedmiu z 18 członków Fed.
Zanim jednak wzrosną stopy, Rezerwa Federalna rozpocznie tapering, czyli stopniowe ograniczanie skupu aktywów. Jak na razie w tej dziedzinie nic się nie zmienia i skala operacji nadal wynosi 120 miliardów dolarów miesięcznie (zasoby skarbowych papierów wartościowych rosną o 80 miliardów dolarów, a papierów zabezpieczonych hipoteką o 40 miliardów). Niektórzy analitycy zakładają, że Fed tapering zapowie już we wrześniu tego roku, rozpocznie jego realizację w grudniu, a zakończy latem 2022 roku. Cała procedura może przyczynić się do dodatkowego wzmocnienia dolara.
Cena miedzi, uważanej za barometr nastrojów gospodarczych, spadła przez ostatni tydzień o ponad 7 proc., czyli najwięcej od marca 2020 roku. W ciągu kilkudziesięciu godzin, licząc od komunikatu Fed, tona czerwonego metalu potaniała z 9700 do 9115 dolarów. Jeszcze miesiąc temu było to 10750 dolarów. W ostatnich dniach do przeceny miedzi przyczyniła się nie tylko Rezerwa Federalna, ale także Chiny, które uwalniają strategiczne rezerwy metali przemysłowych, by przeciwdziałać wzrostowi cen.
Spore zmiany obserwowane są także na światowych rynkach surowców rolnych. Kontrakty terminowe na soję spadły w skali tygodnia o około 10 proc., czyli najbardziej od 7 lat i "unieważniły" wszystkie zyski z 2021 roku. Kilkuprocentowe spadki cen w minionym tygodni stały się udziałem także kukurydzy i pszenicy.
W środę po ogłoszeniu decyzji Rezerwy Federalnej notowania kontraktów terminowych na złoto niemal w jednej chwili spadły z 1860 do 1812 dolarów za uncję trojańską. Regres był kontynuowany w następnych dniach i cena zmalała do około 1764 dolarów.
Zdaniem Jefrreya Halleya, analityka w OANDA, spadek notowań żółtego metalu poniżej poziomu 1797 dolarów może być początkiem głębszej korekty. Jednak niektórzy eksperci uważają, że po jakimś czasie kurs złota powinien powrócić do zwyżek, gdyż najbliższe miesiące nadal będą upływać pod znakiem wysokiej inflacji na świecie.
Inne metale szlachetne także bardzo wyraźnie straciły na wartości licząc od środowego wieczora. Uncja srebra obniżyła loty z 28 do niespełna 26 dolarów. Kurs palladu spadł z 2838 do 2472 dolarów, a platyny z 1140 do 1036 dolarów.
W tym samy czasie baryłka ropy brent potaniała z 75 do 73 dolarów. Być może wyhamowanie wzrostu cen ropy naftowej zatrzyma także podwyżki na polskim rynku paliw. Firma e-petrol co tydzień prezentuje prognozy cenowe dla krajowych stacji benzynowych. Najnowsze wyliczenia są o kilka groszy wyższe na każdym litrze niż tydzień temu. Dla okresu od 21 do 27 czerwca e-petrol za litr benzyny Pb95 prognozuje 5,27-5,39 zł, a za Pb98 5,58-5,70 zł. Cenę litra oleju napędowego eksperci wyznaczają na 5,21-5,31 zł.
Na rynku walutowym niektórzy analitycy przyznają, że pod wpływem korekty kursu w amerykańskiej polityce pieniężnej muszą zmienić swoje projekcje, zwłaszcza dotyczące relacji euro do dolara. W środę euro potaniało z 1,21 do 1,20 dolara, ale w następnych dniach "wodospad" na wykresie sprowadził kurs do mniej niż 1,19 dolara.
Eksperci ING wątpią teraz, czy spełni się ich niedawna prognoza, że w lecie tego roku za euro będzie się płacić 1,25 dolara. - Fed zakłócił spokój na rynkach bardziej jastrzębią narracją niż oczekiwano. Podwyższono prognozy stóp procentowych i w 2023 roku mają pójść one w górę o 50 punktów bazowych, ale pojawiły się znaki zapytania co do tego, na ile przekroczenie inflacji jest tymczasowe. W tej sytuacji dyskusja o ograniczaniu skupu aktywów może rozpocząć się nieco wcześniej niż sądzono i zakończyć szybciej - komentuje Francesco Pesole z ING.
Ekonomiści z Danske Banku uważają, że kurs głównej pary walutowej za 12 miesięcy znajdzie się na poziomie 1,15 dolara. "Myliliśmy się myśląc, że czerwcowe posiedzenie Rezerwy Federalnej nie będzie znaczące. Tymczasem Fed zdjął nogę z gazu przy założeniu, że oczekiwania inflacyjne utrzymają się, a wzrost zatrudnienia w USA będzie duży" - napisano w raporcie banku.
Na polskim rynku walutowym środa też wiele zmieniła. Dolar wzmocnił się z 3,72 do 3,83 zł, a euro poszło w górę z 4,51 do 4,55 zł. Frank szwajcarski podrożał z 4,13 do 4,15 zł, a funt pokonał drogę od 5,25 do 5,33 i z powrotem do 5,29 zł.
Konrad Białas z TMS Brokers jest zdania, że w relacji do euro złoty powinien odzyskać siłę. Jak twierdzi, fundamenty polskiej gospodarki są mocne i przy postępującym ożywieniu w Europie tło makroekonomiczne będzie tarczą ochronną dla złotego. Analityk TMS Brokers podkreśla, że problemem pozostaje gołębie nastawienie NBP, a zwłaszcza prezesa Adama Glapińskiego. Jednak to, co zrobił Fed wzmacnia argumentację obozu jastrzębi w Radzie Polityki Pieniężnej, by nie czekać z reakcją na wysoką inflację.
Jacek Brzeski