Unimil może zarobić w Afryce
Unimil chce potroić wartość eksportu - m.in. dzięki pomocy humanitarnej dla krajów Trzeciego Świata.
Największy w Polsce i drugi w Europie producent prezerwatyw przeszedł właśnie trudne badania audytowe w Nowym Jorku i Australii. Ich efektem jest podpisanie kontraktu z Organizacją Narodów Zjednoczonych (ONZ), który jest dla spółki szansą na bardzo duże zyski.
- Mamy umowę z ONZ obowiązującą przez półtora roku. Zakłada ona, że na żądanie tej organizacji dostarczymy jej zamawianą liczbę prezerwatyw, które w ramach pomocy humanitarnej trafiać będą do krajów Trzeciego Świata. Trudno powiedzieć, ile ONZ zamówi właśnie u nas - może dużo, a może nic. Generalnie wiadomo, że agendy ONZ na tego typu wydatki przeznaczają w sumie kilkaset milionów dolarów rocznie - mówi Grzegorz Winogradzki, prezes Unimilu.
Gumowe nadwyżki
Jego zdaniem, kontrakty z ONZ wiążą się z bardzo dużym prestiżem. Żeby "załapać się" na zamówienia tej organizacji, trzeba bowiem spełnić bardzo ostre kryteria. Ale nawet jeśli ONZ ostatecznie nic nie kupi w Unimilu, to się nic nie stanie.
- Udostępniliśmy ONZ nasze nadwyżki produkcyjne. Jeśli organizacja z nich skorzysta, to po prostu będziemy mieli dodatkowy zysk - tłumaczy prezes.
Dzięki kontraktom z ONZ oraz systematycznemu rozwojowi sprzedaży w zachodniej Europie i na rynkach rosyjskich Unimil ma szanse znacznie zwiększyć eksport, który obecnie stanowi 10 proc. sprzedaży.
- Myślę, że realny jest wzrost do 30 proc. Rynek krajowy nadal pozostanie jednak dla nas najważniejszy - dodaje Grzegorz Winogradzki.
Jak na drożdżach
Unimil uzyskuje coraz lepsze wyniki finansowe, co zaowocowało mniej więcej trzykrotnym wzrostem wartości akcji spółki w ciągu kilku ostatnich lat. Spółka nie zamierza jednak opuszczać warszawskiej giełdy - mimo że ma inwestora strategicznego (niemieckie Condomi) i nie planuje emisji akcji w celu uzyskania pieniędzy na rynku kapitałowym.