Bankructwo Grecji: Helladzie zostało kilkanaście godzin?

Minister finansów Grecji Janis Warufakis zapowiedział w wywiadzie dla dziennika "Bild", że klucz do rozwiązania kryzysu wokół Grecji ma kanclerz Niemiec Angela Merkel. Zasugerował, że Ateny mogą zmienić swój negatywny stosunek do propozycji wierzycieli.

- Szefowie rządów UE muszą działać. Ona (Merkel) jako przedstawicielka najważniejszego kraju posiada klucz. Mam nadzieję, że skorzysta z niego - zapowiedział Warufakis w rozmowie, która będzie opublikowana w poniedziałkowym wydaniu niemieckiego tabloidu. Fragment wywiadu redakcja udostępniła wcześniej mediom.

Szef resortu finansów zaznaczył, że Grecja jest otwarta na nową ofertę wierzycieli, która mogłaby być przedmiotem zapowiedzianego na przyszłą niedzielę referendum.

Warufakis zasugerował, że jego rząd mógłby w takim przypadku wycofać swój dotychczasowy sprzeciw wobec postulatów wierzycieli. - Możemy nasze zalecenia w każdej chwili zmienić i zaproponować wyborcom, by głosowali na tak - wyjaśnił grecki polityk. Równocześnie wyjaśnił, że Grecja nie zamierza składać nowych propozycji.

Reklama

Warufakis powiedział, że pozostaje "wiecznym optymistą", gdyż Europie zawsze udawało się "zaleczyć rany i rozwiązywać spory".

Grecki parlament zgodził się w nocy z soboty na niedzielę na przeprowadzenie 5 lipca referendum w sprawie warunków programu pomocowego, przedstawionych przez międzynarodowych kredytodawców. Premier Grecji Aleksis Tsipras wezwał Greków, by w referendum zagłosowali przeciwko proponowanym przez wierzycieli, jego zdaniem w formie ultimatum, warunkom dalszej pomocy dla Grecji.

Eksperci uważają, że niedzielna decyzja rządu greckiego w sprawie zamknięcia banków i wprowadzenia kontroli przepływu kapitałów może okazać się dla bankrutującej Grecji decydującym momentem w kwestii opuszczenia strefy euro.

Według Fiony Mullen, dyrektor firmy konsultingowej Sapienta Economics, zarówno dla Aten jak ich wierzyciele byłoby korzystniej, gdyby zamiast nagłego krachu, który w obecnej sytuacji staje się coraz bardziej możliwy, uzgodnili między sobą "uporządkowany +Grexit+ (wyjście ze strefy euro)".

- Wszyscy mówią, że nie chcą, aby Grecja wyszła ze strefy euro, ale przeciąganie tej trudnej sytuacji może spowodować więcej szkody niż pożytku - zapowiedziała PAP Mullen. Przypomniała, że Ateny najprawdopodobniej zbankrutują już 30 czerwca, kiedy nie zwrócą 1.6 miliarda euro Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu (MFW).

Zdaniem Mullen teoretycznie wciąż istnieje możliwość, że w ciągu następnych 36 godzin wszyscy rozmówcy wrócą do negocjacyjnego stołu, ktoś "wyciągnie z kapelusza królika", Grecja zwróci pieniądze MFW, a Grecy zagłosują w referendum 5 lipca za porozumieniem z wierzycielami. Taki scenariusz jest dalece nieprawdopodobny, a na dodatek i tak nie rozwiązałby wszystkich problemów Grecji.

- Grecki kryzys to prawdziwe zaklęte koło. Trzeba się z niego wreszcie wyrwać - uważa Mullen. Tłumaczy, że chociaż "Grexit" jest właściwie nie do uniknięcia, można go przeprowadzić w sposób albo miły albo niemiły. Ona zaleca ten pierwszy, co oznaczałoby współpracę między eurogrupą i Grecją w sprawie zmniejszenia skutków krachu. Mullen włącza w to kontrolę przepływu kapitału i wsparcie finansowe dla greckiego bilansu płatniczego co powstrzymałoby nową walutę grecką od szybkiego spadku na wartości.

Mullen dorzuciłaby do tego także pozostawienie dla Aten otwartej furtki na wypadek, gdyby sytuacja ekonomiczna Grecji poprawiła się na tyle, że mogłaby ponownie przystąpić do eurolandu. "Eurogrupa miałaby wtedy okazję zademonstrować kilka z tych europejskich wartości, których rzadko byliśmy świadkami podczas ostatnich negocjacji" - uważa Mullen.

