Tani dolar i drogie złoto. Cena kruszcu na prostej drodze do rekordu wszech czasów?
Spekulacje, że Fed będzie łagodził politykę pieniężną i coraz bardziej taniejący dolar wzmacniają notowania złota. Szwajcarski bank UBS prognozuje, że cena uncji kruszcu jeszcze w tym roku osiągnie rekordowy poziom 2100 dolarów, a do marca 2024 roku - 2200 dolarów.
- Skok cen złota zobaczyliśmy już w marcu, a był on między innymi reakcją na kłopoty kolejnych banków - Silicon Valley Banku, Signature Banku i Credit Suisse
- W tej chwili w Polsce za uncję złota w transakcjach kasowych płaci się 8450 zł. Na początku 2015 roku uncja złota kosztowała 4200 zł. To oznacza, że w ciągu 8 lat podrożała o ponad 100 proc.
- Za fizycznie istniejące złoto musimy zapłacić więcej. Najtańsze monety o wadze uncji trojańskiej (31,1 g) kosztują około 9 tysięcy złotych
Nominalny rekord wszech czasów w notowaniach złota to 2077 dolarów, a ustanowiony został w sierpniu 2020 roku. O północy z 3 na 4 maja cena bardzo zbliżyła się do tego wyniku, bo na moment przekroczyła poziom 2070 dolarów. Jedocześnie za dolara płacono niecałe 4,14 zł, czyli najmniej od ponad roku. Taka była reakcja rynku na najnowsze decyzje amerykańskiej Rezerwy Federalnej.
Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC) trzeci raz z rzędu podniósł stopy procentowe o 25 punktów bazowych - do najwyższego poziomu od września 2007 roku. Rynek jest przekonany, że to już ostatnia podwyżka kosztów kredytu w tym cyklu i spekuluje, że Rezerwa Federalna wkrótce zmieni kierunek na odwrotny. Jednak prezes Fed Jerome Powell unika jakichkolwiek deklaracji na temat obniżki stóp w najbliższym czasie.
Przedział stopy funduszy federalnych został wywindowany do 5,00-5,25 proc. To dużo, gdyż inflacja konsumencka w USA też wynosi 5 proc. Majowa decyzja zapadła jednogłośnie i była zgodna z oczekiwaniami rynku oraz większości analityków.
Złoto drożeje z co najmniej pięciu powodów. Pierwszy to obawy rynków finansowych, że globalna gospodarka pogrąży się w recesji, z czego biorą się też prognozy, że Fed będzie łagodził politykę monetarną. Drugi powód to słabszy dolar amerykański, trzeci to spadek rentowności obligacji USA, czwarty to utrzymujący się trend kupowania kruszcu w większych ilościach przez banki centralne, które uzupełniają swoje rezerwy dewizowe, a piąty to ujawniający się od marca kryzys banków komercyjnych, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.
Jeszcze dwa miesiące temu Jerome Powell zapowiedział powrót do 50-punktowych podwyżek stóp procentowych, gdyż chciał opanować wysoką inflację bazową. Jednak wkrótce potem upadł Silicon Valley Bank i decydenci z Fed obrali ścieżkę podnoszenia stóp o 25 punktów bazowych. W dodatku, już w marcowym komunikacie FOMC zasugerowano, że nadchodzi kres twardej polityki pieniężnej.
Nic więc dziwnego, że skok cen złota zobaczyliśmy już w marcu, a był on reakcją także na kłopoty kolejnych banków. Najpierw na upadek kalifornijskiego Silicon Valley Banku i Signature Banku, a potem na implozję Credit Suisse, która doprowadziła do fuzji tego banku z UBS. Najnowszym wydarzeniem spod znaku kryzysu branży finansowej jest przejęcie przez JP Morgan Chase znajdującego się w trudnej sytuacji amerykańskiego banku First Republic z siedzibą w San Francisco.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nastąpiły też bezprecedensowe zmiany na amerykańskim rynku długu. Rentowność obligacji 2-letnich spadła poniżej 4 proc, choć jeszcze na początku marca przekraczała 5 proc. i była najwyższa od 2007 roku. Rentowność obligacji 10-letnich w tym czasie obniżyła się z ponad 4 proc. do niespełna 3,4 proc.
Może się okazać, że za kilka lub kilkanaście miesięcy długoterminowe stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych znajdą się poniżej zera. Taki scenariusz prawdopodobnie ponownie zaszkodziłby dolarowi, zwłaszcza wtedy, gdy Europejski Bank Centralny nadrabiałby zaległości względem Fed i nadal podnosił koszty kredytu.
Z prognozy przedstawionej przez analityków szwajcarskiego banku UBS (tego samego, który przejął Credit Suisse) wynika, że w tym roku cena uncji złota może osiągnąć historycznie najwyższy poziom 2100 dolarów, a do marca 2024 roku - 2200 dolarów. Autorzy raportu za główny czynnik wzrostu cen "królewskiego metalu" uznają wielką skalę jego skupu przez banki centralne. W dodatku zakładają, że ten trend utrzyma się przez kolejny rok. "W tym roku zakupiono już ponad 120 ton metrycznych złota, a całoroczne zakupy mają sięgnąć 750 ton. Byłby to drugi najwyższy wynik w historii po rekordowych 1136 tonach metrycznych w 2022 roku. Zmienność rynku będzie zachęcała banki centralne do dalszego nabywania złota" - czytamy w opracowaniu UBS.
