Złoto drogie jak nigdy. Kruszec bezpieczną przystanią dla inwestorów na całym świecie
Od początku roku uncja złota podrożała o jedną czwartą. Kruszec jest przedmiotem pożądania banków centralnych i indywidualnych nabywców na całym świecie. W powszechnym przekonaniu chroni inwestorów przed wahaniami kursów walutowych i niepewnością rynkową.
- Wielu ekonomistów radzi tym, którzy chcą zarobić na złocie, by "inwestowali, skoro bankierzy centralni inwestują". Banki centralne w lipcu tego roku kupiły o 206 proc. kruszcu więcej niż w czerwcu;
- Goldman Sachs zakłada, że na początku 2025 roku uncja złota będzie kosztować 2 700 dolarów. Natomiast dla analityków banku ING 2 700 dolarów to prognozowana średnia cena w całym przyszłym roku;
- Stowarzyszenie krajów BRICS+, czyli organizacja założona przez Brazylię, Rosję, Indie i Chiny, rozważa wprowadzenie wspólnej waluty opartej na złocie.
Cena złota, zbliżając się do 2 600 dolarów za uncję, znów pobiła rekord wszech czasów. Kruszec w ostatnich miesiącach absolutne szczyty osiągał kilka razy i jest jednym z największych wygranych na rynkach w 2024 roku. Od początku stycznia do teraz notowania złota wzrosły o 25 proc. Na polskim rynku cena uncji ociera się o 10 tysięcy złotych.
"Kto jest właścicielem banku, ustala zasady, a właścicielem banku jest ten, kto ma złoto". Ta sentencja jest teraz przypominana, bo rośnie entuzjazm dla złota wśród bankowców centralnych, indywidualnych i instytucjonalnych inwestorów i analityków rynkowych. W obliczu zbliżającego się zwrotu na globalnych rynkach finansowych, banki centralne na całym świecie postanowiły kupować bardzo dużo kruszcu. Wyszły z założenia, że złoto chroni gospodarki przed wahaniami kursów walutowych i niepewnością rynkową.
W tym roku na rynku złota szczególnie aktywne są banki centralne Chin, Turcji, Indii i Polski. Te cztery kraje zwiększają rezerwy "żółtego metalu" w tempie, które nie było widziane od 2000 roku. Ze statystyk przygotowanych na koniec lipca wynika, że bank centralny Turcji kupił w tym roku najwięcej kruszcu na świecie - blisko 50 ton w ciągu siedmiu miesięcy.
Drugie są Indie, które nabyły prawie 43 tony, a trzecia Polska z zakupami na poziomie 33 ton. Wyprzedziliśmy w ten sposób Chiny, które od kilku miesięcy nie powiększają rezerw złota. W samym lipcu NBP, kupując ponad 14 ton, był światowym liderem.
Jak się szacuje, w sierpniu polskie zakupy były skromniejsze, bo nieznacznie przekroczyły 6 ton. W tej chwili nasze zasoby kruszcu to prawie 398 ton, co stanowi około 15 proc. wszystkich aktywów rezerwowych kraju. Cel Narodowego Banku Polskiego to 20-procentowy udział kruszcu w rezerwach walutowych.
Wielu ekonomistów radzi tym, którzy chcą zarobić na złocie, by "inwestowali, skoro bankierzy centralni inwestują". Pęd do zakupów ze strony banków centralnych jest bowiem sygnałem, że warto zbudować własne rezerwy kruszcu i przygotować się na procykliczność. Faza procykliczna, która może rozpocząć się w 2025 roku, to czas, kiedy gospodarka i ceny aktywów idą w tym samym kierunku. Oznacza to, że złoto może jeszcze bardziej zyskać na wartości.
Dodatkowo, listopadowe wybory prezydenckie w USA również mogą wpłynąć na cenę złota. Rezerwa Federalna przed wyborami zazwyczaj wzmacnia dolara, co prowadzi do spadku cen metali szlachetnych. Jednak zaraz po wyborze prezydenta złoto ma tendencję do szybkiego powrotu na wyższe poziomy.
Michał Tekliński z firmy Goldsaver przypomina, że Goldman Sachs swoją najnowszą notę zatytułował: "Go for Gold" i zakłada, że na początku 2025 roku uncja będzie kosztować 2 700 dolarów. Hasło: "kupujcie złoto" rozpowszechniane przez jeden z największych banków inwestycyjnych świata to bardzo mocna deklaracja. Michał Tekliński podkreśla, że w przypadku tego banku tak dobitny przekaz jest rzadko spotykany przy jego rekomendacjach finansowych.
Amerykańscy bankowcy wyliczają trzy powody kontynuowania hossy na rynku złota. Po pierwsze, banki centralne nadal będą kupowały bardzo dużo "żółtego metalu". Drugi powód to spodziewane cięcia stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, które mają rozpocząć się 18 września. Cykl łagodzenia polityki monetarnej w USA sprawi, że inwestorzy na całym świecie zwrócą się ku złotu ze względu na osłabienie dolara.