Dodaje, że niedzielne zamknięcie greckich banków i wprowadzenie kontroli przepływu kapitałów przypomina jej kryzys bankowy na Cyprze w 2013 r. Podejrzewa ona, że grecka historia będzie trwać o wiele dłużej i mieć gorszy przebieg. (Na Cyprze, zamknięcie banków nastąpiło w wyniku porozumienia rządu z "trojką" kredytodawców (KE, EBC, i MFW) a kontrola przepływu kapitałów zakończyła się dopiero w kwietniu tego roku.)

Mullen uważa jednak, że ponieważ w Grecji wypłacanie pieniędzy z banków trwało już od stycznia (kiedy do władzy doszła Koalicja Radykalnej Lewicy, czyli SYRIZA) w kraju znajduje się w tej chwili dużo schowanej pod materacem gotówki więc przynajmniej niektórym Grekom nie tak prędko zabraknie pieniędzy.

Constantin Papapdopulos, były bankier i doradca ds. ekonomicznych w rządzie Jeorjosa Papandreu, także uważa, że istnieje duże niebezpieczeństwo, że Grecja we wtorek zbankrutuje. Jeśli na dodatek w czasie referendum, Grecy odrzucą porozumienie z wierzycielami, banki pozostaną zamknięte na długi okres czasu ponieważ tylko w ten sposób będą mogły uniknąć upadłości. Wtedy cała gospodarka grecka ulegnie zamrożeniu; nikt nie będzie mógł przeprowadzać transakcji biznesowych a ci, którzy będą mieli gotówkę nie będą chcieli jej wydawać na nic innego, poza żywnością.

"Wszystkie sklepy pozamykają się, zostaną tylko spożywcze" - ocenia Papadopulos. Już teraz - dodaje - zagraniczne biura turystyczne zaczynają odwoływać rezerwacje, jakie zrobiły na rozpoczynający się właśnie sezon letni, który miał przynieść Grecji rekordowy dochód.

Zdaniem Papadopulosa bardziej optymistyczny scenariusz, w którym Grecy zaakceptują pakiet ratunkowy pożyczkodawców też nie jest dobry, ponieważ powrót do negocjacji oraz opracowanie nowego porozumienia, obejmującego konsekwencje dalszej, wywołanej zastojem ostatnich kilku miesięcy recesji, spowoduje, że nie będzie to ten sam pakiet.

- Nie mam pojęcia jaki będzie wynik takich zmian i czy wtedy rząd, który już teraz nie zachowuje się wiarygodnie, je zaakceptuje. Może to oznaczać dalsze komplikacje - mówi Papadopulos.

W niedzielę premier Grecji Aleksis Tsipras oświadczył w telewizyjnym orędziu do narodu, że Grecja wprowadza czasowe zamknięcie krajowych banków oraz kontrolę przepływu kapitałów.

Władze greckie zarekomendowały, aby bankomaty na terenie całego kraju były w poniedziałek nieczynne a od wtorku wypłaty były ograniczone do 60 euro dziennie. Banki będą zamknięte do przyszłego poniedziałku.

Limit dziennych wypłat dotyczyć będzie posiadaczy kart wydanych przez greckie banki. Posiadacze kart wydanych przez zagraniczne banki będą mogli wypłacać pieniądze do limitu wyznaczonego przez te banki.

Decyzja o zamknięciu banków była wynikiem niedzielnego zamrożenia przez Europejski Bank Centralny (EBC) pożyczek ratunkowych dla greckich banków na poziomie ok. 90 miliardów euro.

Greckie banki były od miesięcy skazane na wsparcie finansowe EBC.

Ich sytuacja ulegała stopniowemu pogorszeniu ze względu na fakt, iż coraz więcej klientów, w reakcji na postępujący kryzys, zaczęło wypłacać ze swoich kont wszystkie oszczędności.

EBC było jednak w dalszym ciągu gotowe do finansowania banków, aż do momentu, kiedy w sobotę ministrowie finansów strefy euro, bez udziału greckiego ministra, zdecydowali, że program pomocowy dla Grecji, który wygasa 30 czerwca, nie zostanie jednak przedłużony.

Reuters zauważa, że aby decyzja o wprowadzeniu kontroli przepływu kapitałów była prawomocna, musi być zaaprobowana przez rząd grecki a następnie ogłoszona dekretem prezydenta.

Według informacji napływających ze Skopje, centralny bank Macedonii zarządził w niedzielę wycofanie wszystkich depozytów banków macedońskich z banków w Grecji oraz inne "czasowe posunięcia zapobiegawcze", które mają ograniczyć wypływ kapitałów do Grecji. Ograniczenia mają dotyczyć jedynie przyszłych transakcji, a nie uzgodnionych już porozumień między bankami obu krajów.