Chociaż zakupy złota przez banki centralne rzadko były głównym motorem zmian cen, to bezprecedensowe rozmiary ostatniego popytu zmieniły sytuację. W 2022 roku udział banków centralnych w całkowitym popycie wzrósł do rekordowych 23 proc., co stanowi wyraźny kontrast z przedziałem rzędu 8-14 proc. obserwowanym w latach 2011-19. Ta zmiana może być związana z podwyższonym ryzykiem geopolitycznym i inflacyjnym, które pobudziło banki do zwiększania zasobów kruszcu. Z badania przeprowadzonego przez HSBC Reserve Management Trends Survey wynika, że ponad dwie trzecie z 83 ankietowanych banków centralnych uważa, że ich odpowiedniki zwiększą rezerwy złota w 2023 roku.
W tej chwili w Polsce za uncję złota w transakcjach kasowych płaci się 8450 zł, czyli około 1200 zł więcej niż na początku zeszłego roku. Kruszec ciągle nie traci waloru dobrej inwestycji długoterminowej. Kurs "żółtego metalu" wyrażony w złotych ma za sobą pięć z rzędu lat zakończonych na plusie. Na początku 2015 roku uncja złota kosztowała 4200 zł. To oznacza, że w ciągu 8 lat podrożała o ponad 100 proc.
Żeby mieć pełny obraz, trzeba też wiedzieć, jaka była w tym czasie skumulowana inflacja. Jak się okazuje dużo niższa od zysku osiągniętego na kruszcu, bo wyniosła około 40 proc. W marcu 2015 roku mieliśmy deflację - ceny spadały wówczas o 1,6 proc. Teraz z kolei mamy kilkunastoprocentową inflację.
Trzeba jednak pamiętać, że za 8450 zł za uncję nikt nam nie sprzeda sztabki lub monety bulionowej. Za fizycznie istniejące złoto musimy zapłacić więcej. Najtańsze monety o wadze uncji trojańskiej (31,1 g) kosztują około 9 tysięcy złotych.
Do najpopularniejszych monet na rynku inwestycyjnym należą: Liść Klonowy, Kangur Australijski, Krugerrand, Wiedeński Filharmonik, Chińska Panda, Amerykański Bizon i Amerykański Orzeł. Zalecane jest nabywanie monet posiadających certyfikat LBMA (London Bullion Market Association). Wydaje je londyńskie stowarzyszenie, które czuwa nad jakością produkcji złota. Firmy posiadające ten certyfikat dostarczają monety i sztabki honorowane na całym świecie. To powoduje, że inwestycja jest bezpieczna.
Przy inwestowaniu bezpośrednim w złoto, czyli przy zakupie monet bulionowych lub sztabek inwestycyjnych od dealera lub mennicy, trzeba pamiętać, że różna waga towaru przekłada się na odmienną procentową wartość marży dla sprzedawcy. Im dana moneta czy sztabka ma mniejszą gramaturę, tym zazwyczaj większy procent całości stanowi koszt dodatkowy w postaci marży.
Nabywanie złota w postaci fizycznej ma tę zaletę, że inwestycja nie jest obłożona 19-prcentowym podatkiem od zysków kapitałowych. Jedyny warunek, jaki trzeba spełnić, to realizacja zysków po okresie przynajmniej pół roku od zakupu przedmiotu. Od zakupu złota nie płaci się również VAT. Jednak przy transakcji kupna-sprzedaży złota inwestycyjnego o wartości przekraczającej 1000 zł należy zapłacić podatek od czynności cywilnoprawnych (PCC). Wynosi on 2 proc. i obciąża kupującego.
Inwestować w złoto można również w sposób pośredni. Dzieje się tak, gdy inwestor kupuje tak zwane złoto papierowe lub nabywa akcje spółek wydobywczych. Takie ulokowanie kapitału umożliwiają między innymi ETF. Są one papierami wartościowymi notowanymi na giełdzie, z natury bardziej płynnymi. Nie trzeba też przejmować się odpowiednim przechowywaniem takiego złota.
Jeszcze jednym sposobem inwestowania w "królewski metal" w sposób pośredni są kontrakty terminowe futures oraz kontrakty na różnice kursowe, czyli CFD. Wadą takich rozwiązań jest jednak konieczność zapłaty 19-procentowego podatku Belki, a także ponoszenie kosztów prowizji maklerskich i kosztów przewalutowania.
Pamiętać też trzeba, że złota fizycznego jest dużo mniej niż "papierowego". Z tego powodu inwestowanie pośrednie wiąże się większym ryzykiem, gdyż każdy papier wartościowy nie ma pełnego odzwierciedlenia w faktycznym kruszcu.
Jacek Brzeski