Trzeci punkt, na który zwraca uwagę Goldman Sachs, to fakt, że złoto jest doskonałym zabezpieczeniem w burzliwych czasach, w jakich właśnie żyjemy. Trwa wojna w Ukrainie, nie słabnie napięcie na Bliskim Wschodzie, mamy przed sobą również wybory w różnych krajach, którym towarzyszy stan niepewności na rynkach finansowych.
Podobne prognozy jak Goldman Sachs przedstawia ING. Bank prognozuje, że średnia cena złota w czwartym kwartale 2024 roku wyniesie 2 580 dolarów za uncję. Natomiast w całym 2025 roku miałoby to być 2 700 dolarów.
Ewa Manthey, analityczka do spraw surowców w ING, podkreśla, że długo oczekiwana obniżka stóp procentowych Rezerwy Federalnej będzie kluczowym czynnikiem napędzającym dalszy wzrost cen metali szlachetnych. Zwraca też uwagę na fakt, że pomimo spadku na początku 2024 roku zainteresowania funduszami ETF działającymi na rynku złota, sytuacja zmieniła się w maju, gdy przepływy kapitału stały się dodatnie. Ta zmiana zbiegła się z wielkim rajdem ceny metalu, która latem osiągała nowe szczyty.
Ewa Manthey jest przekonana, że banki centralne szybko nie zrezygnują z powiększania rezerw kruszcu. "Pomimo osiągnięcia nowych rekordowych szczytów cen złota, popyt ze strony banków centralnych zwiększył się jeszcze bardziej. Zakupy netto banków imponująco wzrosły w lipcu. Osiągnęły wtedy poziom 37 ton, co stanowiło wzrost o 206 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem" - czytamy w raporcie analityczki ING. Przewiduje ona również, że wybory prezydenckie w USA w listopadzie, a także czynniki geopolityczne, takie jak wojna w Ukrainie i napięcia między USA a Chinami, nadal będą wzmacniać pozycję złota jako bezpiecznej przystani.
Adam Hamilton, założyciel firmy Zeal Intelligence zajmującej się doradztwem finansowym, zakłada, że cena uncji złota może zbliżyć się do 3 tysięcy dolarów. Jego zdaniem, inwestorzy powoli wycofują kapitały z bańki spekulacyjnej sztucznej inteligencji i szukają bezpieczniejszego miejsca dla swoich pieniędzy. Nie bez znaczenia pozostaje także popyt ze strony banków centralnych, który doprowadził notowania kruszcu do historycznych szczytów. Hamilton prognozuje, że ceny złota osiągną wkrótce poziom 2 950 dolarów za uncję.
"W dzisiejszej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej złoto może nadal mieć siłę do dalszego wzrostu. Widzimy, co dzieje się na Wall Street, jak spółki technologiczne szybko tracą na wartości. W międzyczasie banki centralne wracają na rynek złota, aby powiększyć swoje rezerwy. Także niepewność związana z hossą sztucznej inteligencji, z odbiciem gospodarczym, czy z polityką światową, przemawia za dalszymi wzrostami wartości złota" - czytamy w raporcie Adama Hamiltona.
Ekspert uważa, że hossę na kruszcu będą wzmacniać pesymistyczne prognozy dla fundamentów dolara amerykańskiego. Walucie Amerykanów będą szkodzić wymykające się spod kontroli wydatki rządu Stanów Zjednoczonych, które niebezpiecznie zwiększają zadłużenie kraju. "Nic nie przebije złota w walce z globalną inflacją i deprecjacją walut fiducjarnych (tradycyjnych)" - konkluduje Hamilton.
Michał Tekliński z Goldsaver, oceniając perspektywy złota, zwraca uwagę na fakt, że coraz głośniej i coraz częściej mówi się o stowarzyszeniu krajów, które próbują być przeciwwagą dla dominacji gospodarczej Stanów Zjednoczonych. Chodzi o BRICS+, czyli organizacje założoną przez Brazylię, Rosję, Indie i Chiny. Do tych państw dołączyła potem RPA, a teraz chcą to zrobić kolejne kraje. Tu wybija się Turcja, która jest członkiem NATO i od wielu lat prowadzi, wciąż przedłużający się, proces integracji z Unią Europejską.izację założoną przez Brazy
"To być może sygnał, który Turcja chce wysłać Zachodowi: mamy już dość czekania, rozwijamy się i jesteśmy coraz silniejszą gospodarką, więc jeśli nas nie chcecie, nie będziemy się integrować z UE, natomiast bardzo chętnie przyłączymy się do BRICS" - czytamy w opracowaniu Michała Teklińskiego.
Ekspert Goldsaver jest zdania, że z punktu widzenia Turcji przynależność do BRICS byłaby bardziej sojuszem politycznym niż gospodarczym. Dałaby Ankarze mocniejszy mandat, by z Zachodem o niektórych kwestiach rozmawiać nieco ostrzej. "Zachód poprzez Turcję mógłby z kolei mediować z państwami BRICS, które w drugiej połowie października mają się spotkać i rozmawiać między innymi o wspólnej walucie, być może opartej na złocie" - przewiduje Michał Tekliński.
Jacek Brzeski