Od końca lutego rząd Tsiprasa wprowadził negocjacje z wierzycielami - Komisją Europejską, Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) i EBC w sprawie reform, które są warunkiem odblokowania ostatniej transzy pomocy dla Grecji w wysokości 7,2 mld euro. Bez tych pieniędzy Ateny nie mogą zrealizować swych zobowiązań wobec MFW.

Rząd w Atenach zabiegał o to, by program pomocowy został przedłużony, aby zyskać czas na referendum, które ma się odbyć 5 lipca w sprawie warunków wsparcia, postawionych przez pożyczkodawców. Prośba ta jednak została odrzucona.

Grecja - dziś test dla rynków Dziś rynki finansowe przejdą prawdziwy test wrażliwości na problemy związane z Grecją. Wcześniej specjalnie się nimi nie przejmowały. Jeszcze w miniony piątek nastroje były optymistyczne, mimo że od pewności w kwestii porozumienia z wierzycielami było daleko. Trudno to brać za dobrą monetę i trzeba się przygotować na nerwowe chwile. Wydaje się, że rynki nie brały pod uwagę scenariusza, który zafundowały nam władze Grecji i przedstawiciele głównych wierzycieli. Mimo pełniej mobilizacji europejskich polityków najwyższego szczebla oraz wyrażanego powszechnie optymizmu w kwestii znalezienia dobrego rozwiązania problemów, niewypłacalność Grecji staje się faktem. Co prawda słychać jeszcze głosy, że powrót do negocjacyjnego stołu jest możliwy, ale wiara w to nie wdaje się być zbyt duża. W grę może wchodzić jedynie jak najłagodniejsze przeprowadzenie strefy euro przez całe to zamieszanie oraz ograniczenie jego konsekwencji w samej Grecji. Choć trudno zakładać perspektywę inną, niż silne spadki na giełdach i tąpnięcie kursu euro, to jednak nie sposób oszacować skali tych zjawisk oraz czasu ich trwania. Wydaje się, że im bardziej gwałtowna będzie reakcja, tym szybciej można liczyć na uspokojenie nastrojów. Nie można jednak wykluczyć także wariant, w którym inwestorzy po prostu odetchną z ulgą, że męcząca niepewność wreszcie się skończyła i wiadomo, na czym stoimy. Ewentualne szersze konsekwencje, którymi straszą niektórzy komentatorzy, takie jak zagrożenia polityczne dla jedności strefy euro, można śmiało odłożyć na później. Nerwowość i niepewność może potrwać jeszcze przez kilka dni, do niedzielnego referendum w Grecji. Dalsza perspektywa jest już dość mglista. W tych warunkach można zdać się na w jakiejś mierze na technikę. W przypadku DAX-a o większym strachu będzie można mówić przy zejściu poniżej 10,8-11 tys. punktów, co oznaczałoby spadek o 4-6 proc. licząc od poziomu piątkowego zamknięcia. Kolejnego wsparcia można się dopatrywać jednak już około 200 punktów poniżej dolnej granicy wspomnianego przedziału. Patrząc na przykład z końca kwietnia, sięgający 600 punktów spadek indeks giełdy we Frankfurcie jest w stanie zrealizować w trakcie dwóch sesji. Wall Street pewnie też nie będzie płakać przez Grecję ani zbyt mocno, ani zbyt długo, tym bardziej, że już od środy będzie się zajmować bardziej tym, co dzieje się na amerykańskim rynku pracy i czego w związku z tym można się spodziewać po rezerwie federalnej. S&P500 ostatnio wykazywał sporą skłonność do korekty, więc bez problemu może powiększyć jej skalę o kolejne 20-30 punktów, lądując w okolicach bardzo istotnego wsparcia przy 2080 punktów, które już kilkukrotnie w ostatnich tygodniach powstrzymywało przecenę. Najtrudniej przewidywalny jest możliwy rozwój sytuacji na warszawskim parkiecie. Nie wydaje się jednak, byśmy byli w stanie uchronić się przed mocnymi spadkami, jeśli dojdzie do nich w otoczeniu. W przypadku indeksu największych spółek niedawny dołek w okolicach 2300 punktów powinien pójść na pierwszy ogień bardzo szybko, a w nieco tylko dalszej perspektywie można się spodziewać poważniejszej walki przy 2200 punktów. Przy obecnym poziomie emocji i niepewności, to wszystko jednak tylko teoretyczne dywagacje, a każdy powinien opracować własny scenariusz działań, oparty o obserwację sytuacji na rynku i ocenę odporności na stres. Obserwacja rynku w poniedziałkowy poranek może zaś na stres wystawiać niejednego inwestora. Kurs euro spada o 1,3 proc., do 1,1 dolara, ale w ostatnich tygodniach takie i większe spadki już widzieliśmy. Na rynkach azjatyckich wszystkie indeksy idą w dół, przy czym najmniejsze ruchy sięgają 1 proc., najbardziej dynamiczne to prawie 4 proc. w Szanghaju. Nikkei zniżkuje o niemal 2,5 proc. Kontrakty na DAX-a tracą prawie 5 proc., na CAC40 zniżkują o 4,5 proc., a na S&P500 o 1,6 proc. Roman Przasnyski, analityk niezależny Roman Przasnyski, z polskim rynkiem kapitałowym związany od 1991r., autor licznych artykułów na temat giełdy i finansów, komentator giełdowy, uczestnik audycji radiowych i telewizyjnych, był analitykiem Open Finance, głównym analitykiem Gold Finance, redaktorem w Forbes i Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego "Parkietu".

W obecnej sytuacji wprowadzona przez Grecję kontrola przepływu kapitału jest uzasadniona - wstępnie ocenia Komisja Europejska.

Zakaz transferu kapitału za granicę to jedno z działań podjętych przez grecki rząd po załamaniu się negocjacji w sprawie wygasające we wtorek pakietu pomocowego. Inne podjęte kroki to ograniczenie wypłat z bankomatów do 60 euro dziennie na osobę i zamknięcie banków na tydzień. Celem tych posunięć jest zahamowanie masowego wycofywania depozytów ze znajdującego się w głębokim kryzysie greckiego systemu bankowego.

- Komisja, jako strażnik traktatów, mając na celu zachowanie integralności jednolitego rynku, dokonała niezwłocznej wstępnej oceny greckich działań wprowadzających kontrole (przepływu kapitału - PAP) i ocenia, że są one prima facie (na pierwszy rzut oka - PAP) uzasadnione - napisano w poniedziałkowym komunikacie Komisji.

KE przypomina, że zarówno unijne prawo, jak i orzecznictwo dopuszczają w szczególnych sytuacjach wyjątki od zasady swobodnego przepływu kapitału. Zdaniem KE w obecnej sytuacji greckiego sektora finansowego i bankowe "nałożenie tymczasowych ograniczeń w przepływach kapitałowych wydaje się uzasadnione", a podjęte działania "wydają się konieczne i proporcjonalne".

Jednocześnie KE jest zdania, że w interesie Grecji, strefy euro i całej UE swoboda przepływu kapitału musi być przywrócona "tak szybko jak to możliwe".

Od końca lutego rząd premiera Aleksisa Tsiprasa prowadził negocjacje z wierzycielami: Komisją Europejską, Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) i Europejskim Bankiem Centralnym (EBC) w sprawie reform, które są warunkiem odblokowania ostatniej transzy pomocy dla Grecji w wysokości 7,2 mld euro.

Bez tych pieniędzy Ateny nie mogą zrealizować swych zobowiązań wobec MFW. Obecny program pomocowy dla Grecji wygasa we wtorek i tego samego dnia Grecja powinna zwrócić MFW kolejną ratę zadłużenia w wysokości 1,6 mld euro.

Przez cztery miesiące nie udało się wypracować kompromisu. Rząd Tsiprasa domagał się złagodzenia warunków pomocy, twierdząc, że narzucone przez instytucje reprezentujące wierzycieli zaciskanie pasa ma katastrofalne skutki dla greckiego społeczeństwa i gospodarki. Negocjacje załamały się w weekend po zapowiedzeniu przez premiera Grecji referendum w sprawie pakietu pomocowego.

Z Brukseli Filip Dutkowski

Komisja Europejska zdecydowała się opublikować dokument zawierający treść reform, aby zachować przejrzystość oraz zapewnić wiarygodne informacje mieszkańcom Grecji.

Reformy zawarte w dokumencie przewidywały m.in. utrzymanie pierwotnej nadwyżki w budżecie na poziomie 1% w bieżącym roku, 2% w 2016 roku, 3% w 2017% oraz 3,5% w 2018 roku. W dokumencie znalazły się również reformy systemu podatkowego (ze szczególnym uwzględnieniem VAT), reformę systemu emerytalnego, administracji publicznej czy usprawnienie procesu ściągalności podatków. Proponowane reformy spotkały się jednak z odrzuceniem ze strony przedstawicieli greckiego rządu i tym samym doprowadziły do obserwowanej obecnie sytuacji.

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: EBC | Grecja | Komisja Europejska | strefa euro | Niemcy | MFW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »